Jakby ktoś nie wiedział - jeśli naciśniecie na "KLIK", które znajduje się w tekście, będziecie mogli zobaczyć zdjęcie "tego czegoś" (nie będę wam mówić, doczytajcie sami).
Drogę przebyliśmy w zupełnej ciszy.
Drżąc, wtulałam się w Sanghyuka. Nie wiedziałam co się stało i
jak poważne są obrażenia chłopaków. Byłam przerażona, czułam
się winna, przecież gdybym nie wysłała ich wcześniej do domu,
byliby teraz z nami, cali i zdrowi. Starałam się być spokojna,
jednak myśl, że coś mogło stać się chłopakom, sprawiało, że
brakowało mi oddechu.
Niewiele brakowało, bym wywróciłam
się w szaleńczym biegu do izby przyjęć. Na szczęście tuż obok
był mój ukochany, który w ostatniej chwili złapał mnie i obronił
przed spotkaniem z kostką brukową.
Okłamałam pielęgniarkę, podając
się za osobą upoważnioną do udzielania informacji na temat stanu
zdrowia. Omal nie zemdlałam, gdy okazało się, iż z moimi
mężczyznami jest wszystko w porządku. Żadnych poważnych obrażeń,
złamań, skaleczeń, jedynie lekkie stłuczenia i szok. Właściwie
to zabrano ich do szpitala tylko po to, by wykluczyć obrażenie
wewnętrzne, których badania nie wykazały.
Nie potrafię opisać radości jaka
towarzyszyła mi, gdy zobaczyłam ich zdrowych, śmiejących się z
siebie. Wszyscy, kawałek po kawałku opowiedzieli nam co się stało.
Menadżer zaczął już skręcać na nasz parking, gdy samochód z
tyłu nie wyhamował i uderzył w nich. Na szczęście oba auta
jechały powoli, więc nawet wstrząs nie był szczególnie silny.
Chłopcy chcieli iść po tym wszystkim do domu, jednak menadżer
nalegał, by mimo wszystko udali się na badania. W tej sprawie byłam
po jego stronie, ponieważ doskonale wiem, iż niektórych obrażeń
czasami nie widzi się, ani nie czuje.
Po podpisaniu potrzebnych dokumentów,
wszyscy wróciliśmy do domu.
Siedzieliśmy na kanapie, oglądając
jakąś kiepską dramę. Obecnie mieliśmy więcej chwil dla siebie,
ponieważ po comebacku i wszystkich galach, cały zespół dostał
trochę wolnego czasu, a co się z tym łączyło – nie miałam z
kim pracować, więc również ja mogłam trochę się polenić. Leo
z liderem pojechali na siłownię, popracować trochę nad swoimi
ciałami. Ken, Hongbin i Ravi najprawdopodobniej spali u siebie, na
dole. My z Hyukiem również postawiliśmy na słodkie lenistwo.
-Kochanie. - przerwał ciszę.
-Hm?
-Niedługo kończysz szkołę, prawda?
- zapytał cicho.
-Tak. O co chodzi?
-Bo wiesz... właściwie to.. - był
wyraźnie speszony. - Jesteśmy zaręczeni... i, ten...
-Halo! - pomachałam mu dłonią przed
twarzą. - Konkrety, Sanghyukkie, konkrety.
-Pobierzmy się jak najszybciej.
Najlepiej zaraz po ukończeniu szkoły. - wyrzucił to z prędkością
światła.
-Skąd ten pośpiech? Boisz się, że
Ci ucieknę? - zaśmiałam się.
-A uciekniesz? - udawał przerażonego.
-Jak tylko nadarzy się okazja. - oboje
wybuchnęliśmy śmiechem.
-Właściwie to nie mogę się
doczekać, aż zobaczę Cię w białej sukni z welonem. - delikatnie,
chyba nieświadomie, uśmiechnął się. - Chciałbym, żebyś nosiła
moje nazwisko i żebym w końcu mógł o Tobie mówić „moja żona”.
