czwartek, 2 lipca 2015

Anyone looking for paradise lost? 10.

Mam dla was dowód na to jak motywujące potrafią być wasze komentarze - Oto przed wami najdłuższa część mojego opowiadania, którą stworzyłam w jeden wieczór. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję wam za to, że poświęcacie swój czas na czytanie moich wypocin i nie boicie się napisać swojego zdania.

Jeszcze oficjalnie nie zakończyłam "Anyone looking for paradise lost?", a już szykuję mały zarys kolejnego opowiadania.


Obudziłam się w szpitalu. Znowu. Poczułam, że coś jest nie tak. Poza plecami, bolało mnie również lewe udo. Podniosłam kołdrę i doznałam ogromnego szoku. Było ono całe zabandażowane, a gdy przejechałam palcem po bolącym mnie miejscu wyczułam rząd szwów. Zrobiło mi się gorąco, oczy zaszły mi mgłą. Po paru głębokich wdechach rozejrzałam się po sali. Dopiero teraz zauważyłam Hyuka, który płakał przy moim łóżku. 

-Wynoś się stąd. -wyszeptałam. - Powiedziałam, żebyś się wynosił! -wykrzyczałam, gdy nie zareagował. - Nie chcę Cię widzieć!

Jeszcze chwile na mnie patrzył, a potem powoli skierował się do wyjścia. Nie chciałam go widzieć. Wiedziałam, że mój upadek to nie jego wina, a nieszczęśliwy wypadek. Jednak fakt, iż podniósł na mnie rękę nie dawał mi spokoju. Biłam się ze sobą w myślach. Z jednej strony winiłam siebie, w końcu to ja pierwsza go uderzyłam. Z drugiej zaś zastanawiałam się czy będę potrafiła czuć się przy nim bezpiecznie. Z rozmyślań wyrwał mnie lekarz. Był niski, w podeszłym wieku, a jego włosy były siwe.

-Panno Kowalsky, jak się pani czuje? - zapytał z troską.
-Nie narzekam. - skłamałam, ponieważ ból pleców strasznie mi dokuczał. - Panie doktorze, właściwie co mi się stało?
-Ach, czyli nie pamięta pani? - wyraźnie się zdziwił. - Z tego mówił pani opiekun, uderzyła pani w szklaną szafę, na całe szczęście szkło nie przecięło skóry, jednakże jest pani bardzo potłuczona. Właściwie to całe plecy są sine i mają fioletowy odcień. Co do pani uda to miała panienka ogromne szczęście. Szklany element rozciął duży kawałek skóry, musieliśmy go zaszyć. Brakowało dosłownie paru centymetrów, a rozcięta zostałaby tętnica udowa oraz ważne nerwy. Gdyby doszło do ich uszkodzenia, mogłaby pani stracić czucie w owej nodze i całkiem możliwe, że nie udałoby się owego czucia przywrócić.

Słowa lekarza szumiały mi w głowie. Parę centymetrów dzieliło mnie od kalectwa. Moje myśli automatycznie powędrowały ku niemu. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć, zaczęłam wyklinać w myślach człowieka, którego tak bardzo kochałam. 

