środa, 19 lipca 2017

Do widzenia!

Niestety doszło do tego, czego z całego serca nie chciałam, a czego zapobiec właściwie się nie dało.
Nie lubię odchodzić bez pożegnania, więc po długiej ciszy, przyszłam się z wami pożegnać.
Bardzo chciałam dalej pisać. By poprawić swoje umiejętności, znaleźć inspirację szukałam kursów, czytałam książki, których w innym wypadku, bym nie przeczytała.
Prawie mi się udało, zaczęłam szykować coś nowego, coś co miało zaskoczyć, wzruszyć i doprowadzić do zachwytu. Niefortunnie w moim życiu stała się ogromną tragedia. Pół roku temu (17 luty) po nierównej walce z rakiem, odszedł mój pies. Kochana dziewczynka, z którą dorastałam. Dla niektórych może wydawać się to błahą sprawą, jednak dla mnie Ira była jak członek rodziny, najbliższej rodziny.
Kiedy tylko dowiedziałam się o diagnozie, próbowałam się przygotować na najgorsze, myślałam, że świetnie sobie poradzę, jednak rzeczywistość była całkiem inna. Do dziś nie potrafię się z tym pogodzić, Ira śni mi się po nocach, często wydaje mi się, że słyszę jak chodzi po mieszkaniu. Dalej doskonale pamiętam jaka w dotyku była jej sierść, jaki był jej zapach. Spędziła ze mną prawie 11 lat, wspomnień związanych z nią jest naprawdę dużo, a każde jest tak samo świeże i piękne, co rani mnie jeszcze mocniej. Dlaczego piszę o tym w swoim pożegnaniu?
Właśnie w dniu, kiedy odchodziła, gdy patrzyłam jak zasypia po raz ostatni, poczułam coś, co do dziś mi towarzyszy. Poczułam odrazę do pisania. Pomimo, iż opowiadania nie miały rzadnego związku z moim psem, jej śmierć sprawiła, że do dziś brzydzę się pisaniem.
Wciąż kocham książki, dalej czytam fanfiction, jednak nie jestem w stanie napisać choć jednego słowa do swoich opowiadań. Naprawdę brzydzi mnie to.

Nigdy nie potrafiłam się poprawnie pożegnać, zamiast zwykłego "żegnajcie" zostawiam was z prośbą. Jeśli macie zwierzątko, kochajcie je z całych sił, traktujcie jak największy skarb i nie myślcie nigdy o ich odejściu. Do tego nie da się przygotować.

piątek, 30 grudnia 2016

Jak żyje się z depresją?