-Han Lilliane. - zamyśliłam się. - A
może Lilliane Kowalsky - Han?
-Kupilibyśmy apartament, a później
dom za miastem.
-Z ogrodem? - przerwałam mu.
-I z ogromną fontanną na środku. Tak
jak sobie wymarzyliśmy. - odgarnął opadający kosmyk włosów z
mojej twarzy.
-Z ogromnym balkonem?
-Z ogromnym balkonem. - powtórzył po
mnie.
-Posadzisz drzewo?
-Oczywiście.
-A gromadka dzieci?
-Gromadka dzieci? - na jego twarzy
wymalował się grymas.
-Żartuję, głuptasie. - oparłam
głowę o jego ramię i wróciliśmy do oglądania dennego serialu.
Początkowo myślałam, że tak szybki
ślub był tylko chwilową zachcianką Hyuka, jednak ten nie dawał
za wygraną i wciąż na mnie naciskał. Nie widziałam żadnych
przeciwwskazań, byliśmy zakochaną parą, która ze względu na
biznes prędzej czy później i tak zawarłaby związek małżeński.,
więc w końcu zgodziłam się. Ustalenie daty nie było dla nas
żadnym problemem. Po paru telefonach, wszystko było już gotowe.
Nasz ślub miał się odbyć czternastego lutego, czyli za nieco
ponad miesiąc. Niektórym wydawać by się mogło, że to stanowczo
za mało, jednak dla nas dwojga była to kupa czasu. Gdyby nie fakt,
iż pięć dni przed zaślubinami, kończę szkołę, pewnie
zaczęlibyśmy szykować wszystko tydzień przed uroczystością.
Pierwszą osobą, którą postanowiłam powiadomić o tym, był mój tato. Po paru sygnałach usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Krzysztof Kowalsky, słucham?
-Znowu nie sprawdziłeś kto dzwoni przed podniesieniem słuchawki.
-Znowu nie sprawdziłeś kto dzwoni przed podniesieniem słuchawki.
-Ach, Lilliane!
-Dzwonię do Ciebie, ponieważ są
pewne komplikacje. - postanowiłam troszkę go wkręcić.
-Co się dzieje? Coś w wytwórni?
-Właściwie to jest poważna sprawa.
Nie mam pojęcia czy uda mi się z niej wyjść.
-Dziecko, w co Ty się wpakowałaś?!
-Wychodzę za mąż! - wykrzyczałam, a
z głośnika usłyszałam chlipanie. - Tato, płaczesz?
-Może trochę. - zaśmiał się. -
Moja mała księżniczka w końcu urosła. Niewiarygodne, jeszcze
niedawno zmieniałem Ci pieluchy.
-Niedługo przyniosę Ci zaproszenie do
biura.
-Lilliane, wyślij do domu. Jestem
jeszcze w Polsce.
-Jak to w Polsce? - zdziwiłam się.
-W firmie wszystko świetnie gra, a ja
nie miałem serca zostawiać Twojej matki. Ta kobieta jest jeszcze
piękniejsza niż wtedy, gdy ją poznałem. Szczerze to zacząłem
szykować już dokumenty, by szybciej oddać Ci ChristopherAris.
-Zaskoczyłeś mnie. Nie wiem czy
jestem już na to gotowa.
-Spokojnie, mam zaufaną kadrę, Ty
będziesz właścicielem, a oni zrobią wszystko za Ciebie i pomogą
wszystko rozwijać, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Kiedy ten
ślub?
-14 lutego, miejsce i godzina będą
podane na zaproszeniu.
-To już za miesiąc! Dasz radę
wszystko załatwić?
-Tato, czy ja nie dam rady? Ja, Twoja
córka, nie da rady? - zaśmialiśmy się.
