niedziela, 19 czerwca 2016

Guilty - epilog


Hyeyin jeszcze mocniej naciągnęła czarny materiał na włosy i poprawiła ciemne okulary. W dłoni dzierżyła kartę, która umożliwić jej miała wstęp do budynku tylnym wejściem, bez kamer i spojrzeń pana w portierni. Im dłużej myślała o celu swojej dzisiejszej wycieczki, tym bardziej wściekła się stawała. Czekając na zielone światło wzięła trzy głębokie wdechy. W głowie powtarzała sobie przygotowany plan, by niczego nie zepsuć. Musiała być pewna wszystkich swoich ruchów. Rozejrzała się jeszcze w obie strony, nim weszła na przejście dla pieszych.
Po minięciu butików Prady, Armaniego dotarła do największego apartamentowca w mieście. Szybkim krokiem zbliżyła się do wejścia znajdującego się tuż obok wjazdu na podziemny parking. Przyłożyła kartę do czytnika, a ciche piknięcie i zmiana czerwonego krzyżyka na zieloną strzałkę, zasygnalizowało, że może wejść do środka.
Na czwarte piętro dotarła schodami ewakuacyjnymi i już po chwili otwierała drzwi apartamentu numer 425. Zgodnie z planem była pierwsza, więc szybko przygotowała dwa kieliszki, które do połowy wypełniła czerwonym winem prosto z Portugalii.

Był marcowy wieczór, trzynasty dzień miesiąca. Hyeyin znajdowała się w rodzinnym domu, oglądając niskobudżetowy reality show, gdy odebrała esemesa od swojej młodszej siostry. Rozpętała się silna burza, a Hyera nie miała jak wrócić do domu, ponieważ rodzice znów zostali w pracy po godzinach.
Niewiele myśląc, starsza wyłączyła telewizor i ruszyła na dół domu, by znaleźć parasolki i ruszyć w stronę siostry. Gdy w końcu zlokalizowała dwa czarne parasole, po drugiej stronie pokoju, z najwyższej półki spadł szklany wazon. Dziewczyna dostała gęsiej skórki, dopadło ją dziwne uczucie strachu, jednak zlekceważyła je tak samo jak stłuczony w drobnym mak wazon, który postanowiła sprzątnąć po powrocie.
Idąc po chodniku zobaczyła po drugiej stronie swoją siostrę, chowającą się przed deszczem na przystanku autobusowym. Już miała machać do Hyery, kiedy podskoczyła przestraszona, gdy minął ją samochód z ogromną prędkością.
Późniejsze wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Pisk opon, huk tłuczonego szkła, plamy krwi i czarny worek.

Była już gotowa, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała na Jessi, która ubrana była w różowe, neonowe rurki, czarną koszulkę i białe adidasy. Próbowała się do niej uśmiechnąć, jednak kąciki jest ust nawet nie drgnęły.

-Nie sądziłam, że będziemy musiały się znowu spotykać. - dziewczyna usiadła przy stoliku.
-Gdybyś nie spieprzyła roboty, pewnie nie miałybyśmy tej przyjemności.
-Spieprzyłam? - Jessica spojrzała na Hyeyin zdziwiona.
-Jeszcze nie wiesz? Nasza biedaczka wszystko wysypała na policji, mają wznowić śledztwo. Za chwilę zaczną was szukać.
-Żartujesz. - dziewczyna sięgnęła po kieliszek jednak Hyeyin jej przerwała.
-Nie ten, z tego już piłam. - obserwowała jak dziewczyna duszkiem wypija trunek. - Naprawdę o niczym nie słyszałaś?
-Lepiej mów co z tym zrobimy. Trzeba coś.. - Jessi nie dokończyła, gdyż poczuła silne ukłucie w sercu i po chwili wylądowała na podłodze. - Coś mi się dzieje, zadzwoń na pogotowie.
-Ułóż się wygodnie. Za chwile umrzesz. - Hyeyin przykucnęła przy niej. - Właśnie wypiłaś wino naszpikowane metanolem.
-Dlaczego?
-To proste. - tym razem dziewczyna zaśmiała się. - Wszyscy myślą, że zrobili to z powodu twojej zachcianki, Jessi płaci, Jessi jest winna. Tylko Ty wiesz, że to moja zemsta. Ta zasrana prawniczka zabrała mi siostrę, więc ja odebrałam jej córkę. Jednak Ty nie możesz żyć, nie mogę zaufać Ci, że nie wydasz mnie. - pogładziła dziewczynę opadającą z sił po głowie. - Teraz będziesz dziewczyną, która zatruła się metanolem. Nikt mnie z Tobą nie połączy.

