niedziela, 9 sierpnia 2015

Anyone looking for the paradise lost? 19.

Możecie mi wierzyć lub nie, ale jest to ostatni rozdział tego opowiadania. Pozostał nam jeszcze epilog i oficjalnie zakończymy moje pierwsze opowiadanie.
Jakby ktoś nie wiedział - jeśli naciśniecie na "KLIK", które znajduje się w tekście, będziecie mogli zobaczyć zdjęcie "tego czegoś" (nie będę wam mówić, doczytajcie sami).



Drogę przebyliśmy w zupełnej ciszy. Drżąc, wtulałam się w Sanghyuka. Nie wiedziałam co się stało i jak poważne są obrażenia chłopaków. Byłam przerażona, czułam się winna, przecież gdybym nie wysłała ich wcześniej do domu, byliby teraz z nami, cali i zdrowi. Starałam się być spokojna, jednak myśl, że coś mogło stać się chłopakom, sprawiało, że brakowało mi oddechu.
Niewiele brakowało, bym wywróciłam się w szaleńczym biegu do izby przyjęć. Na szczęście tuż obok był mój ukochany, który w ostatniej chwili złapał mnie i obronił przed spotkaniem z kostką brukową.
Okłamałam pielęgniarkę, podając się za osobą upoważnioną do udzielania informacji na temat stanu zdrowia. Omal nie zemdlałam, gdy okazało się, iż z moimi mężczyznami jest wszystko w porządku. Żadnych poważnych obrażeń, złamań, skaleczeń, jedynie lekkie stłuczenia i szok. Właściwie to zabrano ich do szpitala tylko po to, by wykluczyć obrażenie wewnętrzne, których badania nie wykazały.
Nie potrafię opisać radości jaka towarzyszyła mi, gdy zobaczyłam ich zdrowych, śmiejących się z siebie. Wszyscy, kawałek po kawałku opowiedzieli nam co się stało. Menadżer zaczął już skręcać na nasz parking, gdy samochód z tyłu nie wyhamował i uderzył w nich. Na szczęście oba auta jechały powoli, więc nawet wstrząs nie był szczególnie silny. Chłopcy chcieli iść po tym wszystkim do domu, jednak menadżer nalegał, by mimo wszystko udali się na badania. W tej sprawie byłam po jego stronie, ponieważ doskonale wiem, iż niektórych obrażeń czasami nie widzi się, ani nie czuje.
Po podpisaniu potrzebnych dokumentów, wszyscy wróciliśmy do domu.

Siedzieliśmy na kanapie, oglądając jakąś kiepską dramę. Obecnie mieliśmy więcej chwil dla siebie, ponieważ po comebacku i wszystkich galach, cały zespół dostał trochę wolnego czasu, a co się z tym łączyło – nie miałam z kim pracować, więc również ja mogłam trochę się polenić. Leo z liderem pojechali na siłownię, popracować trochę nad swoimi ciałami. Ken, Hongbin i Ravi najprawdopodobniej spali u siebie, na dole. My z Hyukiem również postawiliśmy na słodkie lenistwo.

-Kochanie. - przerwał ciszę.
-Hm?
-Niedługo kończysz szkołę, prawda? - zapytał cicho.
-Tak. O co chodzi?
-Bo wiesz... właściwie to.. - był wyraźnie speszony. - Jesteśmy zaręczeni... i, ten...
-Halo! - pomachałam mu dłonią przed twarzą. - Konkrety, Sanghyukkie, konkrety.
-Pobierzmy się jak najszybciej. Najlepiej zaraz po ukończeniu szkoły. - wyrzucił to z prędkością światła.
-Skąd ten pośpiech? Boisz się, że Ci ucieknę? - zaśmiałam się.
-A uciekniesz? - udawał przerażonego.
-Jak tylko nadarzy się okazja. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Właściwie to nie mogę się doczekać, aż zobaczę Cię w białej sukni z welonem. - delikatnie, chyba nieświadomie, uśmiechnął się. - Chciałbym, żebyś nosiła moje nazwisko i żebym w końcu mógł o Tobie mówić „moja żona”.
-Han Lilliane. - zamyśliłam się. - A może Lilliane Kowalsky - Han?
-Kupilibyśmy apartament, a później dom za miastem.
-Z ogrodem? - przerwałam mu.
-I z ogromną fontanną na środku. Tak jak sobie wymarzyliśmy. - odgarnął opadający kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Z ogromnym balkonem?
-Z ogromnym balkonem. - powtórzył po mnie.
-Posadzisz drzewo?
-Oczywiście.
-A gromadka dzieci?
-Gromadka dzieci? - na jego twarzy wymalował się grymas.
-Żartuję, głuptasie. - oparłam głowę o jego ramię i wróciliśmy do oglądania dennego serialu.