Już po tytule możecie wywnioskować, że to co za chwilę przeczytacie nie będzie uroczym fanfiction ze szczęśliwym zakończeniem. Dziś chciałabym poruszyć temat, który chyba powinien być poruszony przeze mnie już dawno temu.
Każdy z nas ma jakieś pojęcie o tym, czym jest depresja. Niektóre przekonania są słuszne, niektóre zupełnie błędne. Trudno jednak rozstrzygnąć, które są które, ponieważ zauważyłam, iż temat wszelkich zaburzeń i chorób psychicznych zaszufladkowany został jako „tabu”, a sami chorzy przez niewiedzę innych, często traktowani są jak ludzie gorszego sortu. Dlatego też milczą oni na temat swoich zaburzeń, lub gdy dopiero zaczynają je dostrzegać – bagatelizują i lekceważą swój problem. Odczuwam wrażenie, że depresja traktowana jest jak galerianki – każdy wie, że istnieją, ale nikt nigdy ich nie spotkał. (piękne porównanie... zasługuję na nagrodę XD). Przekonania, iż osoby chore na depresję (lub inne zaburzenia) są wariatami, bardzo ciężko pozbyć się ze swojego umysłu, nawet samym chorym. Sama doskonale wiem, jak długą i ciężką walkę przebyłam, by przestać winić się za swoje zaburzenie i nie wstydzić się o nim mówić.
Tak, cierpię na depresję. Borykam się z nią mniej więcej od 14. roku życia tj. około 4 lata. To właśnie wtedy zaczęłam dostrzegać w sobie niepokojące zmiany.
Nim przejdę do odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule, chciałabym zaznaczyć, iż przeżycia ludzi mogą się różnić, a ja opierać będę się wyłącznie na swoim doświadczeniu. Jak więc żyje się z depresją?
Czasem cholernie trudno, czasem zaś tak, jakby jej nigdy nie było.
Cofając się wspomnieniami gdzieś na granicę 1-2 gimnazjum zauważam, dopiero teraz, jak nagle, z miesiąca na miesiąc mój charakter zmienił się zupełnie. Nie żartuję, zu-peł-nie. Z otwartej, popularnej w całej szkole, towarzyskiej metalówy zmieniłam się w szarą, cichą dziewczynę, która nagle przestała mieć ochotę na kontakty z innymi ludźmi. Wtedy myślałam, że jest to właśnie ten młodzieńczy bunt. Myśleli tak też moi rodzice. Wszyscy zlekceważyliśmy to. „Pobuntuje się i przestanie”. Poprawy jednak nie było, zaś pojawił się kolejny, zlekceważony znak – zaczęłam sypiać popołudniami. Mimo, iż nigdy nie miałam problemów ze snem, przesypiałam całe noce, nagle zaczęłam być ospała, wiecznie zmęczona i nie potrafiłam funkcjonować bez dwu-trzygodzinnej drzemki po zjedzeniu obiadu. Do tego wszystkiego doszło też to, że nagle znacznie łatwiej i częściej błahostki doprowadzały mnie do wściekłości. Ze złości zaczęłam płakać, to też zostało przeze mnie zbagatelizowane – przecież wiele osób płacze ze złości... tylko nie każdy parę razy dziennie... z powodu źle położonej poduszki czy znielubionej potrawy na obiad... Najgorsze jednak pojawiło się w trzeciej gimnazjum. Zaczęłam się bać. Nie potrafię opisać tego strachu. Było to uczucie, które towarzyszyło mi co noc. Nie potrafiłam zasnąć bez zapalonego światła, ponieważ bałam się. Bałam się, lecz gdyby ktoś zapytał się mnie czego, nie potrafiłabym odpowiedzieć. To był nieuzasadniony lęk, który nasilał się, gdy byłam sama, w ciemności. Zaczęłam się ciąć. Okaleczałam swoje uda, a także przedramiona. Za każdym razem, gdy to robiłam, myślałam jaka jestem beznadziejna robiąc taką głupotę, jednak nie potrafiłam przestać. Gdy cięcia zaczęły robić się głębsze i zostawiać ślady w postaci blizn, dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Z płaczem i bolącym sercem poszłam po pomoc do swojej Mamy. Mimo, iż jestem świetną aktorką, ładnie się uśmiecham, do niej również zaczęło docierać już wcześniej, iż coś złego się dzieje. Jednak nie miała pojęcia, że jest aż tak źle.
Trafiłam pod opiekę psychologa dziecięcego. To właśnie tam, od sympatycznej, młodej kobiety dowiedziałam się, iż cierpię na depresję, lekką, taką, która nie wymaga leczenia psychotropami. Przez parę miesięcy, raz w tygodniu uczęszczałam na coś, co pani psycholog śmiała nazywać terapią. Nie będąc zadowolona z efektów, a raczej ich braków, zrezygnowałam z pomocy psychologa i postanowiłam walczyć na własną rękę. Początkowo było mi trudno, nie znałam słabości, ani mocnych stron swojego przeciwnika, ale z pomocą najbliższych walczyłam z całych sił. Zauważyłam ogromną poprawę, przestałam okaleczać swoje ciało, znów zaczęłam się SZCZERZE śmiać, uśmiechać. Myślałam, że wygrałam wojnę.
Nic bardziej mylnego... Wygrałam dopiero pierwszą rundę. Ta cholera ukryła się na długi czas, jednak nigdy nie zginęła i wróciła z nową strategią. Wszystko zaczęło się na nowo, gdzieś pod koniec drugiej klasy liceum i trwa do teraz. Po raz kolejny popełniłam kluczowy błąd – zignorowałam niepokojące sygnały. Może to dlatego, że symptomy się zmieniły. Stałam się dzika – tak skomentowała to moja przyjaciółka. Przestało interesować mnie poznawanie nowych ludzi, a wręcz zaczęło lekko przerażać. I uwaga, teraz czas na najgłupszą rzecz.. Boję się rozmawiać przez telefon, a także odczuwam niepokój, gdy muszę rozmawiać z kimś obcym lub, kiedy muszę wyjść sama do sklepu, lekarza. Niby głupota, ale nie wiecie jak niesamowicie potrafi to utrudnić życie. (Potrafię zrezygnować z jedzenia pizzy, bo Mama nie chce jej zamówić i każe zrobić to mnie.)
Znów bardzo dużo płaczę, nie tylko ze złości, czasem „tak po prostu”. No i najgorsze – rzeczy, które lubię przestały sprawiać mi przyjemność, a ochotę na robienie czegokolwiek poza spaniem straciłam. (Tak, to właśnie powód, dla którego zawiesiłam bloga.)
Chyba najlepszym dowodem na to jak silnie demotywuje mnie to cholerstwo, jest fakt, iż kompletnie nie robię nic w domu. Moja Mama odkąd pamiętam, ma problemy zdrowotne, a mój Tato nie jest w stanie zrobić wszystkiego, szczególnie, gdy jest w pracy, a my zostajemy same z Mamą. Zawsze postanawiam sobie, że w czymś jej pomogę. Potrafię przecież gotować, a sprzątanie zajmuje mi znacznie mniej czasu, niż nie w pełni sprawnej Mamie... Jednak wszystko kończy się na postanowieniach, bo gdy próbuję coś zrobić nie mam siły. Czuję się przemęczona fizycznie i psychicznie. Całe wolne spędziłam śpiąc. Chcę zrobić coś, ale nie mogę, mimo że bardzo tego chcę.
Ostatnio jednak nawet spać nie mogę. Potrafiłabym, pomimo ogromnego zmęczenia, przeleżeć calutką noc, gapiąc się przed siebie. Czemu nie mogę zasnąć, a jedynym sposobem bym przespała choć parę godzin są ziołowe tabletki na sen? Ponoć to ze stresu, jestem w klasie maturalnej, więc lekarz, do którego przyszłam z bolącym sercem, stwierdził, iż powinnam wyluzować.
I wyluzuję, bo muszę i wiem, że potrafię. Ostatnio moja Mama chodzi ciągle przygnębiona, jest zmęczona, bo wszystko robi sama, gdy ja śpię w pokoju obok. Co raz częściej się kłócimy. Dlatego wiem, że znów muszę stanąć do walki. Nawet fakt, że gdy znowu uda mi się wygrać, za parę miesięcy, może lat, znów będę musiała zaczynać od początku, nie jest w stanie mnie powstrzymać. Czeka mnie jeszcze wiele trudów, by pozbyć się depresji ze swojego życia.
Na końcu chciałabym zaapelować, byście rozejrzeli się dokładnie wokoło. Może również obok was znajduje się osoba, która za pięknym uśmiechem ukrywa łzy w oczach. Pamiętajcie, że depresja nie robi z nas wariatów, jednak bez waszej pomocy i swojej ciężkiej pracy, możemy w końcu zwariować.

PS: Jeszcze nie zdecydowałam czy pokażę ten tekst swojej Mamie, ale jeśli... Mamo, nie bądź zła, niech nie będzie Ci przykro, bo to nie jest Twoja wina. Nie próbuj też ze mną o tym rozmawiać, to jeszcze nie czas, w którym będę się czuła komfortowo rozmawiając o tym, że w moim życiu znowu pojawił się niechciany gość. Jest mi teraz trochę ciężko, ale liczę, że chociaż troszkę łatwiej będzie Ci mnie zrozumieć. 

środa, 21 grudnia 2016

Krótka informacja.

Pierwszy raz dodaję post poprzez telefon, więc wybaczcie jeśli wygląda on dziwnie/źle/inaczej.
Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie zawieszam bloga. Mam nadzieję, że do tej pory dobrze czytało wam się moje opowiadania i, że wrócę do was szybciej niż przewiduję.

wtorek, 15 listopada 2016

Artificial Love 2



Stanęłam na schodkach ogromnej posiadłości i przeklęłam pod nosem. Niebo było czarne, a ściana deszczu blokowała mi drogę do domu. Poczułam się jak bohaterka filmu, pogoda stała się odzwierciedleniem moich uczuć. Nie wiedziałam, że po moich policzkach płyną łzy, dopóki chłodny wiatr nie rozwiał ich w kierunku włosów, powodując nieprzyjemne uczucie zimna. Jeszcze raz zerknęłam na drzwi rezydencji rodziny Oh, a potem spokojnym krokiem ruszyłam przed siebie, jakby nie czując kropli deszczu upadających na mnie, mocząc ubrania i włosy. Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni spodni, z której wyciągnęłam swój telefon. Ekran komórki cały pokrył się wodą, nim wymusiłam na sobie jakikolwiek ruch. Jeszcze przez chwilę zerkałam na zdjęcie uśmiechniętego Sehuna, a potem bez wahania usunęłam jego numer i zwolniłam kroku, idąc w prawdziwie żółwim tempie.
Zatrzymałam się dopiero przed maleńką cukiernią, ulicę przed swoim mieszkaniem. Przyłożyłam głowę do szyby i przyglądałam się wykwintnym ciastom, ciasteczkom wystawionym na półkach. Gdy zauważyłam wielki, czerwony tort w kształcie serca dotarło do mnie, co właściwie się stało, a dopiero, gdy zaczęło brakować mi tchu, uświadomiłam sobie, że szlochałam żałośnie, tuląc się do witryny sklepowej.