Jako pierwszym, zajęliśmy się
zaproszeniami. Razem z Hyukiem, uznaliśmy, że chcemy zrobić coś
oryginalnego. Po gorącej burzy mózgów doszliśmy do wniosku, że
każdy z gości dostanie inne, spersonalizowane zaproszenie. Jako, iż
żyjemy w dobie komputerów postanowiliśmy, że będziemy pisać
wszystko odręcznie. Przy drugiej setce zaproszeń zgodnie
stwierdziliśmy, że był to najgorszy pomysł na jaki wpadliśmy,
jednak wciąż wytrwale wypisywaliśmy słowa do naszych przyjaciół.
Kolejnym priorytetem był wybór
świadków. Dla mnie wybór był prosty, od samego początku
wiedziałam, iż Jihae jest jedyną, odpowiednią kandydatką.
Również Sanghyuk nie miał problemu z wyborem. Od razu wiedział,
że jego świadkiem zostanie Yook Sungjae, maknae BTOB. Nie
musieliśmy dwa razy prosić, nasi świadkowie zgodzili się od razu.
Miejscem nie musieliśmy się
przejmować. Hotel firmy taty, a już niedługo mojej, posiada dwie
ogromne sale, które idealnie pasowały do naszej wizji. Również i
przy tej okazji kateringiem zająć miała się firma ojca Hyuka.
Znajomi, którzy rok wcześniej brali
ślub polecili nam świetną kapelę, która oferowała również
zabawianie gości. Zaś same zaślubiny miał nam umilić głos
Shannon. Marzyła ona o tym, by zaśpiewać na naszym ślubie. Nie
mogłam, ani też nie chciałam jej odmawiać. Nie dowiedziałam się
jaki utwór wybrała, ponieważ stwierdziła, że jest to tajemnica.
Cóż, pozostawało mi wierzyć w nią.
-Jesteśmy tutaj drugą godzinę. Jeśli
zaraz się nie zdecydujesz, wybiorę pierwszą, która wpadnie mi w
ręce i będziesz musiała ją wziąć. - odrzekła podirytowana
Nana.
-Ale ja naprawdę nie wiem, co wybrać.
- złapałam się za głowę.
O ile wszystko inne szło jak po maśle,
tak za nic nie dawałam sobie rady z wyborem sukni ślubnej. Jedna
była zła, bo zbyt kiczowata, druga nie, bo brzydko optycznie
uwypukla brzuch, nasta nie taka, bo znika w niej biust. Biegałam
pomiędzy przymierzalnią, a salą z lustrem. Zapewne byłoby
łatwiej, gdybym wiedziała jaką suknię chciałabym mieć. Niestety
ja nie miałam pojęcia jak powinna wyglądać ta idealna. Nie
wiedziałam czy lepsza będzie długa czy może krótka, nad kolano,
w kolorze kości słoniowej czy klasyczna, biała. Shannon i Jihae,
które mi towarzyszyły bardzo chciały pomóc mi w wyborze, jednak
tak samo jak ja, nie wiedziały co jest dla mnie odpowiednie. Gdy już
traciłam nadzieję trafiłam na nią. KLIK Kiedy tylko ją założyłam
i ujrzałam siebie w lustrze, wiedziałam, że właśnie mam na sobie
moją, idealną suknię.
Przygotowania do ślubu zajęły nam
więcej czasu, niż podejrzewaliśmy. Ukończyłam szkołę z
wyróżnieniem, nie zdążyłam jednak się tym nacieszyć, ponieważ
jakby wraz z mrugnięciem oka, nadszedł najpiękniejszy dzień w
moim wspólnym życiu z Hyukiem.
Od rana krzątałam się jak szalona.
By Hyuk nie zobaczył mnie w sukni przed uroczystością wraz z moimi
kobietami, zarezerwowałyśmy dodatkowy pokój w hotelu. Nigdy nie
wierzyłam w żadne przesądy, jednak te ślubne są na tyle ciekawe,
że postanowiłam się do paru odnieść. I tak oto założyłam
niebieską majtki, pożyczoną od Nany bransoletkę oraz stare
kolczyki, które dostałam po babci. Róże w moim bukiecie
pozbawione zostały kolców, a welon zakładała mi Shannon, ponieważ
powinna robić to panna.