Ponownie naciągnęła czarną chustę na głowę, gdy cicho wymykała się z budynku. Nie mogła przestać się uśmiechać. Wiedziała, że wszystko właśnie się skończyło, cały jej plan wypalił. Prawniczka, która za zabicie jej siostry jedynie straciła prawo jazdy, dostała największą z możliwych kar – jej córkę zamordowano w bestialski sposób. Zemsta została dokonana. Ona zaś mogła żyć spokojnie, jedyna osoba, która znała prawdziwy powód śmierci Park Chanmi właśnie konała w wynajętym apartamencie. 


Krótko... ale na temat. Wreszcie udało mi się ukończyć twór, który siedział w mojej głowie od miesięcy.
Jestem niesamowicie ciekawa waszej opinii na temat zarówno epilogu, jak i całego opowiadania, więc gorąco zachęcam do komentowania. (Lubię dłuuugie komentarze... których sama nie umiem pisać :] )

PS: Podzielcie się jakie mieliście podejrzenia do zakończenia i czy chociaż w małym stopniu się one spełniły.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Guilty - rozdział trzynasty


Gdy siedziałam w samolocie, który przetransportować miał mnie prosto na lotnisko Incheon, w głowie zadawałam sobie ciągle te same pytania, a odpowiedzi na nie wciąż nie potrafiłam odnaleźć. Wydawało mi się niemożliwe, że pogrzeb Chanmi zakończy nasz strach, że nagle będziemy mogli odetchnąć z ulgą, będziemy mogli powiedzieć „ale nam się upiekło”. Nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego życia bez strachu, iż któregoś dnia ktoś odkryje naszą zbrodnię, ktoś wskaże nas jako sprawców. Przez dziewięć bitych miesięcy codziennie towarzyszyła nam obawa, jak więc mogło to opuścić nas tak nagle? Spojrzałam na Mingyu siedzącego tuż obok mnie. Całymi miesiącami był jakby niewzruszony, zaś dzisiaj na jego twarzy malowało się zmartwienie. Byłam ciekawa czy męczą go te same wątpliwości co mnie.

-Ming, to już koniec? - splotłam nasze dłonie.
-Tak skarbie – spojrzał na mnie z troską – jesteśmy bezpieczni. Teraz nic już nam nie grozi.

Jedyne co mogło nam teraz zagrozić to wyrzuty sumienia. To właśnie one mogły podciąć nam skrzydła, odebrać radość życia i wepchnąć w dołek. Wyrzuty sumienia, które właśnie teraz dawały mi w kość. Wiedząc, że to koniec, powinnam odetchnąć z ulgą, zacząć skakać ze szczęścia i klaskać w dłonie. Ja jednak wciąż czułam ucisk w klatce piersiowej, znów widziałam wszystkie obrazy z tego dnia, gdy tylko zamykałam oczy. Wydawać by się to mogło dziwne, jednak nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, jak miałoby wyglądać moje życie, gdy wreszcie zniknęłaby obawa, że ktoś pociągnie nas do wzięcia odpowiedzialności za śmierć Chanmi.


Oparłam głowę o okno taksówki, wciąż silnie ściskając dłoń mojego chłopaka. Obserwowałam zaciekawiona mijające mnie obrazy. Nie byłam w Korei od dwóch miesięcy, a czułam się, jakbym była tu po raz pierwszy w swoim życiu. Wszystko wydawało się takie nowe, zupełnie inne, niż to, co zostawiłam za sobą. Zupełnie jakby miasto zakleiło dziurę po naszej dwójce i postanowiło żyć tak, jak gdyby nigdy nas tu nie było.
Zastanawiałam się co powiem przyjaciołom, jeśli mogłam ich jeszcze tak nazwać. Od mojego wyjazdu nie rozmawialiśmy zbyt często. Właściwie od miesiąca nie miałam kontaktu z żadnym z nich. Znałam jedynie niewielką cząstkę faktów o ich obecnym życiu.
Kyungri wysłała mi pocztówkę z Australii. Wyjechałam tam z Joonyoungiem, z którym zaręczyła się. W krótkim liście wyjaśniła mi, że była jego pierwszą miłością, do której tęsknotę zatuszował niewiele wartym uczuciem do mnie. Po wszystkich traumatycznych przeżyciach, uczucia odżyły i postanowili spędzić resztę życia razem. Niedawno otworzyli ogromną klinikę weterynaryjną, w której otwarci pomagali, zachwyceni powrotem „uroczej księżniczki”, rodzice Younga.
Alexandrowi wreszcie udało się zakończyć ten brudny biznes, sprzedał dom po rodzicach i wyjechał do Hong Kongu. Tam poznał wspaniałą dziewczynę... i słuch o nim zaginął. Ponoć wybrali się na roczną wycieczkę po Europie. Okasian zawsze chciał zobaczyć Grecję, był nią zafascynowany od dziecka, nawet nauczył się języka greków.
Z Jessicą nie mam kontaktu. Z tego co zaobserwowałam na jej SNS, dziewczyna mieszka sobie w Miami i prowadzi beztroskie życie. Praktycznie co weekend na jej profilach pojawiają się masy zdjęć z imprez, wyjazdów. Wciąż zastanawiało mnie czy ona naprawdę nie odczuwa wyrzutów sumienia czy może jest tak niesamowitą aktorką.