-Moje maleństwo! - usłyszałam głos Nany. - Co Ci się stało? Opowiadaj mi szybko.
-Właściwie to nie wiem od czego zacząć. - nie chciałam obarczać przyjaciółki problemem, jednak wiedziała, że ona nie odpuści. - Gdy wróciłam do domu Hyuk zrobił mi wyrzuty o Ilhoona, podejrzewał mnie nawet o to, że podrywam Chana! Żeby się nie kłócić poszłam do łazienki, a kiedy wróciłam, przyłapałam go z moim telefonem w ręku. Trochę mnie poniosło i zaczęłam na niego krzyczeć. Kiedy się do mnie zbliżył... ja go uderzyłam. Nie chciałam tego, nie panowałam nad sobą.
-No, ale jak doszło do tego, że tutaj jesteś? Lillianne, czy on Cię pobił? - zapytała przerażona.
-Nie! Nie! - od razu zaprzeczyłam. - To był wypadek, nieszczęśliwy wypadek. Kiedy go uderzyłam, złapał mnie za ręce i zaczęliśmy się szarpać. Był wściekły i nie chciał mnie puścić. Ja chciałam się wyrwać, bardzo mocno się szarpnęłam, a on w tym samym momencie puścił i poleciałam do tyłu. Pech chciał, że zatrzymałam się na naszej szklanej szafie, a ona nie wytrzymała nacisku i pękła.
-Czyli to nie jego wina, tak? - Nana-unnie uspokoiła się. - Powiedz mi jeszcze jak długo tu będziesz? Potrzebujesz czegoś? To nic poważnego?
-Właściwie to miałam szczęście. Mało brakowało, a straciłabym czucie w nodze.
-Słucham?! - wykrzyczała, a jej oczy powiększyły się od szoku.
-Kiedy byłam już nieprzytomna, kawałek konstrukcji spadł mi na nogę. Ponoć parę centymetrów poślizgu i mógłby rozciąć ważne nerwy albo tętnicę. -sama myśl o tym sprawiła, że po moim policzku popłynęła pojedyncza łza.
-A co na to Hyuk? Gdzie on w ogóle jest? Jak on śmiał Cię zostawić? Powinien tu warować jak pies. - szok przerodził się we wściekłość.
-Był tutaj. - przez chwilę milczałam. - Kazałam się mu wynosić. Nana, ja chyba... chyba się go boję. Cały czas myślę o tym jak ja będę miała z nim żyć po tym wszystkim.
-Co chcesz zrobić?
-Jutro będę chciała wypisać się ze szpitala. Wypytam lekarza jak mam pielęgnować ranę, czego powinnam nie robić. Zabukuję bilety i polecę na Tajlandię na dwa dni. Wiesz, wyłączę telefon, odetnę się od tego wszystkiego, a potem... - moje myśli nie chciały przejść mi przez gardło.
-A potem?
-Wrócę do Polski. - wyrzuciłam to z siebie. - Nie obchodzą mnie rodzice, coś wymyślę, nie wiem, podam informację, że... - chwilę pomyślałam. - muszę zaopiekować się mamą, bo podupadła na zdrowiu.
-Naprawdę chcesz to zrobić? - Nana posmutniała. - Nie chcę, żebyś mnie zostawiała, ale jeśli to dla Ciebie najlepsze rozwiązanie... sama spakuję Cię i odwiozę na lotnisko. Tylko przemyśl to najpierw dokładnie. Żebyś niczego nie żałowała.

Wypowiedź Nany przerwał dźwięk przychodzącego SMS-a. Przyjaciółka przeprosiła mnie, ponieważ musiała jak najszybciej stawić się do wytwórni. Zbliżał się comeback jej sub-unitu i jej menadżer zaczynał robić się irytujący.
Kiedy wyszła, zostałam sam na sam z moimi myślami. Bardzo długo rozmyślałam nad moim wyjazdem. Każda minuta utwierdzała mnie w przekonaniu, że chcę wrócić do mamy, znajomych, do normalności. Późnym wieczorem sięgnęłam po swój telefon. Zadzwoniłam do Hyuka i poprosiłam, by zjawił się u mnie jutro z samego rana.

Był wspaniały, słoneczny dzień. Na niebie nie było ani jednej chmury. Trzymając się za ręce, szliśmy boso po plaży. On uśmiechał się, gdy całowałam go w policzek. Szepnął mi do ucha, że jestem dla niego najważniejsza. Oprócz nas nie było nikogo. Mieliśmy cały piękny teren tylko dla siebie. W pewnym momencie zaczęliśmy tańczyć. Śpiewał piosenkę w niezrozumiałym dla mnie języku. Śmialiśmy się, wypełniało nas szczęście, oboje chcieliśmy, by ta chwila nie mijała. W pewnym momencie wziął mnie na ręce i złożył na moich ustach pocałunek. Myślałam, że odłoży mnie na ziemię, jednak ten zaczął biec w stronę morza. Krzyczałam, żeby mnie puścił, bo wiedziałam, że woda musi być lodowata. Puścił mnie. Wpadłam cała do wody, byłam mokra. Próbowałam udawać złość, ale w ogóle mi to nie wyszło. W pewnym momencie zaczęliśmy chlapać się wodą. Piszczałam, i wydzierałam wniebogłosy, gdy przegrywałam, a gdy wygrywałam śmiałam się i wykrzykiwałam jakieś dziwne dźwięki. Niefortunnie, przy którymś chlapnięciu woda, którą skierowałam w stronę Hyuka, trafiła go w oko. Ten przestał się uśmiechać, jego oczy płonęły, a twarz wydawała się robić czerwona. Nagle słońce zasłoniły chmury, z których zaczął padać deszcz. Rozpętała się prawdziwa burza. Morze stało się niespokojne. Hyuk podszedł do mnie, złapał moją głowę i wepchnął pod wodę. Zaczęłam się szarpać, próbowałam strącić jego dłoń z mojej głowy. Bezskutecznie. Czułam, że zaczyna brakować mi powietrza, a ciało odmawia posłuszeństwa.

Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała spocona i nie mogłam uspokoić oddechu. Potrzebowałam paru minut, by całkowicie opanować przerażenie. Spojrzałam na zegarek – 6.30. Sanghyuk powinien być tutaj już za niedługo. Jakimś cudem udało mi się prawie bezboleśnie wyjść z łóżka i skierować do łazienki. Nim udało mi się odświeżyć, minęło mnóstwo czasu. Gdy wróciłam na salę, Hyuk siedział już na krześle i czekał na mnie.

-Lecę dzisiaj do Tajlandii. - zaczęłam prędko, bo wiedziała, że każda chwila zwłoki była dla mnie szkodliwa. - A potem wracam do Polski. Na stałe.

Próbował wstać, jednak niebezpiecznie się zachwiał i wrócił do siadu. Musiało zakręcić mu się w głowie. Parokrotnie nabierał powietrza w usta, by coś powiedzieć, jednak wciąż milczał. Chciałam go dotknąć, przytulić, ale musiałam być silna. Podjęłam już decyzję.

-Zostawisz mnie? - wyszeptał tak cicho, że miałam wątpliwości, czy czasem mój mózg nie płata mi figla.
-Nie pozwolę na to, byś robił sobie ze mnie worek treningowy. - mówiłam głosem obojętnym. - Nie jestem marionetką. Ja czuję. Nigdy nie zgodzę się na traktowanie jak śmiecia. - idealnie wychodziło mi udawanie, iż nie pęka mi właśnie serce. - Wracam do Polski, rozumiesz? Zostaniesz tu sam.

Upadł na kolana. Nie widziałam jego twarzy, grzywka zasłaniała jego oczy. 

-Widzisz mnie właśnie po raz ostatni. - zadrżał mi głos, wzięłam głęboki oddech. - Już nigdy mnie nie skrzywdzisz... Teraz idę do pielęgniarki, a kiedy wrócę ma Cię tutaj nie być.
-Nie odchodź. - prosił, jednak zignorowałam to i kierowałam się do wyjścia.

Gdy łapałam za klamkę, poczułam ucisk na nadgarstku. Odwróciłam się i zobaczyłam go. Trzymał moją rękę drżącą dłonią. Spojrzałam mu w oczy. Płakał, płakał jak dziecko. 

-Błagam Cię, nie odchodź ode mnie. - jego głos brzmiał tak krucho, jakby umierał. 

Wyrwałam rękę z uścisku i ruszyłam do recepcji. Gdy wróciłam, nie było go już.

Przed wyjazdem chciałam pożegnać jeszcze jedną osobę. Poprosiłam Ilhoona, by przywiózł mi ubrania i wygodne buty do szpitala. Prośbę o zabranie również paszportu argumentowałam możliwością problemów z wypisem. Kiedy przyjechał, czekałam na ławce pod szpitalem. 

-Hej! Chcesz zginąć? Lekarz wie, że już wybierasz się na spacerki? - zażartował, jednak widząc moją miną spoważniał. - Co się stało?
-Ilhoon... - zdążyłam jedynie wymówić jego i wybuchłam płaczem, rzucając mu się na szyję. 

Po raz kolejny opowiadałam o tym co było powodem mojego pobytu w szpitalu. Kiedy już prawie się uspokoiłam, zaczęłam mówić o tym, iż cudem uniknęłam utraty czucia w nodze i po raz kolejny zaniosłam się płaczem. Parę głębokich oddechów później, mogłam kontynuować.

