poniedziałek, 14 marca 2016

GUILTY - rozdział dziesiąty

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To nie boli, a bardzo motywuje do dalszej pracy. 





Jakiś niewielki hałas wybił mnie ze snu. Otworzyłam oczy, nieprzytomnie rozejrzałam się po pokoju, marząc, by wydarzenia wczorajszego dnia były po prostu sennym koszmarem. Moje marzenia prędko rozwiał widok Joonyounga śpiącego tuż obok mnie. Zerknęłam na niego, miał niespokojny wyraz twarzy, a jego przydługa grzywka opadała chaotycznie na poduszkę. Myśl, że wylądowaliśmy w łóżku tuż po bestialskim zabójstwie sprawiła, że prychnęłam sama do siebie, ni to z żałości, ni z rozbawienia. Jak szalonymi ludźmi musimy być, by czyjaś śmierć obudziła w nas uśpione, pozornie martwe uczucia? Wciąż jeszcze senna, dotknęłam jego policzka, poczułam gorąc jego skóry. Był rozpalony, musiał nabawić się gorączki. Zareagował identycznie jak za pierwszym razem, zastanawiałam się czy w nocy choć na chwilę zmrużył oczy, gdy ja spałam niewinnie, jak dziecko nieskalane grzechem. Jeszcze raz pogładziłam jego miękką skórę, szukając wzrokiem, wśród rozrzuconym na podłodze ubrań, swoich rzeczy. Ostatecznie ruszyłam do łazienki odziana wyłącznie w jego szarą bluzę. Czułam pod stopami chłód drewnianych paneli, gdy rozkoszowałam się zapachem męskich, korzennych perfum.
Nim w naszej łazience udało odnaleźć mi się misę oraz niewielki ręcznik, Joonyoung zdążył się przebudzić i kiedy wróciłam do ciemnego pokoju, spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek, rażonych światłem pochodzącym z holu.

-Znowu masz gorączkę. - usiadłam na brzegu łóżka, tuż obok niego.
-Zupełnie jak wtedy. - odsunął włosy z czoła, abym mogła swobodnie przyłożyć mu zimny okład. - Wtedy jeszcze liczyłem, że będziemy parą. Głupiec ze mnie... Ta noc też nic dla Ciebie nie znaczyła, prawda? - spojrzał na mnie, a jego wzrok wydawał się płonąć, zupełnie jak jego ciało.
-A jeśli to wszystko miało dla mnie zawsze znaczenie? - zadrżałam, gdy zrozumiałam, iż moje myśli zostały wypowiedziane.
-W takim razie przepadliśmy oboje, Kyungri. - położyć mi głowę na kolanach i przymknął oczy. - Chciałbym być z Tobą nie tylko przez te gówniane, krzywe akcje. Tak po prostu, być obok, nie mając na głowie tego całego bagna. Myśleć, że mamy cały świat u naszych stóp, zupełnie niczym się nie przejmując.

Ja też, też bym tego chciała. Głaskałam lekko jego głowę, zakręcając kosmyki ciemnych włosów wokół palca, pozwalając mu zasnąć. Sama zaś zaczęłam zadręczać się myślami. Nagle moje dotychczasowe życie stało się bez sensu, wszystko przestało trzymać się kupy, jakby ktoś na górze z mojego życia postanowił zrobić film pod tytułem „Największe porażki i najgorsze wydarzenia świata”. Ostatnie sześć lat ciążyły mi na sercu, zupełnie jakby ktoś wiecznie siedział mi na klatce piersiowej. Jeśli Bóg istnieje, musi mieć ze mnie niezły ubaw. Sześć cholernych lat, ponad dwa tysiące zasranych dni wszystko mi się pieprzy, a za każdym razem, gdy mam nadzieję na lepsze jutro, coś szybko te nadzieje mi odbiera.
Cichy, senny jęk Younga, przerwał mi te żałosne myślenie. Nie powinnam przecież dołować się czymś czego biegu już nie zmienię. Czasu się nie cofnie, nie?

**

Nie byłam zachwycona, gdy zobaczyłam Jessi w naszej jadalni, beztrosko machającą nogami na krześle barowym. Była tam z moim bratem, który wydawał się zupełnie obojętny na jej towarzystwo. Zastanawiałam się czy był z nią przez całą noc, o czym rozmawiali. Niewiele się zastanawiając się, rzuciłam do niej, by do obiadu wyniosła się z mojego domu. Nie chciałam, by po raz kolejny w miejscu, które było moją ostoją, spędzała czas morderczyni.

-Co z tym zrobimy? - zapytał Alexander, popijając gin, a ja poczułam jak moje policzki płoną.
-Chyba ona powinna się o to martwić, nie uważasz? - wskazałam Jessicę palcem.
-A co można zrobić? - bezczelnie zaśmiała się, głośno mieszając ramen w misce. - Milczymy.
-Kurwa, świetnie! - moja irytacja przeradzała się w złość. - To jest idealny pomysł! Zostańmy jeszcze przyjaciółmi, będziemy teamem, żyjącym sobie szczęśliwie, co jakiś czas mordując sobie kogoś dla rozrywki. - złapałam się za głowę. - Wiesz, że moim marzeniem było całe życie się ukrywać? Po prostu, kurwa, kocham uciekać.

Byłam gotowa uderzyć ją, gdy ta jedynie wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia, jednak nie wiedzieć czemu szarpnęłam za rękę Joonyounga, wycofując się z nim do salonu. Nie mam pojęcia co mną kierowało, kiedy wtuliłam się w niego. Właśnie wtedy poczułam się bezpiecznie, a moje rozszalałe serce, powoli uspokajało swoje bicie.

▀▀ 

Całą noc dręczyły mnie koszmary, niemal co chwilę budziłam się z krzykiem, zalana potem, budząc przy okazji Mingyu, który bezskutecznie starał się mnie uspokajać, usypiać. Wydawało mi się, iż w pewnym momencie po prostu zrezygnował ze snu, czekając na moje kolejne zrywy, próbując to co raz różniejszych sposobów, by dać mi w końcu spokojnie zasnąć i odpocząć.
Po kolejnym nieprzyjemnym przebudzeniu, zauważyłam, że świta. Mimo ogromnego zmęczenia, postanowiłam odpuścić sobie sen. Mój mózg powoli zaczynał swoją pracę, a ja mozolnie połączyłam fakty i gdy uświadomiłam sobie, że przeze mnie Ming nie mógł spać, poczułam się źle i chciałam to jak najszybciej mu wynagrodzić.
Gwałtownie odwróciłam się na łóżku w stronę ukochanego, ten słuchał muzyki, jednak widząc, że nie śpię, szybko ściągnął słuchawki i zerknął na mnie z troską.

-Znowu się obudziłaś? - złapał mnie za rękę i splótł nasze ręce. - Może spróbujesz teraz...
-Nie, - przerwałam mu. - nie chcę już spać. Za to Ty powinieneś się przespać. - wolną dłonią przejechałam po jego cieniach pod oczami.
-To nic, właściwie i tak nie mógłbym zasnąć. - przyciągnął mnie do siebie i podał słuchawkę. - Chcesz posłuchać ze mną?

Gdy tylko umieściłam ją w uchu, od razu rozpoznałam piosenkę, która właśnie leciała. Głos Gain byłam w stanie poznać wszędzie, niezależnie od pory dnia, humoru czy sytuacji, w której się znajdowałam. Zaś sam utwór wiązał się z miłymi wspomnieniami. „Guilty” zawsze słuchaliśmy będąc sam na sam z Mingyu, kojarzył mi się on z przyjemnym ciepłem, poczuciem bezpieczeństwa i przypominał o uczuciu, które żywiłam do mojego chłopaka. Dziś odkryłam również jak ogromną moc on ma. Jakimś cudownym sposobem izolował mnie od świata zewnętrznego. Hipnotyzujący śpiew Gain wyłączał moje myśli, odciągał mnie od zmartwień, męczących myśli. Liczył się wyłącznie relaksujący rytm piosenki, który synchronizował się z moim sercem.

**

-Jessi nie wróciła od wczoraj? - zapytałam Mingyu, wkraczając do kuchni.
-Nie, chyba nie. - chłopak właśnie zajmował się przygotowywaniem naczyń do zrobienia śniadania.
-To gdzie ona jest? Wszystko z nią w porządku? Może potrzebuje pomocy po wczoraj? - mimo tego, co zrobiła, martwiłam się o nią.
-A czemu miało być z nią coś nie w porządku? - Mingyu przerwał czynności, które wykonywał, by podejść do mnie i objąć mnie. - To potwór wypruty z uczuć, to wszystko nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zapewne siedziała całą noc w domu rodzeństwa.
-To oni się znali? - zdziwiło mnie to, ponieważ wydawało mi się, iż dziewczyny poznały się w tym samym czasie, co ja z Kyu.
-Co? - spojrzał na mnie zmieszany, szybko wracając do szykowania śniadania.
-Pytałam czy oni znali się wcześniej? A Ty? Znałeś ich zanim Kyungri zapoznała się ze mną? - byłam zaskoczona zachowaniem Mingyu.
-Tylko z widzenia. - rzucił szybko, jednak wyczułam w jego wypowiedzi zawahanie.