Kiedy ukończyłyśmy przygotowania i
pokazałam się wszystkim, mama nie mogła ukryć wzruszenia i z
uśmiechem na ustach cichutko łkała.
Sala, w której miała odbyć się
uroczystość, urządzona została w minimalistycznym stylu. Cudowną
atmosferę stworzyły białe lampki, które zwisały z sufitu i
delikatnie migotały. Miejsce, w którym czekał na mnie urzędnik
wraz z moim ukochanym ozdobione było pięknymi, białymi różami.
Mimo ogromnego stresu wszystko szło tak jak zaplanowane było.
Nadszedł czas złożenia przysięgi małżeńskiej. Oboje
zdecydowaliśmy, iż przygotujemy własne, nieszablonowe przysięgi.
„Kochana Żono uroczyście Ci
przysięgam na świadków biorąc gości,
że kochał Cię będę mocno i dochowam wierności. (…)
że kochał Cię będę mocno i dochowam wierności. (…)
A gdybym sprowokował łzy
niewieście,
Niechaj mnie ukarzą sprawiedliwi teście.
Niechaj mnie ukarzą sprawiedliwi teście.
Ja Han Sanghyuk, biorę sobie ciebie
Lilliane Kowalsky, od czasu do czasu,
na siebie, żeby ci dobrze było, pieniądze żebyś wszystkie oddawała,
dobrze gospodarzyła, dużo dzieci urodziła i szczęśliwa ze mną była.”
na siebie, żeby ci dobrze było, pieniądze żebyś wszystkie oddawała,
dobrze gospodarzyła, dużo dzieci urodziła i szczęśliwa ze mną była.”
„Kochany Mężu uroczyście
przysięgam Tobie,
że nie zawiodę Cię nigdy i wstydu Ci nie zrobię. (…)
że nie zawiodę Cię nigdy i wstydu Ci nie zrobię. (…)
Gdybym Cię zawiodła, zmarnowała
życia choć kawałek
Niech mnie ukarze sprawiedliwa teściowa i w jej ręku wałek.
Niech mnie ukarze sprawiedliwa teściowa i w jej ręku wałek.
Ja Lilliane Kowalsky, biorę sobie
ciebie Han Sanghyuka za męża, żebyś mało spał,
rano,w południe i w nocy mnie kochał
i na resztę godzin jeszcze siły miał.”
rano,w południe i w nocy mnie kochał
i na resztę godzin jeszcze siły miał.”
Hyuk przy swojej przysiędze popłakał
się ze śmiechu. Ja zaś ze śmiechu nie mogłam trafić obrączką
w palec ukochanego. Po tradycyjnym „Możesz pocałować panną
młodą” nastąpiła kolej na śpiew Shannon. Z szoku prawie
stanęło mi serce. Nasza kochana skomponowała przepiękną,
spokojną wersję „Paradise Lost” Gain. Wspaniały głos Williams
przepełniał nie tylko nasze uszy, ale też serca. Oboje drżeliśmy
z poruszenia, a w naszych oczach szkliły się łzy. Niespodzianka
udała się.
Po oficjalnej części nadszedł czas
na wesele i czyste szaleństwo. Druga sala, dwukrotnie większa od
poprzedniej była urzeczywistnieniem moich marzeń. Wszystko
urządzone było w bieli i błękicie. Wszędzie znajdowały się
pachnące lilie. Stoły uginały się zarówno pod koreańskimi jak i
typowo polskimi potrawami. Zgodnie z polską tradycją, ukochany
przeniósł mnie przez próg na rękach. Patrzył mi wtedy głęboko
w oczy i uśmiechał się ciepło.
Uważałam moją rodzinę za spokojną
i cichą. Po moim weselu zmieniłam zdanie. Gdy nadszedł czas
pierwszego toastu wszyscy zaczęli głośno wykrzykiwać „gorzko,
gorzko”. Po paru okrzykach również koreańska część gości
zaczęła skandować owe hasło. Zmuszeni byli więc do gorącego
pocałunku.