-Ilhoonie, ja zdecydowałam się... - poczułam duszącą gulę w gardle. - Ja... wracam do domu. - tym razem łzy popłynęły po policzkach mojego przyjaciela.
-Kiedy? - zapytał, pociągając nosem.
-Za trzy, może cztery dni. Przed tym chcę jeszcze zatrzymać się w Tajlandii. Właściwie to za trzy godziny mam lot. Chciałam się pożegnać. - łzy gromadzące się w moich oczach sprawiły, że nie widziałam wyraźnie twarzy Ilhoona.
-Ale wiesz, że musisz mnie odwiedzać? - próbował się zaśmiać, jednak na jego twarzy pojawił się grymas, niczym nie przypominający uśmiechu. 

Pogłaskałam go po głowie, a potem po raz kolejny przytuliłam z całych sił.

-Poprosiłam Nanę, by powiadomiła Shannon i zabrała ją na lotnisko. Podwiózłbyś mnie? Będę miała okazję pożegnać trzy najważniejsze osoby w moim życiu.

Kiwnął potwierdzająco głową i po parunastu minutach jechaliśmy już na przedmieście.
Kiedy dotarliśmy na miejsce miałam jeszcze godzinę do odprawy celnej, więc postanowiliśmy wraz z trójką przyjaciół skoczyć do pobliskiej restauracji. Aby nie tracić ostatnich wspólnych chwil na smutek i łzy, wspominaliśmy wszystkie głupie, zawstydzające i śmieszne rzeczy, które zdarzyły się nam w ciągu mojego pobytu. Najdłużej i najgłośniej śmialiśmy się z moich fantazyjnych upadków, poślizgnięć na lodzie.
Gdy nadszedł czas pożegnania, nie wiedziałam co powiedzieć. Jako pierwszy podszedł do mnie Ilhoon, przytulił mnie mocno i szeptał do mojego ucha.

-Wiesz, że jesteś moją siostrą, bo przyjaciel to członek rodziny, którego można wybrać. Ja wybrałem Ciebie, więc mam nadzieję, że jesteś świadoma tego, jakie obowiązki ma młodsza siostra wobec swojego oppy? Kilometry to tylko liczba. Masz o mnie pamiętać, masz mówić mi o wszystkim co się u Ciebie dzieje... I przede wszystkim. Masz być szczęśliwa, jasne?

Kiwnęłam głową, ponieważ wzruszenie odebrało mi mowę. Z ramion Ilhooniego „odbiła” mnie Nana.

-Mała, nie mam pojęcia co mogę Ci powiedzieć. Nie byłam gotowa na pożegnanie... - westchnęła głęboko. - Moje życie jest jak puzzle. Składa się z wielu elementów, które razem tworzą spójną całość. Ty jesteś jednym takim puzzlem. Mimo tego, że będziesz tak daleko mnie, nie możesz o mnie zapomnieć, bo bez Ciebie moje życie jest niepełne. W układance brakuje elementu. 

Ucałowała mnie i ustąpiła miejsca Shannon, która rozpłakała się i jedyne co zdołała powiedzieć to ciche „wróć tutaj czasem”.

Kiedy usadowiłam się w samolocie poczułam się jakbym zostawiła na płycie lotniska kawałek swojej duszy. Sięgnęłam do kieszeni po swój telefon, wyciągnęłam z niego kartę i umieściłam w nieużywanej kieszonce w portfelu. Miałam zamiar włożyć ją z powrotem dopiero przed wylotem do Polski. Z głośników usłyszałam komunikat „Prosimy zapiąć pasy, samolot zaczyna startować.” Więc tak ma skończyć się moja „Big love in Korea”?


2 komentarze:

  1. No nie.. to nie jest ostatni rozdział prawda? PRAWDA!? Nie możesz tak tego zakończyć :< boszz.. tak żal mi Hyuka.. i nie lubię bohaterów, którzy na siebie wrzeszczą bez wytłumaczenia się wcześniej o co im chodzi.. (brawa dla Hyuka i głównej bohaterki :') ) xD
    Rozdział jest ekstra.. ale czuje po nim taki niedosyt.. zrób coś z tym szybciutko proszę :<

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze tak 10 rozdziałów i możesz kończyć, ale teraz jest jeszcze za wcześnie... Przesadziłam, ale naprawdę szybko zleciało. Rozdział mega ciekawy i wciągający. Już nie mogę doczekać się kolejnego odpowiadania XD Przeczytam wszystko, co napiszesz :D
    Weny i wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń