Pod wpływem uderzenia zrobiłam krok w tył. Chciałam wyciągnąć telefon z kieszeni i zadzwonić po pomoc, ale słysząc słowa Jessi, stałam jak słup soli, nie mogą się zmusić, by wykonać jakiś ruch.
-Dobij ją! - Jessica wrzeszczała na
mnie, a ja nie byłam w stanie wydusić słowa. W jej głosie można
było wyczuć dzikość i niesamowitą złość.
Nie pamiętam kiedy kurczowo zacisnęłam
dłonie na kurtce Mingyu, zauważyłam to dopiero, gdy zaczęły one
niespokojnie drżeć, wywołując przy tym cichy szum
przeciwdeszczowego materiału. Nigdy nie byłam tak przerażona,
nawet to, że Ming przytulił mnie do siebie nie było w stanie
uspokoić drżenia. Jessica wciąż głęboko patrzyła mi oczy, a
jej wzrok wydawał się płonąć. Nagle moja przyjaciółka stała
się dla mnie kimś obcym, zupełnie jakby to nie było ona, nie moja
Jessi.
-Dobij ją! - powtórzyła, a jej krzyk
odbił się echem.
Znów chciała się do mnie zbliżyć,
jednak zatrzymała się, gdy Mingyu przyciągnął mnie jeszcze
bliżej siebie, kładąc dłoń na moim ramieniu. Jeszcze chwile
patrzyła na mnie, a potem wbiła wzrok w ziemię. Zaczęła
chaotycznie stawiać kroki, a jej oczy krążyły wkoło, desperacko
czegoś szukała. Rozejrzałam się, każdy obserwował stąpającą
w kółko Jessi, nikt jednak nie wykonywał żadnych ruchów. Wszyscy
byli jak zamrożeni, wyglądali jak marmurowe pomniki, tylko ich
zagubione spojrzenia zdradzały, iż są żywi. Wydawało mi się, że
pogoda się pogorszyła, ciemne chmury zakryły słońce, a chłodny
wiatr drażnił moją rozpaloną twarz.
▀▀
Obserwowałam tę dziewuchę w
milczeniu, próbowałam odgadnąć co ma zamiar zrobić. Wyglądała
jakby postradała zmysły, kręciła się w kółko i szukała czegoś
na ziemi.
Nagle Jessica rozpędziła się i
prawie biegnąc ruszyła przed siebie. Zatrzymała się w miejscu,
gdzie pozornie nic nie było. Dopiero, gdy zaczęła stopą podważać
wystający kawałek betonowego prostokąta, stanowiącego element
podłoża, zrozumiałam czego szukała. Stukot jej buta, uderzającego
w beton rozbrzmiewał w mojej głowie.
Chciałam podejść do niej i ją
uspokoić jednak, gdy zrobiłam krok, poczułam jak Alexander
szarpnął mnie za rękę, tak, że zatrzymałam się tuż obok
niego. Spojrzałam na niego, pokiwał on przecząco głową i
dopiero, gdy bezdźwięcznie mu odpowiedziałam, puścił moją rękę.
▀▀
Miałam wrażenie, że świat zwolnił,
nie wiedziałam ile tkwiliśmy w bezruchu, czułam jakby minęła
wieczność. Powoli robiło się ciemno, było co raz chłodniej.
Spojrzałam na swoje dłonie, które od zimna stały się czerwone,
niewiele brakowało im do tego, by zacząć sinieć.
Wreszcie udało się Jessi podważyć
betonowy element, by móc nim poruszyć. Dziewczyna z lekkim trudem
uniosła kamień i ruszyła z nim w stronę wciąż nieprzytomnej
Chanmi. Moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie, po moim ciele
przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Nagle zrobiło mi się ciemno przed
oczami, poczułam jak Mingyu silnie przyciska moją głowę do swojej
klatki piersiowej, uniemożliwiając mi obserwowanie zajścia.
Usłyszałam potworny huk, a potem
ciszę, tak głęboką ciszę jakbym nagle utraciła słuch.
Wiedziałam co się stało, nie musiałam tego widzieć, jednak w tym
momencie nie byłam w stanie uświadomić sobie, że to dzieje się
naprawdę, że to nie sen, z którego za chwilę obudzę i zalana
potem, będę śmiać się pod nosem.
-Zabierz ją stąd. - głos Kyungri
dotarł do moich uszu, jednak wydawał się być odległy, nierealny.
Przez ułamek sekundy wątpiłam czy
aby na pewno nie był on tylko wytworem mojej wyobraźni, jednak
moje wątpliwości rozwiał Mingyu, który delikatnie popchnął
mnie, bym ruszyła przed siebie. Nie mam pojęcia co mnie podkusiło
do tego czynu, jednak wykorzystując moment, gdy Ming zwolnił
uścisk, odwróciłam się w stronę, gdzie leżała Chanmi. Poczułam
się, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Widok,
który zastałam przeszedł wszelkie moje wyobrażenia, w
najstraszniejszych horrorach nie widziałam czegoś takiego.
Zasłoniłam dłonią usta, by nie krzyczeć, a chwilę później
ścięło mnie z nóg. Wylądowałam na kamieniach, czując jak ostry
żwir rani mi kolana.
▀▀
Wiedziałam, że Jiyeon w takim stanie
będzie tutaj jedynie ciężarem, więc ponowiłam prośbę, by
Mingyu zabrał ją z tego miejsca. Patrzyłam niezadowolona jak
chłopak podnosi ją z ziemi i bierze na ręce, ponieważ ta nie jest
w stanie ustać na nogach. Odprowadziłam ich wzrokiem, a gdy
zniknęli za zakrętem, zbliżyłam się do Joonyounga.