Kaplica pogrzebowa pękała w szwach. Nie byłam w szoku, Chanmi poszukiwana była w całym kraju, ogłoszenia o jej zaginięciu pojawiały się w każdej telewizji, wiele razy w ciągu dnia. Wszyscy byli przejęci jej zaginięciem, obcy ludzie oferowali pomoc w jej szukaniu. Wszędzie kręcili się ubrani na czarno ludzie, niosący ze sobą masę białych kwiatów. Zaśmiałam się do siebie w duchu, nawet wyrzuty sumienia nie mogły zagłuszyć wewnętrznego głosu, który mówił mi, że niesłusznie zrobili z Chanmi idealnego aniołka. Przecież przed jej śmiercią nie była taka na jaką ją kreowali. Nie uczyła się dobrze, już w pierwszym miesiącu, bez żadnych starań, przegoniłam ją w rankingu ocen. Kontakty z jej rodzicami nie były tak piękne, jak pokazywano w telewizji. Każdy wiedział, że nie rozmawia z ojcem, a jej matka wiecznie o coś ją winiła.
Samotnie podeszłam do urny, nad którą wisiało zdjęcie naszej ofiary. Zarażała uśmiechem. Dotknęłam kamiennego naczynia, jednak szybko cofnęłam dłoń, ponieważ poczułam jak kamień pali moje palce. Przez chwilę nie wierzyłam swojemu ciału, jednak zbytnio bałam się, by dotknąć jeszcze raz urny i sprawdzić czy naprawdę jest gorąca.

Całą ceremonię pogrzebową trzymałam Mingyu za ramię. Czułam się fatalnie, miałam wahania temperatury, raz uderzało mnie ciepło, by po chwili robiło mi się zimno. Nie wiedziałam gdzie podziać wzrok, wokoło mnie ludzie płakali, zanosi się szlochem, a ja nie czułam nawet współczucia. Wzrokiem szukałam moich przyjaciół, jednak nikogo nie mogłam zlokalizować. Jedynie po chwili rozglądania się, dostrzegłam Tzuyu, tuż koło, jak podejrzewałam, rodziny Chanmi. Dziewczyna pocieszała jakiegoś staruszka, sama jednak nie roniła łez.
Rozpłakała się dopiero, gdy podczas mowy pożegnalnej zwróciła się do zabójców swojej przyjaciółki. Życzyła nam, by karma nas dopadła, jednocześnie wybaczając nam ten czyn. Jej słowa mocno mnie uderzyły, więc postanowiłam stawić jej czoła.

Mingyu chciał wrócić do hotelu od razu po ceremonii. Był zmęczony podróżą, a już jutro w południe mieliśmy wracać do domu. Pożegnałam go, więc i samotnie czekałam, aż tłum się rozluźni, ludzie pójdą do swoich mieszkań, powrócą do codzienności. Nie trwało to długo, gdy dojrzałam Tzuyu. Siedziała samotnie na ławce. Szybkim krokiem skierowałam się ku niej i usiadłam tuż obok.

-Tzuyu, bardzo mi przykro. - zaczęłam, nie wiedząc co właściwie mam powiedzieć.
-Nie żartuj sobie. - dziewczyna zaśmiała się ironicznie. - Przed kim chcesz udawać? Przede mną? No przestań.
-Hm?
-Rozejrzyj się. Nikogo tu nie ma. Możesz być sobą, mów swobodnie, a nie baw się w jakieś szopki.
-Słucham? - zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
-No nie wierzę. - tym razem zaśmiała się tak głośno, że parę osób odwróciło się w naszą stronę. - Wciąż niczego się nie domyśliłaś?
-Czego miałam się nie domyślić? Powiesz mi wreszcie coś zrozumiałego?
-Jesteś naprawdę – położyła mi dłoń na ramieniu i spojrzała w oczy. - głupia. To był wszystko układ. Rozumiesz? Układ. Wszyscy zabawili się Twoim kosztem.
-Ale jak? - moje serce zaczęło bić jak szalone.
-Tak po prostu. Wszystko od początku było ukartowane. Myślisz, że wybór Chanmi na kozła ofiarnego to był przypadek? Niby wszyscy Twoi przyjaciele byli w to zamieszani, a jednak to Ty miałaś największy wkład w jej dręczenie. Każdy obserwował Cię z boku, a Ty odwalałaś całą brudną robotę.
-A Mingyu? - bałam się odpowiedzi na to pytanie, jednak moja ciekawość wygrała.
-Jeszcze pytasz? - znów zaśmiała się. - To brat Jessi, naprawdę łudzisz się, że o niczym nie wiedział? Sam wybrał miejsce, w którym miałaś zabić Chanmi... tylko, że spieprzyłaś robotę i Jessica musiała wszystko po Tobie poprawić. Pamiętasz jak po tym jak zaginięcie Chanmi się wydało, przybiegłam do was?
-Mhm. - obraz zaczął wirować mi przed oczami.
-Myślisz, że co wtedy powiedziała mi Jessica? Jesteś naprawdę tak naiwna, że myślałaś, iż kazała mi spadać, a ja, zrozpaczona przyjaciółka, tak po prostu jej posłuchałam? Poprosiła, żebym nie robiła więcej scen, bo Twój książę zakochał się i miał obawy czy nie będziemy mieć trupa, bo gdybym zjawiała się częściej, mogłoby Ci stanąć serce ze strachu.
-Dlaczego ona? - słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
-Nie wiem. - uśmiechnęła się. - Wszystko na koszt Jessi.

Jeszcze chwilę patrzyłam na Tzuyu, a następnie ze łzami w oczach zaczęłam biec przed siebie. Teraz już byłam pewna, że to koniec. Wiedziałam, że właśnie dzisiaj coś się skończyło. Zbliżając się do ulicy, wykręciłam znany mi numer.

-Kocham Cię. - powiedziałam, gdy tylko usłyszałam głos Mingyu, następnie rozłączyłam się i zwróciłam do kierowcy taksówki. - Proszę na komendę policji.



Jest to ostatni rozdział tego opowiadania, ale jeśli myślicie, że to wszystko... to lepiej poczekajcie na epilog. Tyle ode mnie... do zobaczenia niebawem! :)

niedziela, 12 czerwca 2016

Guilty - rozdział dwunasty



Wczoraj minęło dziewięć miesięcy odkąd moje życie zmieniło się w piekło. To już dziewięć miesięcy jak gniotłam w sobie cholerne wyrzuty sumienia, które codziennie uciskały moją klatkę piersiową i nie pozwalają swobodnie oddychać. Przez dziewięć miesięcy, każdego dnia moje piekło powiększało się i pochłaniało mnie co raz głębiej. Każdego poranka budziłam się, wiedząc, że wystarczy jeden mały szczegół, by moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Każdy wieczór był wypełniony ciągłym wmawianiem sobie kłamstw, które pozwalały mi unikać kary za czyn, który popełniliśmy wszyscy.

Wieczór, gdy w mieszkaniu Joonyounga pojawiła się Tzuyu, stał się zagadką, kostką domino rozpoczynającą pęd zdarzeń, których nikt nie był w stanie zatrzymać. Każde, nawet najmniejsze zachowanie popychało kolejne i kolejne. Co Jessica powiedziała Bloody? Do dziś nikt nie ma pojęcia. Słowa zabójczyni do przyjaciółki ofiary stało się jednym z dziesiątek znaków zapytania w naszych życia. Jedno było pewne – już nigdy nie zjawiła się w mieszkaniu naszego przyjaciela, a na policji zeznała, że felernego dnia rozstała się z Chanmi, jednak nie miała pojęcia z kim dziewczyna poszła się spotkać.

Policja dotarła do nas osiem dni po zaginięciu Park. Zaczęły się żmudne, parogodzinne przesłuchania, które trwały przez cztery dni. Wypytywali nas o wszystko, zaczynając od tego co robiliśmy w dniu jej zaginięcia, poprzez nasze stosunki z zaginioną, kończąc na naszych ocenach, rodzinie, znajomych. Momentem kryzysowym stał się czas, gdy wraz z Jessicą byłyśmy przesłuchiwane w sprawie prześladowania Chanmi. Właśnie wtedy wpadłam w panikę, którą jednak szybko uciszył Mingyu, który cały czas był obok mnie i opanowywał wszystkie moje skrajne emocje, gdy sam wydawał się neutralny, nie poruszony sprawą. Temat prześladowania jednak skończył się tak szybko jak zaczął – nie było właściwie żadnych dowodów, jedynie pogłoski. W szkole nie było monitoringu, pedagog ani nauczyciele nie słyszeli nic o żadnych sytuacjach między naszą trójką, również uczniowie nie mieli wielu informacji na ten temat. Jessi była świetną aktorką, zrobiła z nas przypadkowe ofiary szkolnych plotek, które niewiele wspólnego miały z zaginioną Park Chanmi.

Piętnaście dni od zaginięcia pierwszy raz w telewizji pojawiła się wzmianka o Chanmi. Pamiętam ten dzień dokładnie, zupełnie jakby to było wczoraj. Joonyoung praktycznie przestał pojawiać się w swoim mieszkaniu, od tygodnia żył w domu rodzeństwa. Jessica wychodziła wcześnie rano, zaś wracała w środku nocy. Przez tych dwoje, wydawało się jakbym żyła wyłącznie z Mingyu w ogromnym apartamencie. Tego wieczora siedzieliśmy wtuleni do siebie przed telewizorem, Ming ślepo wpatrywał się w ekran, co jakiś czas przełączając kanały, ja zaś walczyłam ze sobą, by zjeść przygotowane przez ukochanego kanapki. W ciągu tych piętnastu dni schudłam cztery kilogramy, ponieważ stres, jaki wiecznie mi towarzyszył, odbierał mi ochotę na jedzenie. Właściwie gdyby nie starania Mingyu, nie jadłabym wcale i chudła jeszcze szybciej. Brałam właśnie pierwszy kęs ciemnego pieczywa z zielonym ogórkiem, gdy na ekranie pojawiła się kobieta, łudząco podobna do kogoś kogo znałam. Sięgnęłam dłonią po pilota, by pogłośnić. Zrobiło mi się gorąco, gdy zrozumiałam co właśnie oglądamy. W telewizji, podczas wieczornego wydania wiadomości, pojawiła się rozpaczliwa prośba matki Chanmi. Kobieta w towarzystwie zdjęć swojej córki apelowała, by ludzie wiedzący cokolwiek w tej sprawie zgłaszali się do niej, a także poprzez łzy prosiła swoje dziecko, aby wróciło do domu. Nie udało przełknąć mi się kęsa, który przeżuwałam od dłuższej chwili.

Kolejne dwa tygodnie były bardzo spokojne, co prawda nie mogliśmy już swobodnie oglądać telewizji, ani przeglądać internetowych newsów, ponieważ wszędzie pełno było wiadomości o Chanmi. Cały kraj przejął się historią jedynej córki znanych prawników. Wszyscy przedstawiali ją jako niewinną, pilną uczennicę, która była lubiana wśród uczniów, nie sprawiała problemów w domu, miała marzenia. Każdy artykuł, audycja zaopatrzone były w numery telefonu, na które można było zadzwonić, gdy posiadało się jakieś informację na temat miejsca pobytu Chanmi. Czasem miałam ochotę wykręcić numer, zadzwonić do nich i powiedzieć, żeby przestali jej szukać, że ich starania idą na marne, ponieważ ona nie żyje. Nigdy jednak tego nie robiłam, ponieważ bałam się. Uczucie strachu ciągle mnie towarzyszyło, nawet na chwilę mnie nie opuszczało.
W tym czasie bardzo potrzebowałam Hyeyin. Jednak ta była dla mnie nieosiągalna. Od jej wyjazdu codziennie dzwoniłam do niej, jednak jej telefon był niedostępny w sieci, a jej portale społecznościowe milczały. Zupełnie jakby ta dziewucha rozpłynęła się w powietrzu. Zawsze, gdy wsłuchiwałam się w sygnał połączenia, myślałam od czego zacząć. Chciałam zapytać czy już wie co się stało, chciałam płakać jej do słuchawki i usłyszeć jej radę. Wiem, że pewnie kazałaby przestać mi się mazać i starałaby się coś wymyślić. Jednak teraz jej nie było, żyła gdzieś z dala od nas, była spokojna, a jej życiu nie towarzyszył strach.

Dokładnie miesiąc i cztery dni od zaginięcia Chanmi były moje osiemnaste urodziny. Pamiętam, że tego dnia obudziłam się niesamowicie spokojna, ogarniał mnie spokój, którego nie czułam od trzydziestu pięciu cholernych dób. To była sobota, więc Mingyu spał jeszcze spokojnie, gdy ja udałam się do łazienki, by wziąć orzeźwiający prysznic i przygotować się mentalnie na kolejny dzień. Stojąc w kabinie, czując spływające krople wody na swoim ciele, zaśmiałam się do siebie ironicznie. Przypomniałam sobie jak planowaliśmy zrobić najlepszą imprezę urodzinową dla mnie. We trzy, ja, Jessi i Hwasa miałyśmy dzień wcześniej pojechać do klubu go go i wydać mnóstwo pieniędzy na drinki i napiwki dla tancerek, miałyśmy obudzić się z ogromnym kacem, którego uleczyć miało mołdawskie, słodkie wino. Miałam wyglądać jak księżniczka, która czarną limuzyną miała zjawić się na sali. Z wielkiego tortu miał wyskoczyć półnagi striptizer i doprowadzić mnie do wrzenia. Później mieliśmy bawić się do białego rana. Miał to być najpiękniejszy wieczór w moim życiu. Miał być Joonyoung z Hwasą, Jessica z Mingyu, Kyungri z bratem. Chciałam zaprosić paru znajomych ze szkoły. Tymczasem jedyną osobą, która wydawała się pamiętać o moich urodzinach był Mingyu.
Gdy kończyłam ubierać się w czyste ubrania, usłyszałam dzwonek do drzwi, kurier podał mi niewielkie pudełko, które zaadresowane było do mnie. Obejrzałam je dokładnie szukając nadawcy, jednak nigdzie owej informacji nie odnalazłam. Przez chwilę myślałam, że więzy naszej przyjaźni jeszcze nie zostały do końca urwane i któreś z naszej grupki postanowiło zrobić mi niespodziankę. Mój krzyk, po otwarciu przesyłki, słyszała chyba każda ulica. W pudełku znajdowała się marynarka Chanmi. Ta sama, którą miała na sobie w dniu swojej śmierci.

