poniedziałek, 1 lutego 2016

GUILTY - rozdział dziewiąty




Pod wpływem uderzenia zrobiłam krok w tył. Chciałam wyciągnąć telefon z kieszeni i zadzwonić po pomoc, ale słysząc słowa Jessi, stałam jak słup soli, nie mogą się zmusić, by wykonać jakiś ruch.

-Dobij ją! - Jessica wrzeszczała na mnie, a ja nie byłam w stanie wydusić słowa. W jej głosie można było wyczuć dzikość i niesamowitą złość.

Nie pamiętam kiedy kurczowo zacisnęłam dłonie na kurtce Mingyu, zauważyłam to dopiero, gdy zaczęły one niespokojnie drżeć, wywołując przy tym cichy szum przeciwdeszczowego materiału. Nigdy nie byłam tak przerażona, nawet to, że Ming przytulił mnie do siebie nie było w stanie uspokoić drżenia. Jessica wciąż głęboko patrzyła mi oczy, a jej wzrok wydawał się płonąć. Nagle moja przyjaciółka stała się dla mnie kimś obcym, zupełnie jakby to nie było ona, nie moja Jessi.

-Dobij ją! - powtórzyła, a jej krzyk odbił się echem.

Znów chciała się do mnie zbliżyć, jednak zatrzymała się, gdy Mingyu przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, kładąc dłoń na moim ramieniu. Jeszcze chwile patrzyła na mnie, a potem wbiła wzrok w ziemię. Zaczęła chaotycznie stawiać kroki, a jej oczy krążyły wkoło, desperacko czegoś szukała. Rozejrzałam się, każdy obserwował stąpającą w kółko Jessi, nikt jednak nie wykonywał żadnych ruchów. Wszyscy byli jak zamrożeni, wyglądali jak marmurowe pomniki, tylko ich zagubione spojrzenia zdradzały, iż są żywi. Wydawało mi się, że pogoda się pogorszyła, ciemne chmury zakryły słońce, a chłodny wiatr drażnił moją rozpaloną twarz.

▀▀

Obserwowałam tę dziewuchę w milczeniu, próbowałam odgadnąć co ma zamiar zrobić. Wyglądała jakby postradała zmysły, kręciła się w kółko i szukała czegoś na ziemi.
Nagle Jessica rozpędziła się i prawie biegnąc ruszyła przed siebie. Zatrzymała się w miejscu, gdzie pozornie nic nie było. Dopiero, gdy zaczęła stopą podważać wystający kawałek betonowego prostokąta, stanowiącego element podłoża, zrozumiałam czego szukała. Stukot jej buta, uderzającego w beton rozbrzmiewał w mojej głowie.
Chciałam podejść do niej i ją uspokoić jednak, gdy zrobiłam krok, poczułam jak Alexander szarpnął mnie za rękę, tak, że zatrzymałam się tuż obok niego. Spojrzałam na niego, pokiwał on przecząco głową i dopiero, gdy bezdźwięcznie mu odpowiedziałam, puścił moją rękę.

▀▀

Miałam wrażenie, że świat zwolnił, nie wiedziałam ile tkwiliśmy w bezruchu, czułam jakby minęła wieczność. Powoli robiło się ciemno, było co raz chłodniej. Spojrzałam na swoje dłonie, które od zimna stały się czerwone, niewiele brakowało im do tego, by zacząć sinieć.
Wreszcie udało się Jessi podważyć betonowy element, by móc nim poruszyć. Dziewczyna z lekkim trudem uniosła kamień i ruszyła z nim w stronę wciąż nieprzytomnej Chanmi. Moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie, po moim ciele przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, poczułam jak Mingyu silnie przyciska moją głowę do swojej klatki piersiowej, uniemożliwiając mi obserwowanie zajścia.
Usłyszałam potworny huk, a potem ciszę, tak głęboką ciszę jakbym nagle utraciła słuch. Wiedziałam co się stało, nie musiałam tego widzieć, jednak w tym momencie nie byłam w stanie uświadomić sobie, że to dzieje się naprawdę, że to nie sen, z którego za chwilę obudzę i zalana potem, będę śmiać się pod nosem.

-Zabierz ją stąd. - głos Kyungri dotarł do moich uszu, jednak wydawał się być odległy, nierealny.

Przez ułamek sekundy wątpiłam czy aby na pewno nie był on tylko wytworem mojej wyobraźni, jednak moje wątpliwości rozwiał Mingyu, który delikatnie popchnął mnie, bym ruszyła przed siebie. Nie mam pojęcia co mnie podkusiło do tego czynu, jednak wykorzystując moment, gdy Ming zwolnił uścisk, odwróciłam się w stronę, gdzie leżała Chanmi. Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Widok, który zastałam przeszedł wszelkie moje wyobrażenia, w najstraszniejszych horrorach nie widziałam czegoś takiego. Zasłoniłam dłonią usta, by nie krzyczeć, a chwilę później ścięło mnie z nóg. Wylądowałam na kamieniach, czując jak ostry żwir rani mi kolana.

▀▀

Wiedziałam, że Jiyeon w takim stanie będzie tutaj jedynie ciężarem, więc ponowiłam prośbę, by Mingyu zabrał ją z tego miejsca. Patrzyłam niezadowolona jak chłopak podnosi ją z ziemi i bierze na ręce, ponieważ ta nie jest w stanie ustać na nogach. Odprowadziłam ich wzrokiem, a gdy zniknęli za zakrętem, zbliżyłam się do Joonyounga.