**

Mój telefon całą noc wibrował, odbierając mi możliwość snu. Mimo, iż nadawca połączeń był nieznany, doskonale wiedziałam czyj głos usłyszę, gdy tylko odbiorę. Do samego rana więc leżałam na łóżku, wpatrując się pusto w wyświetlacz telefonu, który na przemian zapalał się i gasł. Mogłam go wyłączyć, jednak wiedziałam, że cokolwiek by się nie stało, jak idealna byłaby cisza otaczająca mnie, nie zasnęłabym.
Cierpiałam, pierwszy raz czułam taką bezsilność, połączona z uczuciem pękającego serca. Próbowałam wytłumaczyć sobie, że to było jedyne dobre wyjście. Musiałam odejść.
Dlaczego jednak moje serce tak bardzo pragnęło, bym pobiegła do niego i została w jego ramionach na zawsze...

**

-Ej! Ej! - próbowałam iść najszybciej jak się dało, jednak już po chwili mnie dogonił. - Wołam Cię od jakiś pięciu minut, nie słyszałaś?
-Słyszałam. - przybrałam surowy wyraz twarzy. - Nie widziałam jednak powodu, by się zatrzymywać.
-Dzwoniłem całą noc, dlaczego nie odebrałaś? - złapał mnie za rękę.
-Ponieważ normalni ludzie w nocy śpią. - ujęłam jego dłoń tak, by uwolnić się z uścisku.
-Ty chyba nie spałaś, masz cienie pod oczami. - próbowałam od niego odejść, jednak po raz kolejny złapał mnie.
-Przestań! - wyszarpnęłam się i prawie biegiem ruszyłam w stronę swojej sali lekcyjnej.
-Boisz się ze mną rozmawiać? - krzyknął za mną, a ja równie szybko wróciłam się i stanęłam tuż przed nim.
-Oh Sehun, nie boję się. Nie chcę, a wiesz dlaczego? - mój głos stał się nagle groźny. - Dlatego, że nie mamy o czym rozmawiać. Nie jestem twoją dziewczyną, przyjaciółką, koleżanką, a od wczoraj nie jestem również twoją wspólniczką.
-Ale... - widziałam jak w jego oczach zbierały się łzy.
-Nie ma żadnych „ale”, przestudiowałeś umowę dokładniej ode mnie, więc nie rozumiem dlaczego tak ciężko pogodzić ci się z tym, że ją złamałeś i musisz ponieść konsekwencje.
-A Ty jej nie złamałaś? - nagle i on zaczął brzmieć groźnie. - Myślisz, że jestem kretynem i nie zauważyłem jak się na mnie patrzysz?
-Tak właśnie myślę. - wiedziałam, że nie mogę zawahać się, ani przez chwilę. - Najmądrzejszy i najprzystojniejszy Oh Sehun jest kretynem, który myśli, że każda dziewczyna szaleje na jego punkcie.
-Nie wierzę Ci. Grasz, jesteś świetną aktorką.
-Jasne, że jestem. Nawet Ty uwierzyłeś w moją fikcyjną miłość.

**

Siedziałam zawinięta w koc, patrząc tępo w pusty punkt na ścianie, delikatnie kołysząc się na boki. W dłoni ściskałam potwierdzenie wpłaty od rodziców Sehuna. Więc musiał się w końcu z tym pogodzić. Właściwie spodziewałam się tego już trochę wcześniej, gdy jego telefonu ucichły, a on przestał pojawiać się pod moim domem, odwracał wzrok, gdy mijaliśmy się w szkole. Każdy już wiedział, że się rozstaliśmy. Za powód rozstania podawałam, zgodnie z umową, niezgodność charakterów. Wiele osób zaczęło mnie potępiać. Podczas, gdy Sehun wyglądał jak wrak człowieka, ja, podążając za obowiązującymi mnie paragrafami, udawałam zadowoloną. Zaczynałam żałować, że nie zainteresowałam się wieloma podpunktami umowy, nim podpisałam pakt z diabłem. Wraz z potwierdzeniem wpłaty, dostałam część, która opisywała okres po rozstaniu. Zawierała ona dokładny opis tego co mi wolno, a co jest kategorycznie zabronione. Poza ustaleniem mojego stanowiska, pojawił się tam również punkt o zachowaniu milczenia, do końca życia. Na szczęście to już niedługo.

**

-Dawno tu nie byłyśmy. Patrz ile się zmieniło! - Lalisa wydzierała mi się do ucha, licząc, że uda jej się zagłuszyć dudniącą w klubie muzykę. - Nie wiem jak mogłam pozwolić ci tak długo obijać się w domu.

Rzeczywiście, dojście do siebie zajęło mi więcej czasu, niż planowałam. Nim się obejrzałam minęły dwa miesiące, odkąd zostawiłam Sehuna. Przez ten czas praktycznie go nie widywałam, czasem jego sylwetka migała mi gdzieś przed oczami w szkole, jednakże były to jedynie ułamki sekund. To zdecydowanie pomagało mi w leczeniu złamanego serca, które tak trudno się regenerowało.
Wreszcie jednak udało się, w końcu pogodziłam się z tym, że Oh Sehun to ktoś, kogo nigdy nie będę miała, a rozstanie było jedyną drogą, by ukrócić cierpienia, zanim zaczęły rosnąć w siłę.

Popijałam kolejnego, kolorowego drinka bujając się na krzesełku barowym. Byłam odwrócona w stronę parkietu, by stamtąd obserwować przyjaciółkę, która była bardziej pijana ode mnie. Uśmiechałam się widząc jak Lalisa skacze śmiejąc się. Przypominała mi małą, uroczą pchełkę. Zawsze, gdy wychodziłyśmy zatańczyć, stawała się taka beztroska.
Kiedy napój w szklance się skończył, odwróciłam się w stronę baru, by zamówić kolejny i o mało nie spadłam na ziemię. Przetarłam oczy, licząc, że krążące w mojej krwi promile alkoholu robią mi psikusa, jednak mój wzrok się nie mylił. Siedział obok mnie. To był on. Oh Sehun. Ten Oh Sehun.
Czułam jak moje serce zaczynało bić jak szalone, zrobiło mi się gorąco. Spanikowałam. W pośpiechu zaczęłam szukać Lalisy w tłumie, jednak jak na złość nigdzie jej nie widziałam.

-Zatańczysz? - poczułam jego oddech na szyi.

**

Siedziałam na fotelu, oglądając jakieś głupie reality show, nie zważając na płynące po policzkach łzy. Mimo wszelkich starań, nie mogłam przestać myśleć o tym wieczorze. Chciałam, żeby to był tylko sen. Uszczypnęłam się miliony razy, wierząc jak małe dziecko, że w końcu otworzę oczy w swoim łóżku. Tak jednak nie było. Wszystko co przewijało się przez moją głowę było wspomnieniem. Wspomnieniem tańca, który poruszył moje serce na nowo. Wspomnieniem tak silnym, że miałam wrażenie, iż dalej czuję jego dłonie na swojej talii. Wydawało mi się, że z każdym oddechem, wciągałam zapach jego perfum, a jego oczy wciąż spoglądają w moje.

** 

Właśnie kończyłam sprzątać mieszkanie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam przekonana, że Jennie postanowiła przyjść trochę wcześniej, więc nie przejęłam się swoimi tłustymi włosami, związanymi w niedbałego koka i koszulką, która sięgała mi jedynie do połowy ud. Z uśmiechem na ustach otworzyłam sosnowe drzwi, już miałam się odezwać, gdy zamurowało mnie.

-Mogę wejść? - pani Oh stała przede mną i czekała na zaproszenie.

Rozglądała się wokoło, gdy kładłam kubek z herbatą na stoliku, tuż przed nią. Sama usiadłam na małym taborecie i w milczeniu się jej przyglądałam.

-Więc tak mieszkasz. - powiedziała, bardziej do siebie, niż do mnie. - Wiesz dlaczego do ciebie przyszłam?
-Nie. - bawiłam się skrawkiem koszulki, bojąc się spojrzeć jej w oczy. - Wszystkie formalności zostały załatwione, nawet przez myśl nie przeszło mi, że jeszcze się spotkamy.
-Przyszłam, bo – zawiesiła głos i dokończyła dopiero, gdy zerknęłam na nią. - chciałam dowiedzieć się od ciebie prawdy. Słuchałam wersji Sehuna już tyle razy, a Ty nie pisnęłaś nawet słowem.
-Nie mam pojęcia co mówił pani syn, ale prawda jest taka, że złamał on zasady. - miałam wrażenie, iż jej wzrok wyrażał niedowierzanie.
-A Ty tego nie zrobiłaś?
-Nie, proszę pani.
-Cóż. - wyciągnęła z torby sporych rozmiarów kopertę, którą położyła na stoliku, a sama wstała. - Wiedziałam, że tak będzie, ale nie szkodzi. Przyjdę tutaj jeszcze raz, jutro, o tej samej porze. Zapoznaj się z tym i powiedz mi jutro prawdę.

**

Patrzyłam na nią ze złością, co chwilę przenosząc wzrok na dokumenty, które wczoraj mi dostarczyła. Byłam wściekła, jak mogła zdobyć dostęp do dokumentacji, której nawet moi rodzice nie mieli prawa zobaczyć? Nerwowo stukałam palcami w kolano, wystukując rytm ulubionej piosenki. Atmosfera w salonie była napięta, a cisza panująca w nim była bardziej uciążliwa, niż największy hałas.

-Więc - pani Oh odezwała się jako pierwsza. - czy teraz powiesz mi prawdę?
-Muszę to powtarzać, proszę pani? - serce biło mi jak szalone.
-Posłuchaj, mój syn tak za tobą tęskni. Ma koszmary, budzi się w nocy, ciągle mówi twoje imię przez sen.
-Bardzo mi przykro. - czułam jak zaczyna odejmować mi mowę. - Nasza współpraca się zakończyła, nie mogę nic z tym zrobić.
-Dziecko, nikt nie odbierze Ci tych pieniędzy. Wiem, ile dla ciebie znaczą.

Coś we mnie pękło. Rozpłakałam się jak małe dziecko i nawet ciepła dłoń pani Oh, która delikatnie klepała mnie po ramieniu nie potrafiła mnie pocieszyć. Nie wiem ile czasu szlochałam, zalewając się łzami. Może trwało to chwilę, może znacznie dłużej. Spojrzałam na panią Oh, a gdy dostrzegłam w jej oczach ciepło i współczucie, zdecydowałam. Opowiedziałam jej wszystko. Opisałam każdy szczegół tej nieszczęśliwej doli, nie bojąc się płakać, przerywać, gdy brakowało mi słów. A ona mnie słuchała, kiwała głową ze zrozumieniem, a czasem sama z trudem powstrzymywała łzy.

-Nawet nie wiesz jak wielkie znaczenie ma dla mnie to, że zechciałaś się przede mną otworzyć. Wiesz co teraz powinnaś zrobić, prawda?

**

Nogi trzęsły mi się, tak jakby nie mogły utrzymać ciężaru reszty ciała. Nie chciałam zwlekać, więc bez czekania, otworzyłam drzwi, przed którymi stałam.
Miałam tyle do powiedzenia, lecz gdy go zobaczyłam jedyne co mogłam zrobić to rzucić się mu w ramiona, licząc, że mnie nie odepchnie. Nie zrobił tego. Objął mnie ramionami i ścisnął mocno, jakby bał się, że zaraz ucieknę.

-Nie wierzyłem ci. Nigdy nie uwierzyłem. - spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
-Przepraszam Sehun, ja... - przerwał mi.
-To nieważne. Nie mów nic, chcę żebyś przy mnie była, to mi wystarczy.
-Sehun. - wzięłam głęboki oddech. - Jest coś o czym musisz wiedzieć. Umieram. Lekarze dają mi czas do dwudziestych urodzin. Zostały trzy miesiące. 


Mam wrażenie, że nikt tutaj już nie zagląda. Ilość komentarzy zaczęła maleć, wyświetlenia również. Chyba moje opowiadania przestały już was zadowalać :(
PS: Może ucieszy was fakt, że zaczęłam intensywnie pracować i myśleć nad "PHOTMPFMN" (super skrót XD) ?

czwartek, 29 września 2016

Artificial Love



Czytałam tekst umowy leżącej przede mną, nieświadomie stukając długopisem w blat drewnianego stołu. Zupełnie nie skupiałam się na czytanych słowach, zgodziłabym się, choćby kazano mi nauczyć się mówić w dziesięciu językach. Już miałam złożyć podpis w wydzielonej na to rubryce, gdy usłyszałam głos chłopaka.

-Naprawdę jesteś w stanie to zrobić? Nie sądziłem, że istnieje osoba, która zgodziłaby się na to.

Zerknęłam na niego. Przede mną siedział dobrze zbudowany, przystojny Azjata. Miał jasną, gładką cerę, ciemnobrązowe oczy i błyszczące, bladoróżowe usta. Włosy w kolorze gorzkiej czekolady układały się we wszystkie strony, jednak w tym chaosie można było dostrzec logikę. Na wcześniejszych spotkaniach dowiedziałam się, że włada czterema językami, posiada czarny pas w taekwondo, gra na gitarze, pianinie, skrzypcach oraz flecie, całkiem dobrze idzie mu rysowanie, egzamin na prawo jazdy zaliczył za pierwszym podejściem, a zaledwie miesiąc temu miał osiemnaste urodziny.

-Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
-I niczego, ani jednego punktu nie chcesz skorygować? Powiedziałem Ci przecież, że jeśli coś jest problemem, można to przedyskutować.
-Oh Sehun, twoi rodzice nie przyjdą? Wcześniej zawsze byli obecni.
-Na randki też będziemy brać ich ze sobą? - zaśmiał się po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy.
-Wystarczą mi comiesięczne spotkania rodzinne. - wskazałam mu palcem odpowiedni zapisek w umowie.
-Akurat tego nie można będzie wykreślić, ani poprawić, ale możesz zmienić częstotliwość...
-Słuchaj. - przerwałam mu. - Mnie obchodzi tylko i wyłącznie to.

Sięgnęłam po żółty zakreślacz i szybkimi ruchami zaznaczałam interesujące mnie frazy. „Czas trwania”. „Zasady”. „Wynagrodzenie”. „Kara za odstępstwo od zasad umowy”. Następnie odszukałam wzrokiem wcześniej odłożony przez siebie długopis i nie czekając na reakcję chłopaka, złożyłam podpis na umowie, a potem wstałam z krzesła i kierując się do wyjścia odezwałam do niego.

-Widzimy się jutro... kochanie.

**

-Gotowa? - wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Gotowa. - splotłam nasze dłonie i ruszyłam pewnie w stronę drzwi.

Skłamałabym, gdybym śmiała stwierdzić, że nie stresowałam się. Nieczęsto pojawiałam się w szkole z niebiańsko przystojnym chłopakiem u boku. Nienawidziłam być w centrum uwagi, jednak właśnie na to skazałam się, trzymając za rękę nieznanego Azjatę.
Dostrzegając grupkę osób z mojej klasy, pomachałam im szybko, a potem skierowałam się w stronę parapetu, tuż naprzeciwko nich. Mój towarzysz oparł się o niego plecami, następnie obejmując mnie jedną ręką i przyciągając tak blisko siebie, że mogłam swobodnie oprzeć brodę o jego ramię.

-Wszyscy na nas patrzą. - szepnęłam mu do ucha po koreańsku.
-Właśnie na tym to polega. Na następnej przerwie będą mówić wyłącznie o nas.
-Oby tylko nie napisali o nas w gazetce szkolnej. „Nowy i szara myszka z drugiej parą roku”. - zaczęłam gładzić go po włosach, jednak ten złapał mnie za dłoń, splótł ją ze swoją i oparł na biodrze.
-Tak lepiej nie rób, bo chyba się zakocham.
-Już pierwszego dnia chcesz łamać zasady umowy? Nie dziwię się, wybrałeś taką ślicznotkę. - puściłam mu oczko.
-Właściwie uratowała Cię znajomość koreańskiego. - wybuchnął śmiechem, a za nim ja. - Idę szukać swojej klasy. Uwaga. Zaraz Cię pocałuję. - złożył na moich ustach pocałunek i już po chwili zniknął w tłumie uczniów.

**

Usiadłam na zimnej posadzce i już miałam zająć się konsumpcją kanapki z serem, gdy wokół mnie rozsiadły się moje kochane koleżanki. Cóż. Zaczęło się.

-Jak możesz spokojnie jeść, wiedząc, że umieramy z ciekawości? - zaczęła Rosalie, stukając mnie delikatnie pomiędzy żebrami.
-Co to za przystojniak? Skąd go wytrzasnęłaś? - do przesłuchania szybko dołączyła się Lalisa, wlepiając we mnie swoje zielone oczyska.
-Hola! Hola! Nie wszyscy naraz! - uśmiechnęłam się. - To mój chłopak. Rozdawali dzisiaj rano za śmietnikiem to wzięłam.
-Nie żartuj sobie. - Jennie spojrzała na mnie udawanym, groźnym wzrokiem. - Jak udało Ci się zataić przed nami fakt, że masz chłopaka? Nie! Jak śmiałaś zataić ten fakt?
-Nic nie zataiłam. Jesteśmy parą dopiero od wczoraj, wcześniej tylko się spotykaliśmy. - zerknęłam na Jennie, która wciąż mordowała mnie wzrokiem, więc szybko dodałam. - No przestańcie! To takie ciacho, że bałam się pisnąć chociaż słówkiem, żeby czasem nie zapeszyć.
-Jak całuje? - zachichotała Rosa.
-Tak, że masz wrażenie jakbyś umarła i trafiła do raju. - teraz wszystkie zaczęłyśmy chichotać.

**

Siedzieliśmy w moim pokoju i przeglądaliśmy zdjęcia, które przed chwilą zrobiliśmy.

-Albo robisz moje zadanie z matematyki, albo dodam zdjęcie, na którym widać tego pryszcza. - stuknęłam palcem w wyświetlacz telefonu.
-Powinienem pomyśleć o tym, by do umowy dopisać odpowiedni artykuł dotyczący wykorzystywania i szantażu. - mruknął i ruszył w stronę biurka.
-Przecież i tak lubisz trygonometrię! - zaśmiałam się i już po chwili siedziałam na krześle obok niego.

Polubiłam go. Początkowo miałam go za zakochanego w sobie dupka, ale im więcej czasu z nim spędzałam tym częściej dostrzegałam jak bardzo się myliłam. Mimo, iż wciąż nie rozumiałam powodów, dla którego powstał nasz fikcyjny związek, zaczynałam doceniać czas spędzony razem. Powoli stawał się moim przyjacielem.

-Dlaczego liczysz cosinus, a nie sinus? - gapiłam się w swój zeszyt zupełnie nie wiedząc o co chodzi w tych wszystkich zapiskach.
-Gdybym wiedział, że jesteś taka głupia, dokładnie przemyślałbym sens tego związku.
-Zapłać mi i ze mną zerwij. - skrzyżowałam ramiona na piersi, udając obrażoną.
-Ok. W takim razie zadanie skończysz...
-Powinnam dać opis „z moim ukochanym”, czy może „miło spędzony dzień z przyszłym mężem”?
-GŁU-PIA. - postukał mnie palcem w czoło.

**

Powinnam podziękować mojej mamie za to, że pomimo protestów wysyłała mnie na naukę języka koreańskiego. Właśnie dzięki jej uporowi, nawet będąc wtulona w fikcyjnego chłopaka, mogłam mówić prawdę, ponieważ nikt, poza naszą dwójką, w tej szkole nie posługiwał się tym językiem. Była długa przerwa, właśnie żartowaliśmy z naturalności naszych pocałunków, gdy Sehun wyciągnął podłużne pudełeczko.

-Masz. To już trzeci miesiąc jak się ze sobą męczymy. - zaśmiał się i podał mi prezent. - Jeszcze tylko dziewięć i każde z nas pójdzie w swoją stronę.

Otworzyłam pakunek i o mało go nie upuściłam. W środku znajdował się przepiękny naszyjnik wysadzany, znając majętność chłopaka, diamentami. Jednak zamiast zainteresować się nim, bardziej interesowały mnie słowa chłopaka.

-Pójdzie w swoją stronę? Po takim pięknym związku będziesz chciał mnie zostawić?
-Ciężko będzie przyjaźnić się, gdy wszyscy wkoło będą wiedzieli o tym, iż rozstaliśmy się po wielu awanturach, burzach, wyzwiskach, bla bla bla.
-Ach.. - westchnęłam.
-Głupku! - puknął mnie w czoło. - Naprawdę nie czytałaś tej umowy?
-Chyba pominęłam parę punktów. - zaśmialiśmy się.
-Nie martw się. Nie zmienię numeru i będę do Ciebie pisał. - pogładził mnie po plecach.
-A gdybyś się zakochał? - nie wierzyłam, że powiedziałam to głośno, jednak moje usta wciąż się nie zamykały. - Co wtedy byś zrobił?
-Co mógłbym zrobić? Rodzice za nic nie pozwoliliby mi być z Tobą, gdyby dowiedzieli się, że to coś więcej niż umowa. Zresztą zakochać się w Tobie? Mała, nie ma tyle alkoholu na tym świecie. - wystawił mi język.
-To tak jak w Tobie! Nie ma takich głupich dziewczyn na świe.. Ach! - zaczął łaskotać mnie, ciesząc się przy tym jak małe dziecko.

**

Złamałam zasady. Nie on, ja. Nie wiem nawet kiedy i jak do tego doszło. Nim zdążyłam zareagować, moje serce zaczęło szybciej bić, zaczynałam za nim tęsknić, chciałam być przytulana, zaczęłam kochać.
Moja miłość zanim jeszcze się rozwinęła, już została spisana na straty. Doskonale zdawałam sobie sprawę jak wielką cenę musiałabym za nią zapłacić, jeśli on by się o niej dowiedział. Miałam gdzieś to, że pieniądze jakie miałabym mu dać były tak wielką kwotą, iż nawet nie potrafiłam wyobrazić sobie jak wygląda czy ile waży taka ilość banknotów. Największą karą byłoby jego zniknięcie. Jego telefon byłby nieosiągalny, mieszkanie stałoby puste, a on schowałby się przede mną tam, gdzie nie mogłabym go znaleźć.
Jedyne co mogłam robić to milczeć. Mogłam udawać, że wszystko jest tak, jak było na początku. Mogłam oddawać pocałunki, które nic nie znaczyły. Jednak to było najlepsze co mogłam zrobić, ponieważ tylko wtedy wciąż będzie obok mnie.

**

-Co się tak patrzysz? - Sehun szturchnął mnie i uśmiechnął. - Mam coś na twarzy? Czy taki jestem piękny?
-Piękny jak kwiat róży. - wystawiłam mu język i odwróciłam w drugą stronę.
-Jedziemy na ferie do Szwajcarii.
-Słucham? - modliłam się, żeby mój słuch zrobił mi psikusa.
-Jedziemy do Szwajcarii.
-To pewnie bardzo duży wydatek, może lepiej jak zostanę?
-Nie myśl, że się wykręcisz. Rodzice już zamówili domek. Będziemy mieć własny pokoik.
-Nie chcę mieć z Tobą pokoiku. - złapałam się za głowę.
-Jeśli pomyślałaś właśnie o tym co ja, powinnaś oczyścić swój umysł z brudnych myśli. - znowu się do mnie uśmiechnął, a potem zrobił skwaszoną minę. - Moja mała przyjaciółeczka mnie nie pociąga. Fuj, to tak jakby z siostrą. Nie, nie, nie dla mnie.

**

Od początku wiedziałam, że ten wyjazd do Szwajcarii będzie dla ciebie tragiczny w skutkach. Już pierwszego dnia potłukłam sobie kość ogonową, oblałam się gorącą czekoladą, a potem zatrułam nieświeżą rybą.
Jednak najgorszy był w tym wszystkim mróz. Kolejną noc kuliłam się pod puchową kołdrą, próbując zwinąć się w kulkę, wciąż jednak niemiłosiernie marzłaś.

-Co się tak wiercisz? - usłyszałam głos Sehuna z drugiego końca pokoju.
-Tak cholernie mi zimno. Chyba przestałam czuć palce. - mruczałam niezadowolona.
-To chodź tu. - niepewnie podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka.
-Gdzie?
-Do mnie. Przytulisz się i będzie ci cieplej.
-Zwariowałeś.
-No chodź. Przecież i tak jesteś moją dziewczyną. - zaśmiał się.
-Uważaj. Będę biegła! - krzyknęłam i już po chwili leżałam wtulona w niego.
-I co, lepiej? - pogłaskał mnie po głowie.
-Lepiej. - odpowiedziałam i wsłuchiwałam się w bicie mojego serca, dudniące mi w uszach.
-Wiesz co? - po dłuższej chwili się odezwał. - Naprawdę cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ty.
-Tak? - słowo „przyjaciółka” było jak uderzenie w twarz, tak bardzo nie chciałam nią być.
-Musisz mi coś obiecać. Jak tylko zakończymy ten głupi, udawany związek, znajdź sobie najlepszego na świecie mężczyznę, który będzie traktował cię jak księżniczkę, ok? - kiwnęłam głową, jednocześnie czując jak pęka mi serce.