Niestety zabrakło nam czasu na naukę
pierwszego tańca, więc jedynie bujaliśmy się szczęśliwi do
rytmu piosenki. Na szczęście gościom spodobały się nasze
wygibasy i zostaliśmy nagrodzeni głośnymi brawami.
Po północy nadszedł czas na
gratulacje od rodziny i znajomych.
Jako pierwsi do mikrofonu podeszli
rodzice Sanghyuka. Życzyli nam dużo wytrwałości, szczęścia, a
także dziękowali mi za to, że przyjęłam miłość ich syna.
Kolejni byli moi rodzice. Mama już po
paru pierwszych słowach wzruszyła się i zaniemówiła, więc tato
odebrał jej mikrofon i zaskoczył gości wyszukanymi żartami, a
także zawstydzał mnie wspominając moje najgorsze wpadki z
dzieciństwa. Wolałabym nie pamiętam, że jako mała dziewczynka
jadłam mrówki, przez co rodzice nie mogli zostawiać mnie samej na
podwórku, a także tego, że próbowałam wysmarować Walerego
benzyną i spalić. Cóż, brazylijskie telenowele tego mnie
nauczyły.
Następni przemawiali Jihae z Sungjae,
jako iż byli oni naszymi świadkami. Były to kolejne osoby, które
z uśmiechem na twarzy opowiadały o rzeczach, przez które razem z
Hyukiem mieliśmy ochotę zakopać się pod ziemią. Jak oni mogli
wspomnieć o tym, jak będąc na wsi, poślizgnęłam się na krowiej
kupie, a po długim locie, wylądowałam na kolejnej? Okrutni
sadyści.
Ku mojemu zaskoczeniu do mikrofonu
podszedł również Ilhoon.
-Witajcie. Nazywam się Jung Ilhoon i
znam pannę młodą lepiej niż własną kieszeń. Przede wszystkim
gratuluję Ci Lilliane, że udało usidlić Ci się tego szaleńca. -
wszyscy zaśmiali się. - Oszczędzę Ci upokorzeń i okroję
wszystko ze szczegółów. Gdy się poznaliśmy myślałem „boże,
ta dziewczyna nigdy nie będzie miała chłopaka”. Byłaś wredna i
nieatrakcyjna. Jestem bardzo dumny, że to właśnie ja miałem
okazję widzieć jak powoli wyrastała z Ciebie wspaniała kobieta,
która ponad wszystko zawsze stawia rodzinę i przyjaciół. Cieszę
się, że jesteś tutaj. Dziś jest Twój dzień, więc chciałbym Ci
to powiedzieć. Lilliane, kocham Cię.
jejku śluczna sukienka! *-*
OdpowiedzUsuńomo ta przysięga z teściami haha
te "wpadki" z dzieciństwa mnie zniszczyły XD nie spodziewałam się po Lil, że była małą zabójczynią hehe.
No...czekam na epilog. Całe opowiadanie mi się bardzo podobało. Ulubione moment? Ich sprzeczki, upadek na szklaną szafkę.
Czekam również na oneshoty! Zdradzisz może z kim będzie pierwszy?
Pozdrawiam~
jeeej, ale super ślub ^*^
OdpowiedzUsuńŚlub z biasem ;3 oooo tak! :D
To ostatnie wyznanie Ilhoona.. mam nadzieję, że to było takie przyjacielskie, a nie.. co ten Ilhoon sobie myśli w takim momencie! :o
No nic.. czekam na epilog ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Nie ma to jak czytać rozdział w autobusie... Gdybym miała krótszą drogę, to zapomniałabym wysiąść.
OdpowiedzUsuńPrzysięgi były boskie, ogólnie cały rozdział był świetny.
Nie mam ulubionego momentu, bo musiałbym przepisać całe opowiadanie. Powinnam ci podziękować, że zostawiłaś mi adres bloga, bo naprawdę wkręciłam się w tę historię. Dziękuję, że mogłam to przeczytać.
Oczywiście czekam na epilog i inne twoje prace. Weny :)