Staram się was nie zanudzić, powiedźcie czy właśnie tego nie robię.. ;)
Mamuś, musiałam wszystkim "wykablować" że to Ty, ponieważ jestem naprawdę dumna z tego, iż wspierasz mnie w tym co robię. Kocham Cię♥
misanthropy, wzięłam
sobie Twój komentarz do serca i staram się umieszczać więcej
dialogów, ale chyba kiepsko mi to idzie...
PS2. Uświadomiłam sobie właśnie, że któryś tam rozdział zostanie dodany w moje urodziny. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną do tego dnia. (13.08.) ♥
Od samego rana stałam w naszej
garderobie zastanawiając się jakie ubrania powinnam zapakować.
Musiałam zrobić to sama, ponieważ Hyuk od rana ciężko pracował
na planie zdjęciowym. Martwiło mnie to, bo obawiałam się, iż
wybiorę mu ubrania, których nie będzie chciał nosić. Wybór był
naprawdę ciężki – Sanghyuk miał więcej ubrań, butów i
dodatków ode mnie. Była to głównie zasługa fanek, które nigdy
nie żałują swoich pieniędzy na prezenty dla ich idola. Miałam
wrażenie, że minęła wieczność, gdy w końcu zamykałam walizkę
mojego ukochanego. Na szczęście zapakowaniem samej siebie nie
miałam problemu, ponieważ od początku miałam jasno ustalony
koncept. Jako, że miał to być nasz pierwszy urlop tylko we dwoje,
postanowiłam wyglądać najpiękniej jak tylko się da. Do mojego
bagażu trafiały ubrania wyłącznie markowe, z tzw. górnej półki.
Sięgałam również po rzeczy, których jeszcze nie używałam,
ponieważ czekały na specjalną okazję. Do takich rzeczy należały
między innymi przepiękna, nieduża torebka od Gucciego, awiatory z
limitowanej edycji od Prady oraz przepiękna sukienka od Armaniego.
Wszystkie kupione z własnych, zarobionych pieniędzy. Kiedy
ukończyłam proces pakowania, spojrzałam na zegarek. Do powrotu
Hyuka zostały trzy godziny. Nie miałam zamiaru jednak siedzieć
bezczynnie w domu. Wczoraj przed snem w mojej głowie pojawił się
całkiem ciekawy pomysł. Otóż moi przyjaciele wciąż nie wiedzą
o moim powrocie do domu. Umówiłam się z Hyukiem, by pozostawił mi
swój telefon, bym miała możliwość skontaktować się z moją
ekipą tak, by nikt nie zorientował się, że jestem w Seulu. Z
telefonu ukochanego podesłałam wiadomość do trójki przyjaciół,
która nakazywała, by pojawili się w Safari za godzinę, ponieważ
Sanghyuk musi porozmawiać z nimi o mnie. Żadne z nich nie wykazało
się kreatywnością i na telefon maknae przyszły trzy wiadomości o
tej samej treści. „OK”.
Gdy weszłam do restauracji zauważyłam,
że mam dzisiaj szczęście. Wszyscy siedzieli odwróceni tyłem do
mnie, więc mogłam podejść do nich niezauważona.
-Aloha! - wykrzyczałam, a cała trójka
odwróciła się w moją stronę i skamieniała z szoku.
-Co Ty tutaj robisz? - odezwali się
razem, zupełnie jakby trenowali.
-Wróciłam. - obdarzyłam ich
uśmiechem.
-Co się stało? Powinnaś być już
dzisiaj w Polsce. - zapytał Ilhoon. - Oczywiście cieszę się
niezmiernie, że wróciłaś do nas, ale jestem ciekaw co wydarzyło
się na tym wyjeździe.
-Po co były te pożegnania? Chciałaś
złamać nam serca, Ty niedobra? - rzuciła Shannon i wróciła do
zajadania się jabłecznikiem na ciepło.
-Cały wieczór płakałyśmy z małą.
Tego chciałaś? Ty okrutna kobieto. - dodała Jihae, a potem
zaśmiała się na znak, iż nie powinnam traktować tego
przymiotnika na poważnie.
-Właściwie to wszystko wywróciło
się do góry nogami. Drugiego dnia pobytu rozchorowałam się. Mam
alergię na jakiś składnik, który znajdował się w moim posiłku.
Wiecie, gorączka i te sprawy. Dostałam magiczną odtrutkę, ale dla
bezpieczeństwa przemiła babeczka kazała zostać mi w pokoju.