**

To już sześć miesięcy. Mieliśmy z tego powodu wyskoczyć do kina, jednak godzinę przed umówioną, Sehun zadzwonił do mnie i poprosił, byśmy spotkali się u niego w biurze. Nie wiedziałam czemu, ale miałam naprawdę złe przeczucia, gdy otwierałam wielkie, drewniane drzwi. Sehun siedział na krześle, miał na sobie czarną koszulę i jeansowe obcisłe spodnie. Patrzył tępo na jakiś plik kartek, który leżał przed nim.

-Hun? - od razu podniósł się z krzesła i stanął naprzeciwko mnie.
-Ładnie się porobiło, co?
-Słucham?
-Złamaliśmy zasady.
-Jakie zasady? - nie rozumiałam, przecież wszystko szło zgodnie z planem. - Zrobiłam coś źle?
-Ale wiesz co? - właśnie teraz dostrzegłam, że jest pijany. - Nie obchodzi mnie to.
-Wytłumaczysz mi wreszcie o co chodzi?
-Nie ma się czym martwić, minus i minus dadzą plus. - serce mi stanęło, gdy zobaczyłam jak rwie plik kartek, który okazał się być naszą umową.
-Co Ty do cholery jasnej zrobiłeś? - niewiele myśląc, padłam na kolana i zaczęłam zbierać kawałki porwanej umowy. - Pomóż mi ją pozbierać, to jedyny egzemplarz! Inaczej będę musiała odejść.
-Nie odejdziesz. Nie odejdziesz, bo zależy Ci na mnie tak samo jak mi na Tobie. Nie potrzebujemy żadnej umowy. - zrobiło mi się gorąco. Więc wiedział.
-Pleciesz bzdury. - nawet teraz musiałam udawać. - Coś Ci się ubzdurało, Sehun, jesteś pijany.
-Myślisz, że nie zauważyłem? Twoje pocałunki smakują inaczej.
-Hun, po prostu czuję się przy Tobie swobodniej, niż na początku. - poczułam szarpnięcie i nim zdążyłam zareagować, opierałam się na zimnej ścianie, a Sehun stał niebezpiecznie blisko mnie.
-Więc powiedz to. - czułam jego oddech na twarzy. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że mnie nie kochasz.
-Oh Sehun. - wzięłam głęboki oddech. - Nie kocham Cię, rozumiesz? Nie kocham i nie kochałam. - chłopak odsunął się nieznacznie, patrząc na mnie wyraźnie zszokowany. - Szykuj pieniądze, mój numer konta mają Twoi rodzice, w razie wątpliwości, porozumiewajmy się właśnie za ich pośrednictwem. 



Chyba najdłuższy shot, jaki udało mi się stworzyć :O 
Niestety, lub stety, możecie być pewni, iż nie jest to ostatnie opowiadanie z Sehunem w roli głównej, ponieważ po dłuuugich miesiącach starań, ten pan wkradł się do mojego serca i nie ma zamiaru z niego wychodzić. Cóż... mnie to odpowiada ^^

PS: Wybaczcie wszystkie błędy, ostatnie trzy akapity pisałam z zamykającymi się oczkami.

poniedziałek, 19 września 2016

Please hold on to me, please find me now - 6.



-Czyli mówi pani, że widziała go ostatni raz w nocy przed zaginięciem?
Hayi lustrowała starego policjanta. Miał około sześćdziesięciu lat, był niski i siwy, jednakże zdecydowanie próbował grać złego glinę.
-Tak. Położyłam go spać w swoim salonie, zaś sama poszłam do swojej sypialni. Gdy rano się przebudziłam, jego już nie było.
-I nie zdziwiło Cię, że zniknął? A może było tak, że wkurzył Cię i go sprzątnęłaś, a jego ciało pływa teraz w jakiś ściekach?
Poczuła jak wszystko się w niej gotuje, miała ochotę uderzyć staruszka, jednak opanowała swoją złość, gdy spojrzała na swojego prawnika, który kiwnął przecząco głową.
-Pani. Nie zdziwiło PANI, że zniknął. Otóż nie, nie zdziwiło mnie to, ponieważ mój chłopak nie miał w zwyczaju zostawać na śniadanie i wychodził zaraz po przebudzeniu.
-Na razie nie mam więcej pytań, ale proszę nie opuszczać miasta. Będziemy w kontakcie.


Usiadła na skórzanej kanapie, chowając głowę w dłoniach. Była wykończona psychicznie, jej przesłuchanie trwało prawie cztery godziny, mimo iż wydawało się jakoby trwało całą wieczność. Było jej niedobrze, chciało jej się płakać, jednak łzy nie chciały płynąć. Przez jej głowę przepływało naraz tyle myśli, że miała wrażenie posiadania tykającej bomby, gotowej w każdej chwili na wybuch.
Uniosła wzrok, gdy wyczuła czyjąś obecność w pomieszczeniu. Przed nią kucał Bobby, podający jej kubek gorącej kawy.

-Co robiłaś tyle czasu?
-Dopiero wypuścili mnie z przesłuchań. Jestem taka zmęczona.
-Ciebie też tyle męczyli? Wow. To tylko trzy dni odkąd go nie ma...
-Wyglądam na zabójczynię?
-Słucham?
-Usłyszałam dziś setki sposobów, na które mogłabym go zabić... teraz nie wiem, który wybrać, na moment, gdy ten dupek wróci do domu.

Hayi zaczęła się głośno śmiać, jednak w ciągu ułamku sekundy śmiech ten zamienił się w szloch, a jak policzki zaczęły moknąć od łez. Czuła jak Bobby klepie ją delikatnie w plecy, jednak gest ten wcale jej nie pocieszał.

-Tak cholernie za nim tęsknię. Gdzie on się podziewa? Co takiego zrobił, że nie może do mnie wrócić? A co jeśli już nigdy go nie zobaczę?
-Spokojnie, wróci. Dajmy mu jeszcze trochę czasu.