Początkowo myślałam, że tak szybki ślub był tylko chwilową zachcianką Hyuka, jednak ten nie dawał za wygraną i wciąż na mnie naciskał. Nie widziałam żadnych przeciwwskazań, byliśmy zakochaną parą, która ze względu na biznes prędzej czy później i tak zawarłaby związek małżeński., więc w końcu zgodziłam się. Ustalenie daty nie było dla nas żadnym problemem. Po paru telefonach, wszystko było już gotowe. Nasz ślub miał się odbyć czternastego lutego, czyli za nieco ponad miesiąc. Niektórym wydawać by się mogło, że to stanowczo za mało, jednak dla nas dwojga była to kupa czasu. Gdyby nie fakt, iż pięć dni przed zaślubinami, kończę szkołę, pewnie zaczęlibyśmy szykować wszystko tydzień przed uroczystością.

Pierwszą osobą, którą postanowiłam powiadomić o tym, był mój tato. Po paru sygnałach usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Krzysztof Kowalsky, słucham?
-Znowu nie sprawdziłeś kto dzwoni przed podniesieniem słuchawki.
-Ach, Lilliane!
-Dzwonię do Ciebie, ponieważ są pewne komplikacje. - postanowiłam troszkę go wkręcić.
-Co się dzieje? Coś w wytwórni?
-Właściwie to jest poważna sprawa. Nie mam pojęcia czy uda mi się z niej wyjść.
-Dziecko, w co Ty się wpakowałaś?!
-Wychodzę za mąż! - wykrzyczałam, a z głośnika usłyszałam chlipanie. - Tato, płaczesz?
-Może trochę. - zaśmiał się. - Moja mała księżniczka w końcu urosła. Niewiarygodne, jeszcze niedawno zmieniałem Ci pieluchy.
-Niedługo przyniosę Ci zaproszenie do biura.
-Lilliane, wyślij do domu. Jestem jeszcze w Polsce.
-Jak to w Polsce? - zdziwiłam się.
-W firmie wszystko świetnie gra, a ja nie miałem serca zostawiać Twojej matki. Ta kobieta jest jeszcze piękniejsza niż wtedy, gdy ją poznałem. Szczerze to zacząłem szykować już dokumenty, by szybciej oddać Ci ChristopherAris.
-Zaskoczyłeś mnie. Nie wiem czy jestem już na to gotowa.
-Spokojnie, mam zaufaną kadrę, Ty będziesz właścicielem, a oni zrobią wszystko za Ciebie i pomogą wszystko rozwijać, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Kiedy ten ślub?
-14 lutego, miejsce i godzina będą podane na zaproszeniu.
-To już za miesiąc! Dasz radę wszystko załatwić?
-Tato, czy ja nie dam rady? Ja, Twoja córka, nie da rady? - zaśmialiśmy się.

Jako pierwszym, zajęliśmy się zaproszeniami. Razem z Hyukiem, uznaliśmy, że chcemy zrobić coś oryginalnego. Po gorącej burzy mózgów doszliśmy do wniosku, że każdy z gości dostanie inne, spersonalizowane zaproszenie. Jako, iż żyjemy w dobie komputerów postanowiliśmy, że będziemy pisać wszystko odręcznie. Przy drugiej setce zaproszeń zgodnie stwierdziliśmy, że był to najgorszy pomysł na jaki wpadliśmy, jednak wciąż wytrwale wypisywaliśmy słowa do naszych przyjaciół.
Kolejnym priorytetem był wybór świadków. Dla mnie wybór był prosty, od samego początku wiedziałam, iż Jihae jest jedyną, odpowiednią kandydatką. Również Sanghyuk nie miał problemu z wyborem. Od razu wiedział, że jego świadkiem zostanie Yook Sungjae, maknae BTOB. Nie musieliśmy dwa razy prosić, nasi świadkowie zgodzili się od razu.
Miejscem nie musieliśmy się przejmować. Hotel firmy taty, a już niedługo mojej, posiada dwie ogromne sale, które idealnie pasowały do naszej wizji. Również i przy tej okazji kateringiem zająć miała się firma ojca Hyuka.
Znajomi, którzy rok wcześniej brali ślub polecili nam świetną kapelę, która oferowała również zabawianie gości. Zaś same zaślubiny miał nam umilić głos Shannon. Marzyła ona o tym, by zaśpiewać na naszym ślubie. Nie mogłam, ani też nie chciałam jej odmawiać. Nie dowiedziałam się jaki utwór wybrała, ponieważ stwierdziła, że jest to tajemnica. Cóż, pozostawało mi wierzyć w nią.