-To co, powtórka z rozrywki? - zaśmiałam się nieszczerze, klepiąc go w ramię.
-Jakieś 300 metrów stąd jest nieużywana studzienka, we dwoje dacie radę przesunąć właz, który ją osłania. Ja zostanę z nią i trochę to ogarnę. - podrapał się po głowie.
-Kurwa, czy to naprawdę musi nas znowu spotykać? - mój brat był wściekły, jednak posłusznie ruszył za mną, nie odzywając się już ani słowem.

Przesunięcie kamiennego koła nie zajęło nam zbyt wiele czasu, więc już po chwili wracaliśmy na miejsce feralnego zdarzenia. Widziałam, że teraz Joonyoung polewa wodą dłonie Jessici. Dziewczyna wyglądała na niewzruszoną, zupełnie nie przypomiała człowieka, który paręnaście minut wcześniej kogoś zabił. 

▀▀ 

Nie zdążyłam nawet zakomunikować ukochanemu, że jest mi niedobrze, gdy zwymiotowałam, prawie plamiąc mu buty.

-Przepraszam. - szepnęłam, opierając się o drzwi jego samochodu.
-W porządku. - odparł znikając w aucie, by zaraz podać mi butelkę wody. - W porządku. - powtórzył, samemu chyba nie wierząc w prawdziwość tych słów.
-Mingyu, - również oparł się o samochód i spojrzał na mnie. - co teraz zrobimy?
-Nie wiem, cholera, ja nie wiem. - wyciągnął z kieszeni opakowanie papierosów. - To wszystko, ja nie wiem... - westchnął, a następnie odpalił papierosa.
-Daj mi jedną fajkę. - wyciągnęłam rękę.

Nigdy nie lubiłam palić papierosów, jednak teraz paliłam jednego za drugim. Moje dłonie wciąż drżały, gdy odpalałam kolejnego, chyba już czwartego, czekoladowego papierosa. W głowie mi szumiało, gardło nieprzyjemnie piekło, a płuca wydawały się podrażnione, jednak nie mogłam przerwać. Znów zachciało mi się wymiotować, jednak tym razem zdążyłam odejść chociaż kawałek. Mingyu trzymał moje włosy i delikatnie głaskał po głowie, gdy ja zwracałam wnętrzności. 

▀▀ 

Kiedy nieśliśmy zawinięte w koc ciało Park pomyślałam, że dziewczyna mogłaby zrzucić parę kilogramów przed swoją śmiercią, jednak bardzo szybko skarciłam się w myślach. Wraz z Joonyoungiem zatrzymaliśmy się krok od studzienki.

-Na trzy? - zapytał, właściwie chyba bardziej stwierdził.
-Na trzy. - odpowiedziałam bardziej sobie, niż jemu.

„Raz, dwa, trzy.” Ciało Chanmi już po chwili z hukiem wylądowało na dnie starej studzienki. Dłuższy moment spoglądałam w oczy Jooniego.

-To jest ostatni raz, prawda? - złapałam go za rękę.
-Musiało dojść aż do tego, byś znowu chwyciła moją dłoń? - próbował się zaśmiać.
-Wciąż nie nauczyłeś się, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
-Wiele się jeszcze nie nauczyłem. - położył głowę na mojej piersi, a dłonie splótł za moimi plecami.
-To ostatni raz, prawda? - rzuciłam w powietrze, opierając brodę na jego głowie i delikatnie gładząc mu włosy. 

▀▀ 

Padał deszcz, ogromne krople uderzały mnie w głowę, następnie spływając po mojej twarzy. Biegłam jak szalona przed siebie, jednak czułam jak ona powoli mnie dogania. Zatrzymałam się, gdy drogę przeciął mi wysoki, wodospad, którego nurt był w stanie porwać dorosłe drzewo. Odwróciłam się do niej. Stałam teraz oko w oko z Park Chanmi. Dziewczyna ta miała poszarpane, splamione krwią włosy, porwane ubrania, jednak na jej twarzy gościł uśmiech. Powoli zbliżała się do mnie krocząc tak, jakby szła po linie. Gdy w końcu zbliżyła się do mnie, położyła dłonie na moich ramionach.

-Już nigdy się ode mnie uwolnisz. - szepnęła mi do ucha, a następnie zepchnęła mnie w przepaść.

Obudziłam się z krzykiem, moje serce waliło tak mocno, jakby miało zaraz wyrwać się z piersi. Spojrzałam na zegarek, było piętnaście po drugiej, cała noc przede mną. Wiedziałam jednak, że nie uda mi się już zasnąć, więc ruszyłam do pokoju Mingyu, zahaczając wcześniej o inne pokoje. Nikogo tam nie było. Delikatnie popchnęłam niedomknięte drzwi.

-Mingyu? - natychmiastowo otworzył oczy. - Miałam koszmar, nie mogę spać.
-Chodź tu. - przesunął się bliżej brzegu łóżka i podniósł kołdrę, robiąc mi miejsce.
-A słowa Twojego dziadka? - zatrzymałam się na progu.
-Pieprzyć go.


W końcu jestem! Rozdział jest krótszy od ostatnich, ale mam nadzieję, że treść wam to wynagrodzi. 
Jestem trochę okrutna, ponieważ nie lubię Chanmi jako osoby publicznej i od początku planowałam ją uśmiercić. Liczę, że Ci, którzy chcieli by przeżyła, nie będą na mnie bardzo źli :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