-To co, powtórka z rozrywki? -
zaśmiałam się nieszczerze, klepiąc go w ramię.
-Jakieś 300 metrów stąd jest
nieużywana studzienka, we dwoje dacie radę przesunąć właz, który
ją osłania. Ja zostanę z nią i trochę to ogarnę. - podrapał
się po głowie.
-Kurwa, czy to naprawdę musi nas znowu
spotykać? - mój brat był wściekły, jednak posłusznie ruszył za
mną, nie odzywając się już ani słowem.
Przesunięcie kamiennego koła nie
zajęło nam zbyt wiele czasu, więc już po chwili wracaliśmy na
miejsce feralnego zdarzenia. Widziałam, że teraz Joonyoung polewa
wodą dłonie Jessici. Dziewczyna wyglądała na niewzruszoną,
zupełnie nie przypomiała człowieka, który paręnaście minut
wcześniej kogoś zabił.
▀▀
Nie zdążyłam nawet zakomunikować
ukochanemu, że jest mi niedobrze, gdy zwymiotowałam, prawie plamiąc
mu buty.
-Przepraszam. - szepnęłam, opierając
się o drzwi jego samochodu.
-W porządku. - odparł znikając w
aucie, by zaraz podać mi butelkę wody. - W porządku. - powtórzył,
samemu chyba nie wierząc w prawdziwość tych słów.
-Mingyu, - również oparł się o
samochód i spojrzał na mnie. - co teraz zrobimy?
-Nie wiem, cholera, ja nie wiem. -
wyciągnął z kieszeni opakowanie papierosów. - To wszystko, ja nie
wiem... - westchnął, a następnie odpalił papierosa.
-Daj mi jedną fajkę. - wyciągnęłam
rękę.
Nigdy nie lubiłam palić papierosów,
jednak teraz paliłam jednego za drugim. Moje dłonie wciąż drżały,
gdy odpalałam kolejnego, chyba już czwartego, czekoladowego
papierosa. W głowie mi szumiało, gardło nieprzyjemnie piekło, a
płuca wydawały się podrażnione, jednak nie mogłam przerwać.
Znów zachciało mi się wymiotować, jednak tym razem zdążyłam
odejść chociaż kawałek. Mingyu trzymał moje włosy i delikatnie
głaskał po głowie, gdy ja zwracałam wnętrzności.
▀▀
Kiedy nieśliśmy zawinięte w koc
ciało Park pomyślałam, że dziewczyna mogłaby zrzucić parę
kilogramów przed swoją śmiercią, jednak bardzo szybko skarciłam
się w myślach. Wraz z Joonyoungiem zatrzymaliśmy się krok od
studzienki.
-Na trzy? - zapytał, właściwie chyba
bardziej stwierdził.
-Na trzy. - odpowiedziałam bardziej
sobie, niż jemu.
„Raz, dwa, trzy.” Ciało Chanmi już
po chwili z hukiem wylądowało na dnie starej studzienki. Dłuższy
moment spoglądałam w oczy Jooniego.
-To jest ostatni raz, prawda? -
złapałam go za rękę.
-Musiało dojść aż do tego, byś
znowu chwyciła moją dłoń? - próbował się zaśmiać.
-Wciąż nie nauczyłeś się, że nie
odpowiada się pytaniem na pytanie.
-Wiele się jeszcze nie nauczyłem. -
położył głowę na mojej piersi, a dłonie splótł za moimi
plecami.
-To ostatni raz, prawda? - rzuciłam w
powietrze, opierając brodę na jego głowie i delikatnie gładząc
mu włosy.
▀▀
Padał deszcz, ogromne krople uderzały
mnie w głowę, następnie spływając po mojej twarzy. Biegłam jak
szalona przed siebie, jednak czułam jak ona powoli mnie dogania.
Zatrzymałam się, gdy drogę przeciął mi wysoki, wodospad, którego
nurt był w stanie porwać dorosłe drzewo. Odwróciłam się do
niej. Stałam teraz oko w oko z Park Chanmi. Dziewczyna ta miała
poszarpane, splamione krwią włosy, porwane ubrania, jednak na jej
twarzy gościł uśmiech. Powoli zbliżała się do mnie krocząc
tak, jakby szła po linie. Gdy w końcu zbliżyła się do mnie,
położyła dłonie na moich ramionach.
-Już nigdy się ode mnie uwolnisz. -
szepnęła mi do ucha, a następnie zepchnęła mnie w przepaść.
Obudziłam się z krzykiem, moje serce
waliło tak mocno, jakby miało zaraz wyrwać się z piersi.
Spojrzałam na zegarek, było piętnaście po drugiej, cała noc
przede mną. Wiedziałam jednak, że nie uda mi się już zasnąć,
więc ruszyłam do pokoju Mingyu, zahaczając wcześniej o inne
pokoje. Nikogo tam nie było. Delikatnie popchnęłam niedomknięte
drzwi.
-Mingyu? - natychmiastowo otworzył
oczy. - Miałam koszmar, nie mogę spać.
-Chodź tu. - przesunął się bliżej
brzegu łóżka i podniósł kołdrę, robiąc mi miejsce.
-A słowa Twojego dziadka? -
zatrzymałam się na progu.
-Pieprzyć go.
W końcu jestem! Rozdział jest krótszy od ostatnich, ale mam nadzieję, że treść wam to wynagrodzi.
Jestem trochę okrutna, ponieważ nie lubię Chanmi jako osoby publicznej i od początku planowałam ją uśmiercić. Liczę, że Ci, którzy chcieli by przeżyła, nie będą na mnie bardzo źli :)