Czyżby mnie okłamał? Nagle poczułam jakby coś próbował przede mną ukryć, nie tylko on, miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy czegoś mi nie powiedzieli. Patrzyłam na Mingyu, który zdawał się unikać mojego spojrzenia. Skupiał się na układaniu ryżu w miseczkach, jakby od tego zależało jego życie. W mojej głowie zrodziło się dziwne uczucie. Marszcząc brwi, próbowałam znaleźć w swojej głowie jakieś wskazówki. Wydawało mi się, że pewne przypadkowe wydarzenia były znaczące w tej sprawie, jednak za nic nie mogłam przywołać odpowiednich wspomnień. Nagle zapaliło mi się ostrzegawcze światło. Czyżby powrót Jessi i Mingyu miały związek z powrotem Kyungri? Już miałam zapytać o to mojego chłopaka, gdy mój telefon zawibrował, informując o pojawieniu się wiadomości tekstowej. Wzięłam go do ręki i od razu wyświetliłam smsa.
Zrobiło mi się ciemno pod oczami, nieświadomie upuściłam urządzenie na podłogę, w ostatniej chwili udało mi się przytrzymać blatu, broniąc się przed upadkiem. Moje ciało przeszły dreszcze.
Mingyu coś do mnie mówił, jednak ja nie byłam w stanie usłyszeć jego słów. Obserwowałam go jedynie biernie, gdy podniósł mój telefon, przeczytał treść wiadomości i przerażony spojrzał na mnie.
„Wiem co zrobiliście Chanmi.”



Chyba powinnam zacząć czytać lektury szkolne, bo do napisania tego rozdziału natchnęła mnie, omawiana na lekcji, postać Jagny z "Chłopów", która kierowała się w życiu głównie popędem seksualnym :D
Mam cichą nadzieję, że moja wena tym razem zostanie ze mną na dłużej, bo naprawdę chciałabym ukończyć te opowiadanie i móc być dumna z siebie, że udało mi się zrealizować tak rozbudowany pomysł. 

wtorek, 1 marca 2016

"Press your number"



Drażniący dźwięk wibracji stawał się co raz bardziej wyraźny, więc niechętnie zmusiłam się do otworzenia oczu. Spojrzałam na duży zegar wiszący naprzeciw mojego łóżka, dochodziła szósta rana. Z jękiem zrezygnowania narzuciłam kołdrę na głowę, zacisnęłam oczy, modląc się w myślach, by wibracja ustała. Niedoczekanie. Wzięłam parę głębokich wdechów, nim wymacałam swój telefon, który w tym momencie był moim narzędziem tortur. Zerknęłam na wyświetlacz, zobaczyłam ciąg cyfr i odrzuciłam połączenie. Znałam ten numer, znałam go aż za dobrze. Głupia byłam, myśląc, że usuwając go z kontaktów, uda mi się pozbyć go również z głowy.
Wiedząc, iż nie uda mi się już zasnąć, wyszłam z łóżka, układając w głowie plan na dzisiejszy dzień. Przeciągając się, leniwie skierowałam się do ogromnego okna z widokiem na obrzeża Brooklynu. Miasto dopiero budziło się do życia, wraz z wschodzącym słońcem. Mimo, iż ów obraz oglądałam codziennie od dwóch miesięcy, trzech dni i jakiś piętnastu godzin, wciąż zachwycał mnie od nowa. Był zupełnie inny od Seulu.
Niewiele brakowało, by moje serce wyskoczyło z piersi, gdy telefon po raz kolejny zaczął wibrować, tym razem w mojej prawej dłoni. Dwukrotnie, powoli przeanalizowałam cyfry, które widziałam na ekranie. Przez chwilę, dosłownie sekundę, pomyślałam o tym, by odebrać ten cholerny telefon. Skupiłam całą swoją energię na tym, by moja dłoń współgrała z mózgiem i ostatecznie, znów, odrzuciłam połączenie.

-Wal się ty cholerny dupku, wal! - wydarłam się, odrzucając telefon na łóżko.

**

-Czemu po prostu nie zmienisz numeru? - Stephanie spoglądała zza swoich czarnych loków.
-Ma go cała moja rodzina, wiesz ile byłoby roboty z podawaniem im nowego numeru? Zbankrutowałabym! Wiesz przecież ile kosztują mnie połączenia do Korei. - dźgałam rurką kulki, znajdujące się na dnie plastikowego kubeczka z moją jagodową bubble tea.
-Twoja mama, Seulgi, babusia Charyeon i Hayi. - wyliczała na palcach. - Trzy esemesy i jeden telefon. Aż tak nie zbiedniejesz.
-No, ale... - chciałam zaprotestować, jednak amerykanka szybko mi przerwała.
-Co ci szkodzi? - wzięła łyka swojej kawy, a następnie kontynuowała. - Rozumiem, gdybyś była dyrektorem światowej firmy, albo modelką, aktorką, ale halo! Lee Seulri, masz tylko osiemnaście lat, jedną przyjaciółkę i idiotę, który zatruwa ci życie.
-Ostatnio dzwoni rzadziej. - zrezygnowana odpowiedziałam, wiedząc jednak, że ona nie odpuści.
-Nie przeglądasz internetu? Ten twój kochaś szykuje się do comebacku, więc odeszłaś na dalszy plan. - na chwilę zawiesiła głos. - Właściwie poczekaj, aż zacznie promocje, wtedy skończą się telefonu, bo będzie cię miał... - przerwała widząc moją minę.
-To on mnie rzucił, kazał spadać, więc jak teraz śmie przeszkadzać mi w moim nowym życiu? - zmarszczyłam brwi na znak niezadowolenia.
-Właśnie! - przyjaciółka klasnęła w dłonie. - Jesteś teraz tutaj, w USA, to Twoje nowe życie, nie możesz pozwolić by zmora przeszłości ci to niszczyła. Obiecaj, że jeśli telefony nie ustaną w ciągu... hm... w ciągu miesiąca, zmieniasz numer! - wyciągnęła w moją stronę dłoń z wystawionym małym palcem.
-Call! - uśmiechnęłam się i złączyłam nasze palce, przypieczętowując obietnicę. 

**

Obudził mnie silny, ćmiący ból głowy, z wielkim cierpieniem otworzyłam oczy i odetchnęłam z ulgą, gdy dostrzegłam iż znajduję się w pokoju przyjaciółki, która spała w najlepsze po lewej stronie ogromnego łoża. Próbowałam podnieść się, jednak zawroty głowy odebrały mi motywację do wykonania tego arcytrudnego zadania. Położyłam dłoń na swoim czole, w które najchętniej uderzyłabym się parę razy, w ramach kary. Docisnęłam do niego mocniej palce, gdy bezskutecznie próbowałam przypomnieć sobie jak znalazłam się w mieszkaniu Stephanie. Osoby takie jak ja, powinny na każdej imprezie mieć napisane na czole „Nie dawaj mi alkoholu!”. To nie tak, że piję wiele, po prostu moje małe, 155 centymetrowe i 42 kilogramowe ciałko potrzebuje nieco ponad dwóch piw, by zamienić swoją krew w alkohol i stracić trzeźwy umysł.
Nie mogąc wciąż zmusić się do powstania, zerknęłam pod kołdrę i zaśmiałam się sama do siebie.
-Pamiętałaś, że nienawidzę spać w dżinsach. - wyszeptałam, głaskając po włosach moją śpiącą przyjaciółkę.

Gdy w końcu wymusiłam na swoim ciele współpracę, wyszłam z łóżka, by zlokalizować swoje rzeczy. Szybko odnalazłam swoje spodnie, w których kieszeni znajdował się telefon. Prędko odblokowałam go, by sprawdzić, czy może moja mama nie dobijała się do mnie przez pół nocy.
Urządzenie wypadło mi z rąk, zaś moje serce zamarło, gdy zauważyłam, że jako ostatnie, w spisie znajduje się połączenie wychodzące do Taemina. Kolana ugięły się pode mną, złapałam się za głowę i desperacko próbowałam sobie przypomnieć chociaż kawałek wczorajszego wieczoru. Z każdą chwilą byłam co raz bardziej wściekła na siebie. Niewiele myśląc podniosłam telefon z ziemi i po raz kolejny, tym razem w stu procentach świadoma, wybrałam numer swojego byłego chłopaka.