Myślała, że wybranie miejsca na samym końcu ogromnej sali konferencyjnej uchroni ją przed wszystkimi, jednak było to jak najbardziej mylne. Każdy z idoli pracujących w wytwórni podchodził do niej, klepał po ramieniu czy rzucał formułkę o tym jak bardzo jej współczuje. Dziewczynę brzydziły takie gesty, bo doskonale znała prawdę. YG było wielką, kochającą się rodziną wyłącznie przed kamerami, w rzeczywistości nikt nie interesował się współpracownikami.
Z zamyślenia wybił ją Bobby, który zajmował właśnie miejsce tuż obok Hayi. Chciał coś do niej powiedzieć, jednak zamknął usta, gdy w sali rozbrzmiał się głos dyrektora.
-Powód dzisiejszego zebrania jest oczywisty. Jednak, gdyby znalazł się jednak ktoś, kto nie ma pojęcia co tutaj robi – zebraliśmy się, by omówić działania związane z zaginięciem Hanbina. Liczymy na szybki powrót chłopaka, jednak ze względu na naszą politykę zaplanowaliśmy następne parę miesięcy pracy. Zacznijmy od tego, że prace nad solowym albumem B.I zostaną anulowane i zastąpione indywidualnymi działalnościami pozostałych członków IKON. Lee Hayi otrzymuje osiem tygodni wakacji, a co z tym związane, jej solowy album zostanie przesunięty w czasie. Pozostałe plany pozostają bez zmian.

Rozejrzała się po sali. Jej serce zaczęło szybciej bić, gdy zauważyła zadowolone miny chłopaków z IKON. Było jej tak przykro, że na zaginięciu jej ukochanego ktoś będzie budował swój sukces. Nie potrafiła zrozumieć jak „bracia” mogli cieszyć się bez jednego z nich.

-Ach! Zapomniałem o jednym. Niestety nie mogliśmy już dłużej tego ukrywać...


Długo mnie nie było, a jeszcze dłużej może nie być... Powiem wam w tajemnicy, że nawet jeśli niewiele robicie w związku z waszą szkołą i tak trudno odnaleźć jest wam czas na pasję.. a jeśli już ten czas odnajdziecie to nie liczcie, że wena będzie wam sprzyjała.

piątek, 19 sierpnia 2016

Please hold on to me, please find me now - 5.



Tym razem spanikowała nie na żarty. Hanbin czasem zachowywał się niezdarnie, ale swój telefon pilnował jak oczka w głowie, zawsze trzymał go blisko siebie i dbał, by nikt inny go nie dotykał. Właściwie zgubienie telefonu było wręcz niemożliwe, przecież urządzenie to posiadało tyle poufnych informacji. Hanbin nie pozwoliłby na to, by trafiły one w niepowołane ręce. Początkowo bała się zrobić ten krok, jednakże wiedząc, że jej ukochany zniknął, nie mając przy sobie telefonu, zdecydowała się wreszcie wykręcić ten numer.

-Dyrektorze...
-Tak Panienko Lee?
-Hanbin zniknął.
-Jak zniknął?
-Tak po prostu, nie ma go od samego rana. Obdzwoniłam już wszystkich i nikt nie ma pojęcia gdzie on jest.
-Próbowałaś do niego zadzwonić? Czemu panikujesz? Przecież wiesz, że on lubi znikać bez śladu.
-Jego telefon jest u jakiegoś mężczyzny, który znalazł go w Gangnam. Nigdy nie znikał na tak długo, napisał mi wiadomość, że będzie wieczorem. On nie łamie słów danych mi.
-Przestań panikować, wróci. Rozłączam się.

Odrzuciła telefon w kąt. Do spotkania ze znalazcą telefonu mojego chłopaka miała jeszcze ponad dwie godziny. Zupełnie nie wiedziała co ma zrobić ze sobą przez cały ten czas. Nerwowo kręciła się po swoim pokoju, zupełnie jakby niespokojne stąpanie miało w jakiś sposób miało polepszyć sytuację, w której Hayi obecnie się znajdowała. W pewnym momencie zatrzymała się, zamarła jak gdyby nagle przemieniła się w kamienną rzeźbę. Stało się to z powodu pomysłu, który niespodziewanie zrodził się w jej głowie. Starała się go pozbyć jednak on uparcie siedział w jej myślach i był tak natarczywy jak świecąca żaróweczka z filmów.
Niepewnie wyszukała numeru wśród kontaktów zapisanych w jej stacjonarnym telefonie, ciągle zastanawiając się czy na pewno robi dobrze.

-Halo?
-Jimin, tutaj...
-Lee Hayi, nie wierzę! Naprawdę nie masz wstydu.
-Nie dzwonię bez powodu, potrzebuję Twojej pomocy.
-Jesteś niemożliwa, dziewucho.
-Tu nie chodzi o mnie. Chodzi o Hanbina.
-Słyszysz co Ty właściwie mówisz? Bezczelnie zniszczyłaś naszą przyjaźń, doprowadziłaś do tego, iż mój wieloletni przyjaciel udaje, że mnie nie zna i jeszcze bezwstydnie prosisz mnie o pomoc?
-On zniknął...
-Taka z Ciebie kochająca dziewczyna, a nie wiesz, że Twój kochaś ma w zwyczaju znikać?
-Ale teraz jest inaczej. Nie pojawił się na spotkaniu, a jego telefon znalazł jakiś przypadkowy przechodzień... Halo? Halo?

Gdy Jimin rozłączyła się, Hayi poczuła się tak bezradna, że chciało jej się płakać. Jedyne na co miała ochotę to ubrać się w luźną bluzę, owinąć kocem i zupełnie odciąć się od wydarzeń, które wydawały się dla niej nierealne.

Znalazcą telefonu B.I okazał się około trzydziestoletni, niczym nie wyróżniający się mężczyzna, który nie oczekując nagrody oddał telefon chłopaka dziewczynie, a nawet zaproponował roztrzęsionej Hayi kubek gorącej herbaty, nim zamówiona taksówka ją odbierze.
Dziewczyna kurczowo trzymając telefon Hanbina, odkąd przeczytała treść niewysłanego esemesa, nieprzerwanie szlochała. Mimo, iż wiadomość mogła mieć milion znaczeń, Hayi miała złe przeczucia, jej strach wzrósł, a jej serce wydawało się chcieć wyrwać z ciała i pobiec w poszukiwania ukochanego. Jeszcze parokrotnie zerkała na wyświetlacz telefonu, czytała niewysłaną wiadomość raz po raz, szukając jakiejkolwiek wskazówki dotyczącej miejsca pobytu jej chłopaka. Dlaczego tak bardzo bolało ją serce, gdy podążała wzrokiem za tymi paroma słowa?

„Nie uważasz, że za rzadko mówię o swoich uczuciach? Kocham Cię. Lee Hayi, kocham Cię.”


 Co robi się, gdy przez świeżo wytatuowaną rękę nie można spać? Tworzy się... :D
Jak już zauważyliście, udało mi się WRESZCIE stworzyć nowy wygląd, a raczej po prostu zmienić zdjęcie... a to wszystko przez to, iż ciężko śpi mi się z ręką "dyndającą" poza łóżkiem.
Jeśli chcecie więc tworzyć po nocach - tatuujcie się :D