-Jesteśmy tutaj drugą godzinę. Jeśli zaraz się nie zdecydujesz, wybiorę pierwszą, która wpadnie mi w ręce i będziesz musiała ją wziąć. - odrzekła podirytowana Nana.
-Ale ja naprawdę nie wiem, co wybrać. - złapałam się za głowę.

O ile wszystko inne szło jak po maśle, tak za nic nie dawałam sobie rady z wyborem sukni ślubnej. Jedna była zła, bo zbyt kiczowata, druga nie, bo brzydko optycznie uwypukla brzuch, nasta nie taka, bo znika w niej biust. Biegałam pomiędzy przymierzalnią, a salą z lustrem. Zapewne byłoby łatwiej, gdybym wiedziała jaką suknię chciałabym mieć. Niestety ja nie miałam pojęcia jak powinna wyglądać ta idealna. Nie wiedziałam czy lepsza będzie długa czy może krótka, nad kolano, w kolorze kości słoniowej czy klasyczna, biała. Shannon i Jihae, które mi towarzyszyły bardzo chciały pomóc mi w wyborze, jednak tak samo jak ja, nie wiedziały co jest dla mnie odpowiednie. Gdy już traciłam nadzieję trafiłam na nią. KLIK Kiedy tylko ją założyłam i ujrzałam siebie w lustrze, wiedziałam, że właśnie mam na sobie moją, idealną suknię.

Przygotowania do ślubu zajęły nam więcej czasu, niż podejrzewaliśmy. Ukończyłam szkołę z wyróżnieniem, nie zdążyłam jednak się tym nacieszyć, ponieważ jakby wraz z mrugnięciem oka, nadszedł najpiękniejszy dzień w moim wspólnym życiu z Hyukiem.

Od rana krzątałam się jak szalona. By Hyuk nie zobaczył mnie w sukni przed uroczystością wraz z moimi kobietami, zarezerwowałyśmy dodatkowy pokój w hotelu. Nigdy nie wierzyłam w żadne przesądy, jednak te ślubne są na tyle ciekawe, że postanowiłam się do paru odnieść. I tak oto założyłam niebieską majtki, pożyczoną od Nany bransoletkę oraz stare kolczyki, które dostałam po babci. Róże w moim bukiecie pozbawione zostały kolców, a welon zakładała mi Shannon, ponieważ powinna robić to panna.
Kiedy ukończyłyśmy przygotowania i pokazałam się wszystkim, mama nie mogła ukryć wzruszenia i z uśmiechem na ustach cichutko łkała.

Sala, w której miała odbyć się uroczystość, urządzona została w minimalistycznym stylu. Cudowną atmosferę stworzyły białe lampki, które zwisały z sufitu i delikatnie migotały. Miejsce, w którym czekał na mnie urzędnik wraz z moim ukochanym ozdobione było pięknymi, białymi różami. Mimo ogromnego stresu wszystko szło tak jak zaplanowane było. Nadszedł czas złożenia przysięgi małżeńskiej. Oboje zdecydowaliśmy, iż przygotujemy własne, nieszablonowe przysięgi.

„Kochana Żono uroczyście Ci przysięgam na świadków biorąc gości,
że kochał Cię będę mocno i dochowam wierności. (…)
A gdybym sprowokował łzy niewieście,
Niechaj mnie ukarzą sprawiedliwi teście.
Ja Han Sanghyuk, biorę sobie ciebie Lilliane Kowalsky, od czasu do czasu,
na siebie, żeby ci dobrze było, pieniądze żebyś wszystkie oddawała,
dobrze gospodarzyła, dużo dzieci urodziła i szczęśliwa ze mną była.”

„Kochany Mężu uroczyście przysięgam Tobie,
że nie zawiodę Cię nigdy i wstydu Ci nie zrobię. (…)
Gdybym Cię zawiodła, zmarnowała życia choć kawałek
Niech mnie ukarze sprawiedliwa teściowa i w jej ręku wałek.

Ja Lilliane Kowalsky, biorę sobie ciebie Han Sanghyuka za męża, żebyś mało spał,
rano,w południe i w nocy mnie kochał
i na resztę godzin jeszcze siły miał.”

Hyuk przy swojej przysiędze popłakał się ze śmiechu. Ja zaś ze śmiechu nie mogłam trafić obrączką w palec ukochanego. Po tradycyjnym „Możesz pocałować panną młodą” nastąpiła kolej na śpiew Shannon. Z szoku prawie stanęło mi serce. Nasza kochana skomponowała przepiękną, spokojną wersję „Paradise Lost” Gain. Wspaniały głos Williams przepełniał nie tylko nasze uszy, ale też serca. Oboje drżeliśmy z poruszenia, a w naszych oczach szkliły się łzy. Niespodzianka udała się.