-Seulri? - jego głos wciąż przyspieszał bicie mojego serca, jednak musiałam to zignorować.
-Słuchaj, nie wiem co ci wczoraj nagadałam.. - wrzeszczałam do słuchawki. - Mam jednak nadzieję, że była to dosadna prośba, nie! Że był to dla ciebie zrozumiały przekaz, byś w końcu, kurwa, dał mi spokój. Nie dzwoń do mnie nigdy więcej!

Rozłączyłam się, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

**

Prawie zasypiałam, gdy usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości na jednym z moich SNS. Nadawcą był niejaki „taeri2718”. Byłam przekonana, że to jakiś spam, jednak coś tknęło mnie, bym otworzyła okno czatu.

„Powiedziałaś, że wciąż mnie kochasz, jednak nie potrafisz wybaczyć mi tego, iż Cię zostawiłem. Zarzuciłaś też, że złamałem obietnicę, ale to nie jest prawda, bo ja nigdy nie wyrzuciłem Ciebie z mojego serca. Popełniłem straszny błąd, a Ty nie pozwalasz mi nawet spróbować się wytłumaczyć.
Właśnie wyszło moje nowe MV, powinnaś je zobaczyć... Seulri, nie przestanę do Ciebie dzwonić, ale cały czas mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz siłę, by zadzwonić do mnie....
Taemin”.

Nie wiem czy była to ciekawość, czy może jakaś nadludzka moc, ale zasiadłam przed komputerem i wyszukałam jego najnowszego teledysku.

- „Press your number”... Czy to? - głośno myślałam. - Nie, nie. Na pewno nie chodzi tu o mnie...

Myliłam się, z każdą, kolejną sekundą nagrania wzrastała we mnie pewności, iż ta piosenka jest dla mnie, te słowa były do mnie, epitety dotyczyły mnie, symbole nawiązywały do mnie. Nie zauważyłam nawet kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Dotarło do mnie jak żyłam przez prawie trzy miesiące. Tak bardzo starałam się odizolować od swoich uczuć, że żyłam jakbym wyszła ze swojego ciała i obserwowała wszystko z boku.

***

Chyba nie oddychałam, gdy wpisywałam kod zabezpieczający. Mój oddech wrócił dopiero, gdy ku mojemu zdziwieniu drzwi zostały otworzone. Starając się zrobić jak najmniejszy hałas, ściągnęłam buty, a następnie stanęłam przed drzwiami sypialni. Przez szparę zobaczyłam, że leżał na łóżku, jednak wydawało mi się, iż nie spał. Drżącymi dłońmi wybrałam jego numer i obserwowałam jak się zachowa. Wraz z pierwszym sygnałem sięgnął po telefon, spojrzał na jego wyświetlacz i błyskawicznie podniósł się do siadu.

-Seulri? - jego głos drżał. - Ja naprawdę nie wiem od czego zacząć...
-Może zacznij od tego, że zmienisz kod w drzwiach? - zaśmiałam się i przeszłam przez próg sypialni.

Staliśmy naprzeciw siebie spoglądając na siebie. Jego czekoladowe oczy szkliły się od zbierających się łez, czerń jego włosów zmieniła się w blond, a on sam jakby w tym momencie, właśnie w tej chwili zaczął nabierać kolorów.
Gdy podszedł do mnie i zamknął w swoich ramionach poczułam jakbym właśnie odrodziła się na nowo. Wsłuchując się w ciszę, która nas otaczała, wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu, że jego ciepłe ramiona to moje miejsce.

-Nie obchodzi mnie jak masz zamiar to zrobić, ale... - szeptałam, patrząc mu w oczy. - nie możesz mnie już nigdy zostawić.



 Jeśli jeszcze nie widzieliście PYN, albo nie znacie tekstu, proszę, a właściwie nakazuję, zapoznanie się z video, do którego link jest poniżej! ;)




Zakochałam się od nowa w Taeminie podczas tego comebacku, cały album przypadł mi do gustu, Taemin jest taki... do schrupania, a jak widzicie piosenka, z którą Tae się promuje zainspirowała mnie do stworzenia tego króciutkiego shota.
Specjalnie napisałam to tak, że jest tutaj wiele niedopowiedzeń, do końca nie wiadomo o co chodzi, ale ma się przyjemnie czytać. Przyjemnie się czytało? :)
Jak zwykle proszę o pozostawienie komentarza, najlepiej zaraz po przeczytaniu :)