Cztery i pół miesiąca od zaginięcia Chanmi, trzy odkąd zaczęłam brać środki nasenne zakończyłam swoją edukację w liceum. Wraz z Mingyu złożyliśmy podania o wypisanie nas ze szkoły. Wiedzieliśmy, że piętno zabójstwa Park Chanmi będzie ciążyć na nas już do końca naszego życia, jednak zdecydowaliśmy, iż nadszedł czas, by spróbować żyć normalnie. Jedyną, właściwą drogą do tego było wydostanie się z Seulu. Ucieknięcie z miejsc, które kojarzyły nam się z wciąż poszukiwaną dziewczyną. W szkole nikogo nie zdziwiła nasza decyzja, gdy policja skończyła nas przesłuchiwać, przyklejono do nas łatkę zgnębionych, bezpodstawnie oskarżonych dzieciaków, które z zaginięciem Chanmi nie miały nic wspólnego. To było niesamowite, że nasz plan zadziałał. Nikt nie odnalazł w nim luki, nie było miejsca, w którym można było potwierdzić autentyczność naszych zeznań.

Wczoraj minął drugi miesiąc odkąd wraz z Mingyu mieszkamy w niewielkim mieszkanku na obrzeżach Nowego Jorku. Początkowo planowaliśmy wyjechać do mojego rodzinnego Busan, właściwie wszystko było gotowe na naszą przeprowadzkę, gdy podczas przeglądania internetu, Mingyu natrafił na reklamę tanich biletów do USA. Bez zastanowienia zakupiliśmy bilety w jedną stronę i już następnego dnia lecieliśmy na inny kontynent. Wyjazd ten wydawał się być strzałek w dziesiątkę. Zaczęłam ostatnią klasę liceum w naprawdę przyjemnej szkole. Ludzie bardzo miło mnie przyjęli, od pierwszego dnia mówili na mnie „Jojo”, powoli na moją twarz zaczął wracać uśmiech. Mimo, iż wciąż budziłam się z krzykiem w nocy, mój stan zaczął się poprawiać. Znów problemem stawały się dla nas błahostki typu „co powinniśmy zjeść na obiad?” czy „nie uważasz, że ta sukienka mnie pogrubia?”. Przez ostatnie miesiące z Mingyu milczeliśmy razem, teraz znów zaczynaliśmy rozmawiać. Przestaliśmy żyć obok siebie, zaczęliśmy być razem.

Wczorajszy wieczór spędziliśmy w pubie, oglądając mecz rugby z nowo poznanymi znajomymi – Iris, Micky i Joelem. Jedliśmy nachosy, popijając je piwem. Śmialiśmy się tak długo, aż rozbolał mnie brzuch i musiałam wyjść do toalety, by uwolnić się od nich na chwilę i opanować szaleńczy śmiech. Gdy wróciłam, mecz już się skończył, ludzie zaczęli rozchodzić się do domów, a w telewizji nadawane było ostatnie wydanie wiadomości. Dokańczałam piwo, gdy do moich uszu dotarł głos prezenterki:

„Przejdźmy teraz do wydarzeń, którymi przez ostatnie miesiące żyli mieszkańcy Korei Południowej. Poszukiwania zaginionej Park Chanmi, po dziewięciu miesiącach zostały przerwane. Ciało niespełna osiemnastoletniej dziewczyny zostało odnalezione w studzience kanalizacyjnej na obrzeżach Seulu około godziny osiemnastej tamtejszego strefy czasowej przez dwójkę złomiarzy. Dziewczyna miała wyraźny ślad po uderzeniach tępym narzędziem w głowę, jednakże zrozpaczona rodzina zrezygnowała ze śledztwa i zaraz po odzyskaniu ciała dziecka dokonają kremacji. Pogrzeb odbędzie dwunastego października, w dniu jej urodzin, w głównej kaplicy w Seulu o godzinie osiemnastej.”


Zastanawiało was kiedyś czy da się przekształcić jakieś sześć rozdziałów na jeden? Da się!
Jak już wiecie, to nie miało tak wyglądać, ale myślę, że nie jest aż tak źle. Pozostał nam jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, który wszystko nam objaśni.
Nie zapomnijcie proszę o komentarzach - po tej znaczącej zmianie, są dla mnie na wagę złota ;)