-Jak mogłaś nie wiedzieć, że masz
alergię? - Hoonie był wyraźnie zadziwiony tym faktem.
-Może dlatego, że pierwszy raz to jadłam, głuptasie? - wystawiłam mu język i wróciłam do opowiadania. - Postanowiłam, że telefon włączę dopiero wtedy, gdy będę leciała do Polski, ale wiecie jak to jest leżeć choremu w łóżku. Nudziłam się, więc włączyłam telefon. Setki nieodebranych połączeń i wiadomości. Nie zdążyłam jeszcze wszystkiego sprawdzić jak zadzwonił N. Miałam wrażenie, że płakał. Powiedział, że Hyuk zamknął się w pokoju i nie wychodzi odkąd wrócił ode mnie ze szpitala.
-Może dlatego, że pierwszy raz to jadłam, głuptasie? - wystawiłam mu język i wróciłam do opowiadania. - Postanowiłam, że telefon włączę dopiero wtedy, gdy będę leciała do Polski, ale wiecie jak to jest leżeć choremu w łóżku. Nudziłam się, więc włączyłam telefon. Setki nieodebranych połączeń i wiadomości. Nie zdążyłam jeszcze wszystkiego sprawdzić jak zadzwonił N. Miałam wrażenie, że płakał. Powiedział, że Hyuk zamknął się w pokoju i nie wychodzi odkąd wrócił ode mnie ze szpitala.
-Aaa, więc dlatego wszyscy Cię
szukali i dzwonili do nas? - mówiła Shannon, kiwając głową.
-Nikt nie miał zapasowego klucza do
drzwi, więc z gorączką wracałam najszybszym lotem do Seulu. Kiedy
go zobaczyłam, myślałam, że pęknie mi serce. Wyglądał
strasznie, jak siedem nieszczęść. Najgorsze jest to, że na jego
ręce zauważyłam rany po cięciach.
-Czy on... on chciał się zabić? -
zapytała przerażona Shan.
-Ja nie wiem... Był bardzo załamany,
mówił mi, że nie potrafi beze mnie żyć, że po tym co mi zrobił
chciał umrzeć, że nie zasługuje na mnie. Nigdy nie widziałam go
w takim stanie.
-Więc pogodziliście się? - w końcu
odezwała się Nana.
-Tak. Ja nie wiem co mną kierowało,
gdy decydowałam się na te całe głupstwo, przecież ja go kocham,
a uczuć nie da się tak po prostu wyłączyć. Zresztą te wszystkie
awantury, kłopoty. Winiłam go za nie, a w większości wszystko
działo się, ponieważ nikt inny tylko ja popełniałam błędy. -
znów zrobiło mi się smutno.
-Nawet nie próbuj mi się tutaj
smucić. - Ilhoon zawsze szybko zauważa to jak zmieniają się moje
emocje. - Opowiadaj lepiej jak minął pierwszy dzień na Tajlandii.
Jak w pracy?
-Wczoraj musiałam pokazać
choreografie dyrektorowi. - zrobiłam przerwę na łyk kawy i
wróciłam do mówienia. - Moi mężczyźni włożyli w to mnóstwo
pracy i wszystko wyszło idealnie. Szefunio nie mógł wyjść z
podziwu. Dostaliśmy urlop i... - na chwilę się zatrzymałam, by
wprowadzić dreszczyk emocji. - Wylatuję wieczorem z Hyukiem na
Jeju!
Wszyscy życzyli mi miłego pobytu,
zazdrościli wolnego. Nana przez dłuższy moment lamentowała, abym
przywiozła jej jakąś piękną pamiątkę, Ilhoon wspominał coś o
zabezpieczaniu się, za co został skarcony, a Shannon gratulowała
mi tego, że jednak mam zdecydowałam się ratować mój związek.
Kiedy weszliśmy na lotnisko o mało
nie zemdlałam z szoku. Były tam tłumy piszczących fanek, które
jakimś cudem dotarły do informacji, że cały zespół ma urlop i
ma zamiar wylecieć na ten czas za granicę. Gdy zobaczyły Hyuka
zaczęły jeszcze bardziej piszczeć i ustawiły się na drodze do
drzwi, zostawiając jedynie maleńką szparę przez którą, jak
domniemałam, mieliśmy przejść. Każdy kto mnie zna, wie, że
panicznie wręcz boję się bycia w centrum uwagi. Dotyczyło to
szczególnie sytuacji, w których chodziło o fanki. Hyuk już zaczął
iść jednak zatrzymał się, widząc, że wmurowało mnie w podłogę.
Z tego stresu nogi odmówiły mi posłuszeństwa i za skarby świata
nie mogłam się ruszyć. Nawet towarzystwo ochroniarzy, którzy
pojawili się widząc ten tłum nie pomógł mi w poruszeniu się.
Dopiero pocałunek złożony na moim czole i ciepła dłoń
ukochanego ujmująca moją sprawiły, że nagle odzyskałam siłę w
nogach. Ruszyłam delikatnie obejmując ramię mojego chłopaka,
kurczowo trzymając jego dłoń. Gdy ja umierałam ze strachu, fanki
uśmiechały się od ucha do ucha, robiąc nam tysiące zdjęć,
krzycząc jak uroczo wyglądamy i jak mocno zakochani jesteśmy.
-Już w porządku? - zapytał mnie
troskliwie, gdy wchodziliśmy na pokład samolotu.
-Tak. Nie było przecież tak źle. -
skłamałam, bo nie chciałam wyjść na tchórza.
-Kochanie, spociły Ci się dłonie i
cała się trzęsłaś.
-W-wcale nie! - czułam jak palą mnie
policzki, więc po znalezieniu swojego miejsca odwróciłam się w
stronę okna.
-Wcale nie? - zapytał odwracając moją
głowę w swoją stronę. - Ani trochę?
-Może trochę.
-W takim razie zawaliłem. - jego blask
jakby delikatnie przygasł.
-Huh? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Jesteś moją kobietą, więc powinnaś
czuć się przy mnie bezpiecznie, a dzisiaj tak nie było. Do dupy.
-Ale to nie Twoja wina! - powiedziałam
zdecydowanie za głośno, bo wszyscy nagle spojrzeli w naszą stronę.
- Tu nie chodzi o Ciebie. - mówiłam już znacznie ciszej. - Po
prostu dalej przerażają mnie takie tłumy. Wiesz, tych dziewczyn
było tak wiele, na dodatek robiły straszny hałas, a flesz raził
mnie po oczach.
-Widzisz. Byłem obok Ciebie, a Ty i
tak stałaś przestraszona.
-Gdyby nie Ty, nie ruszyłabym się
stamtąd. Wystarczył mi Twój dotyk, bym mogła iść dalej. To jest
właśnie zaufanie i poczucie bezpieczeństwa, rozumiesz?
-Kocham Cię. - delikatnie cmoknął
mnie w czoło i pomógł w zapięciu pasów.
Na Jeju byliśmy punktualnie o
dwudziestej, a do hotelu dotarliśmy przed dwudziestą drugą. Jak
zwykle zmęczeni podróżą po szybkim odświeżeniu położyliśmy
się spać.
Rano nie obudziły mnie przyjemne
promienie słońca czy ćwierkanie ptaków, a głos mojego chłopaka.
Długo jęczał mi nad uchem zanim otworzyłam niezadowolona oczy.
Już miałam krzyczeć na niego, gdy zobaczyłam, że trzyma on tacę
z jedzeniem, które przepięknie pachniało.
-Zagadałem do pań z restauracji.
Powiedziałem, że jest ktoś komu należy się śniadanie do łóżka.
- położył tacę na moich nogach. - Opowiedziałem im, że jesteś
najpiękniejszą kobietą na ziemi, która tańczy najpiękniej na
całym naszym świecie, i że nie pozwolę nigdy nikomu mi Cię
odebrać.
-Jesteś kochany. - odpowiedziałam
rozczulona, jednak jego mina mnie nie zaniepokoiła, ponieważ
wyglądał na zniesmaczonego. - Co jest?
-Wiesz, jak tak na Ciebie patrzę, to
chyba pomyliłem się z tą najpiękniejszą. - zaśmiał się i
potargał moje włosy.
-Hej! Chcesz zginąć?! - zagroziłam
mu, machając przy tym widelcem.
Po śniadaniu poszliśmy obejrzeć
okolicę, w której się znajdujemy. Wyspa ta była niesamowita,
miałam wrażenie, że powietrze jest zupełnie inne, niż te
seulskie. Kiedy rozglądałam się dookoła poczułam jak Hyuk łapie
mnie za rękę. Spojrzałam na nasze splecione dłonie, a potem
przeniosłam wzrok na niego. Wiatr rozwiewał mu włosy, uśmiechał
się do mnie, a w jego oczach dostrzegałam blask, który przez jakiś
czas był dla mnie niedostrzegalny. Gdy spoglądaliśmy na siebie,
czułam jak moje serce wybija rytm, który sygnalizował mi jedno –
kocham go, kocham jak szalona. Ostatnie tygodnie były dla mnie
niesamowicie trudne, miałam ochotę się poddać, rzucić to
wszystko. Prawie to zrobiłam. Jednak będąc tutaj wiedziałam, że
jest to nagroda. Nagroda za to, że nie złamałam obietnicy i nie
poddałam się. Możliwość bycia w tym miejscu z osobą, którą
prawie się utraciło było lekiem na cały ból, który przeżyłam.
Taka mała rzecz jaką było trzymanie za rękę osoby, którą
kocham pokazało mi jak niewiele trzeba by być szczęśliwym.
Trzeciego dnia pobytu na wyspie
natknęliśmy się na ogromny klub znajdujący się na miejscu starej
hali produkcyjnej. Napis na wielkim plakacie mówił, iż odbywały
się tam imprezy przy mocnej muzyce klubowej, czyli takiej, przy
której najlepiej bawiliśmy się całą naszą ekipą. Nic więc
dziwnego, że jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszliśmy do
„Frutti di Mare”. Wejście do klubu kosztowało nas niemałą
sumę, jednak to co znajdowało się za drzwiami, zrekompensowało
nam stratę. Ogromna hala podzielona była na dwie strefy – parkiet
i bar wraz ze stolikami. Okazało się, iż przemiła barmanka jest
ogromną fanką VIXX i od razu udało się jej nas rozpoznać.
Zaproponowała nam, że na jej koszt przygotuje dla nas wszystkie
drinki, które znajdują się w karcie, a my wybierzemy ten
najlepszy. I tak oto całą noc popijaliśmy kolorowe trunki przy
piosenkach najlepszych didżei. Niestety akurat tego dnia zapomniałam
wziąć ze sobą umiaru i do domu wracałam uwieszona na plecach
mojego ukochanego, który był w zdecydowanie lepszym stanie ode
mnie. Spałam do godziny piętnastej, a gdy się obudziłam Hyuk
czekał na mnie z kanapkami. Nie nacieszyłam się jednak zbyt długo
zjedzonym posiłkiem, ponieważ kac morderca zaprowadził mnie na
długą rozmowę z muszlą klozetową. Na szczęście nie byłam
sama. Sanghyuk z własnej, nieprzymuszonej woli był obok. Trzymał
mnie za włosy, gdy wymiotowałam, przynosił wodę, bym nie
odwodniła się, a potem zaniósł do łóżka, w którym spędziłam
cały wieczór.
Cały nasz urlop był jednym wielkim
lenistwem. Spaliśmy do południa, do wieczora wędrowaliśmy po
mieście lub pływaliśmy w hotelowym basenie, a potem do rana
imprezowaliśmy w klubach. W sumie odpowiadał nam taki tryb życia,
jednak na dłuższą metę nie miałoby to prawa bytu. Właściwie to
oboje byliśmy pracoholikami, więc już pod koniec pobytu
tęskniliśmy za pracą. Uczucie te było spotęgowane tym, iż
naładowaliśmy się pozytywną energią, a także odpoczęliśmy po
wszystkich negatywnych wydarzeniach. Również między naszą dwójką
wszystko układało się tak jak powinno. Wspólnie spędzony czas, a
także wspomnienia najgorszych dni naszego związku sprawiły, że
jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie, a nasze uczucie stało
się jeszcze mocniejsze.
Kiedy weszliśmy do naszego mieszkania
zauważyłam Leo pijącego herbatę z jakimś mężczyzną. Na dźwięk
zamykanych drzwi obaj odwrócili się w naszą stronę, a ja
upuściłam torebkę z wrażenia.
-Tato?
I znowu przerwałaś w takim momencie, Ty niedobra!
OdpowiedzUsuńWszystko znowu jest na swoim miejscu, bo świat należy do ludzi cierpliwych i odważnych.
Czasami warto pocierpieć.
Z tym balowaniem to trochę przesadziłaś, a właściwie to chyba nie, bo przecież młodzi tak lubią spędzać swój wolny czas.
Czekam.
Ooo... Słodkie. Super rozdział. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńGłówna bohaterka to widzę, że typowa imprezowiczka xd
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle fajny, a za te końcówki to powinnaś chyba zginąć! xD
Czekam na kolejny ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Osobiście zabiję cię za te końcówki xD Nie gadaj głupio, że dialogi ci nie wychodzą, bo wychodzą.
OdpowiedzUsuńTo był taki luźny i przyjemny rozdział, który pozostawił niedosyt… Czekam na więcej.