Po oficjalnej części nadszedł czas na wesele i czyste szaleństwo. Druga sala, dwukrotnie większa od poprzedniej była urzeczywistnieniem moich marzeń. Wszystko urządzone było w bieli i błękicie. Wszędzie znajdowały się pachnące lilie. Stoły uginały się zarówno pod koreańskimi jak i typowo polskimi potrawami. Zgodnie z polską tradycją, ukochany przeniósł mnie przez próg na rękach. Patrzył mi wtedy głęboko w oczy i uśmiechał się ciepło.

Uważałam moją rodzinę za spokojną i cichą. Po moim weselu zmieniłam zdanie. Gdy nadszedł czas pierwszego toastu wszyscy zaczęli głośno wykrzykiwać „gorzko, gorzko”. Po paru okrzykach również koreańska część gości zaczęła skandować owe hasło. Zmuszeni byli więc do gorącego pocałunku.
Niestety zabrakło nam czasu na naukę pierwszego tańca, więc jedynie bujaliśmy się szczęśliwi do rytmu piosenki. Na szczęście gościom spodobały się nasze wygibasy i zostaliśmy nagrodzeni głośnymi brawami.

Po północy nadszedł czas na gratulacje od rodziny i znajomych.
Jako pierwsi do mikrofonu podeszli rodzice Sanghyuka. Życzyli nam dużo wytrwałości, szczęścia, a także dziękowali mi za to, że przyjęłam miłość ich syna.
Kolejni byli moi rodzice. Mama już po paru pierwszych słowach wzruszyła się i zaniemówiła, więc tato odebrał jej mikrofon i zaskoczył gości wyszukanymi żartami, a także zawstydzał mnie wspominając moje najgorsze wpadki z dzieciństwa. Wolałabym nie pamiętam, że jako mała dziewczynka jadłam mrówki, przez co rodzice nie mogli zostawiać mnie samej na podwórku, a także tego, że próbowałam wysmarować Walerego benzyną i spalić. Cóż, brazylijskie telenowele tego mnie nauczyły.
Następni przemawiali Jihae z Sungjae, jako iż byli oni naszymi świadkami. Były to kolejne osoby, które z uśmiechem na twarzy opowiadały o rzeczach, przez które razem z Hyukiem mieliśmy ochotę zakopać się pod ziemią. Jak oni mogli wspomnieć o tym, jak będąc na wsi, poślizgnęłam się na krowiej kupie, a po długim locie, wylądowałam na kolejnej? Okrutni sadyści.
Ku mojemu zaskoczeniu do mikrofonu podszedł również Ilhoon.

-Witajcie. Nazywam się Jung Ilhoon i znam pannę młodą lepiej niż własną kieszeń. Przede wszystkim gratuluję Ci Lilliane, że udało usidlić Ci się tego szaleńca. - wszyscy zaśmiali się. - Oszczędzę Ci upokorzeń i okroję wszystko ze szczegółów. Gdy się poznaliśmy myślałem „boże, ta dziewczyna nigdy nie będzie miała chłopaka”. Byłaś wredna i nieatrakcyjna. Jestem bardzo dumny, że to właśnie ja miałem okazję widzieć jak powoli wyrastała z Ciebie wspaniała kobieta, która ponad wszystko zawsze stawia rodzinę i przyjaciół. Cieszę się, że jesteś tutaj. Dziś jest Twój dzień, więc chciałbym Ci to powiedzieć. Lilliane, kocham Cię.



3 komentarze:

  1. jejku śluczna sukienka! *-*
    omo ta przysięga z teściami haha
    te "wpadki" z dzieciństwa mnie zniszczyły XD nie spodziewałam się po Lil, że była małą zabójczynią hehe.
    No...czekam na epilog. Całe opowiadanie mi się bardzo podobało. Ulubione moment? Ich sprzeczki, upadek na szklaną szafkę.
    Czekam również na oneshoty! Zdradzisz może z kim będzie pierwszy?
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  2. jeeej, ale super ślub ^*^
    Ślub z biasem ;3 oooo tak! :D
    To ostatnie wyznanie Ilhoona.. mam nadzieję, że to było takie przyjacielskie, a nie.. co ten Ilhoon sobie myśli w takim momencie! :o
    No nic.. czekam na epilog ^^

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak czytać rozdział w autobusie... Gdybym miała krótszą drogę, to zapomniałabym wysiąść.
    Przysięgi były boskie, ogólnie cały rozdział był świetny.
    Nie mam ulubionego momentu, bo musiałbym przepisać całe opowiadanie. Powinnam ci podziękować, że zostawiłaś mi adres bloga, bo naprawdę wkręciłam się w tę historię. Dziękuję, że mogłam to przeczytać.
    Oczywiście czekam na epilog i inne twoje prace. Weny :)

    OdpowiedzUsuń