czwartek, 9 czerwca 2016

Guilty - rozdział jedenasty




Minęły trzy dni. Czy coś się zmieniło? Z perspektywy widza nie można było dostrzec żadnej zmiany. Każdy z nas zachowywał się tak, jakby do żadnego wypadku nigdy nie doszło. Chodziliśmy do szkoły, śmialiśmy się, żartowaliśmy i trzymaliśmy ciągle razem. Dziewczyny miały pięknie ułożone włosy, doskonałe makijaże, a ich ubrania były nienaganne. Na widok chłopaków płeć piękna wciąż reagowała zachwytem i przyśpieszonym biciem serc. Jak było naprawdę? Graliśmy. Stworzyliśmy sobie własny teatrzyk, w którym każdy był głównym bohaterem i odgrywał swoją rolę wkładając w to całe serce. Jednak, gdy gasły światła reflektorów, ściągaliśmy maski i świat obracał się o sto osiemdziesiąt stopni. Byliśmy przerażeni, krzyczeliśmy i spoglądaliśmy na siebie z obrzydzeniem. Z naszych twarzy znikała pewność, którą zastępował strach. Pod makijażem ukrywałyśmy sine cienie pod oczami, które były wspomnieniem nieprzespanych nocek.
Alexander postanowił zrobić sobie wolne i tak po prostu zostawił mnie samą z tym wszystkim, twierdząc, że sobie poradzę. Gdyby nie Joonyoung, który spędzał ze mną całe dnie, a także noce, chyba bym zwariowała. Nie było istotne to, że właściwie ciągle milczeliśmy, a gdy zaczynaliśmy rozmawiać, konwersacja urywa się po chwili. Dla mnie liczył się fakt, iż znów mogłam liczyć na jego obecność. Young bywał w moim domu z tego samego powodu, dla którego ja go potrzebowałam – nie mógł znieść samotności.
Jiyeon z Mingyu zaraz po powrocie do domu zamykali się w pokoju i nie wychodzili stamtąd dopóki reszta również nie ulotniła się do siebie. Dopiero wtedy Mingyu pojawiał się w kuchni, by przygotować coś do jedzenia, a później odnieść prawie nieruszony posiłek swojej dziewczyny. Z Jiyeon było źle, nie radziła sobie z tą sytuacją, musieliśmy wymuszać na niej wyjścia do szkoły, widzieliśmy również jak ciężko walczy, by stwarzać pozory normalności. Była najsłabszym ogniwem, które martwiło nas, ponieważ w każdej chwili mogła wysypać nas wszystkich.
Jedynym elementem układanki, który nie zmienił się pod żadnych względem była Jessica. Dziewczyna nie musiała udawać, ona po prostu żyła spokojnie, jakby to nie ona była mordercą, jakby to nie jej dłonie splamione były krwią. Jessica była zimna jak lód.

▀▀  
 
Wczoraj zgłoszono zaginięcie Chanmi Gdy tylko w szkole pojawiła się policja, każdy obserwował nas, wytykali nas palcami. Joonyoung zapowiedział, że już niedługo dotrą do nas i zaczną się przesłuchania. Byłam tak bardzo przestraszona, chciało mi się płakać, miałam wrażenie, że gdyby nie Mingyu, nogi ugięłyby się pode mną i upadłabym, nie mogąc już wstać. Wszystko zmęczyło mnie tak bardzo, że czułam się jak osiemdziesięciolatka, której życie zbliża się ku końcowi. Minęło dopiero kilka dni, a ja już nie miałam siły. Myśl, że te wydarzenie będzie ze mną do końca życia sprawiała, iż chciałam iść na policję i wszystko im powiedzieć, aby pozbyć się ciężaru, który uniemożliwiał mi oddychanie. Jednak wszyscy zabronili mi tego, ostrzegli, że zaszkodzę sama sobie. To mnie zagrozi wysoki wyrok za znęcanie się i współudział w zabójstwie, w końcu to przeze mnie Chanmi straciła przytomność.

▀▀  
 
Wiedząc, że zaczęły się poszukiwania Chanmi, zarządziłam spotkanie w mieszkaniu Joonyounga, by omówić szczegółowo wszystkie kwestie. Najważniejsze było przygotować się na wszystkie możliwe pytania, detal po detalu przyszykować alibi i stworzyć koła ratunkowe w razie problemów. Jedyne co mogło nas uchronić to stuprocentowe przygotowanie.

-Zacznijmy od tego, że do dzisiejszego wieczoru ubrania, w których byliśmy tego dnia mając zniknąć z powierzchni ziemi, jasne? - zaczęłam, gdy wszyscy byli gotowi.
-Musimy opracować wszystkie detale, od miejsca pobytu do tego, o której godzinie umyliśmy zęby. - Alexander wspierał mnie w tym wszystkim. - Jiyeon, co miałaś na sobie w dniu zaginięcia Chanmi?
-Różową sukienkę do kolan, biały płaszczyk i czarne czółenka na szpilce. - mój brat zręcznie notował wszystko na dużej kartce.
-Nie muszę wam mówić, że powinniście WSZYSCY znać ubiór swoich towarzyszy? Nie ma to być idealny rysopis, a skojarzenie. Tak, jak z waszego punktu widzenia mogliby wyglądać. - po sekundzie przerwy kontynuował. - Jessica, a Ty?
-Czarne spodnie i koszulka, niebieska ramoneska i białe kozaki. - ton jej głosu doprowadzał mnie do szału.
-Jak typowa suka. - zaśmiał się Joonyoung, a zaraz po nim wszyscy.
-Cóż. - uśmiechnęła się, jak gdyby odebrała to jako komplement. 

▀▀  

Skrzętnie notowałam wszystkie szczegóły w swoim umyśle, jednocześnie starając się zmazać, nadpisać nowymi, stare informacje, wspomnienia tamtego dnia. Wkładałam dużo siły we wmówienie sobie, że właśnie tego dnia, wybraliśmy się do restauracji, która zlokalizowana była w centrum miasta. Jedliśmy jakieś wietnamskie jedzenie, które zdecydowaliśmy się po raz pierwszym skosztować. Wieczór jednak miał okazać się niewypałem. Kyungri ubrudziła swoje białe spodnie, siadając na brudnym krześle, zaś Joonyoung, znany ze słabego żołądka, bardzo źle się poczuł, więc postanowiliśmy wrócić. Skierowaliśmy się do domu rodzeństwa, ponieważ u nich było dużo miejsca, a mieliśmy w planach troszkę się wyszaleć. Kiedy Youngowi przeszło złe samopoczucie, zaczęliśmy tańczyć w salonie i śpiewać stare, koreańskie piosenki. Jednakże o 22 musieliśmy przestać, ponieważ w nocy, na ich ulicy, echo jest bardzo silne, więc muzyka mogłaby przeszkadzać sąsiadom. Jeszcze chwilę spędziliśmy na rozmowach, a potem każdy rozszedł się do pokoi, ponieważ ustalone było, iż każdy zostanie u Kyungri i Alexandra, by nie włóczyć się po nocach. 

▀▀  

Cała ta historia wydawała się prawdopodobna, wiarygodna, a z pomocą wszystkich, udało się naszpikować ją idealnie szczegółami i detalami. Już mieliśmy kończyć, wracać do domu, gdy usłyszeliśmy ciche, jednak stanowcze pukanie do drzwi.
Joonyoung otworzył zamek i nie zdążył nawet spojrzeć na gościa, gdy drzwi rozchyliły się pod wpływem popchnięcia, a w progu stanęła Tzuyu.

-Gdzie jest Chanmi?! Co jej zrobiliście?! - zaczęła wydzierać się na nas, jednak szybko zareagował na to Alexander.
-Hola, hola. Nie rozpędziłaś się zbyt mocno? - poklepał ją po ramieniu. - Upadłaś na głowę dziewczę? Przybiegłaś do przypadkowych ludzi, by pytać o swoją przyjaciółeczkę? Skąd my możemy wiedzieć, gdzie ona jest?
-Wy... - nie zdążyła dokończyć, gdyż Okasian przyłożył jej palec do ust.
-Dlaczego oskarżasz nas bezpodstawnie? Hm?
-Widziałam was z nią tego dnia.

Uczucie gorąca przeszło po całym moim ciele, zatrzymując się na policzkach, które właśnie teraz musiały wyglądać jakby ktoś przypalił je żelazkiem. Złapałam się blatu, ponieważ wydawało mi się, że moje nogi nagle stały się miękkie i w każdej chwili mogły nie wytrzymać ciężaru całego ciała. Nagle cały nasz plan, wszystko co planowaliśmy godzinami, legło w gruzach. Zrobiło mi się słabo, jednak musiałam wziąć się w garść, by wyciągnął z Bloody jak najwięcej informacji. Potrzebowaliśmy wiedzieć, co dokładnie widziała, by jakoś to wszystko ogarnąć. Już byłam gotowa, by zadać jej serię pytań, gdy Jessica zrobiła coś czego nikt się nie spodziewał. Z całej siły wepchnęła ją w ścianę, stanęła niebezpiecznie blisko niej i wysyczała jakieś słowa do jej ucha. 


No i klops. Niestety doszło do czegoś, czego bardzo się bałam - zamieszałam się we własnym pomyśle, tak bardzo skomplikowałam sobie te opowiadanie, że nie jestem w stanie go dalej pisać. Ciągle dodawałam w 'zarysie' jakieś szalone pomysły, niespodziewane powiązania i całe te opowiadanie stało się właściwie niemożliwe do napisania przeze mnie. 
Najlepszym rozwiązaniem byłoby przerwać to opowiadanie, zostawić je właśnie w tym momencie, jednak nie chcę was zawodzić, więc postanowiłam zrobić coś innego.
Opowiadanie skończy się znacznie szybciej, początkowo planowałam jakieś 20-25 rozdziałów, jednak teraz jestem w trakcie przekształcania go i zostaną opublikowane jedynie dwa, może trzy rozdziały i epilog. 
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to i nie będziecie zawiedzeni kolejnymi rozdziałami.