niedziela, 13 grudnia 2015

GUILTY - rozdział szósty

Zanim zaczniecie czytać chciałabym wam podziękować! Liczba wyświetleń na blogu przekroczyła 5000! Liczba ta przyszła tak szybko i niespodziewanie, że nie zdążyłam przygotować niczego specjalnego na tę okazję. Dziękuję tym, którzy owe wyświetlenia nabijają. Dzięki tej rosnącej wciąż liczbie chce mi się pisać i jeszcze tego nie rzuciłam. Jeszcze raz dziękuję!



Od razu wiedziałam na co przeznaczę moją pierwszą wypłatę. Z maleńkim pakunkiem, na miękkich nogach, szłam do pokoju Mingyu. Po trzech głębokich wdechach zapukałam do drzwi dwukrotnie, a kiedy usłyszałam pozwolenie, ukryłam za plecami prezent i nieśmiało przekroczyłam próg. Ming leżał na łóżku, robiąc coś na swoim smartfonie. Tradycyjnie w pokoju słychać było muzykę, która była nieodłącznym elementem jego życia. Właściwie chyba jego głośniki nigdy nie przestawały działać. W tym momencie w całym pokoju rozbrzmiewał głos Gain. Mingyu od debiutu Brown Eyed Girls obserwował Son Gain, był jej ogromnym fanem. Uważał ją za uosobienie kobiecości, chodzący seksapil.

-Przeszkadzam? - gdy tylko mnie zobaczył odłożył telefon.
-Nie żartuj sobie, wchodź. - usiadł na skraju łóżka.
-Masz. - wyciągnęłam dłonie z pakunkiem przed siebie, a Mingyu natychmiast wstał i okazując szacunek odebrał prezent obiema rękami. - Wiem. Nie jest to coś luksusowego, ale jednak liczę, że ci się spodoba. Może nie powinnam kupować tego? Mam gdzieś rachunek, mogę to jeszcze zwrócić...
-Chcesz zginąć? - przyłożył mi palec do ust. - Nie? To bądź już cicho. Jest super, piękniejszej bransoletki jeszcze nigdy nie widziałem. - pocałował mnie delikatnie w czoło, a potem podał mi srebrną bransoletę. - Założysz mi?
-Jasne. - nie wiedzieć czemu drżały mi dłonie i bezskutecznie walczyłam z zapięciem bransoletki.
-Hej! Od kiedy takim wstrętnym dziewuchom trzęsą się ręce? Huh? Myślałem, że takie rzeczy są niemożliwe. - zaśmiał się, gdy w końcu mi się udało. - Zostań jeszcze ze mną. Posłuchaj tej piosenki, jest niesamowita.

Melodia była spokojna, a głos Gain wydawał się być uzależniający. Położyłam się na łóżku Mingyu i czekałam, by ten również się położyć, jednak on zrobił coś zupełnie innego. Przyciągnął krzesło spod swojego biurka pod same łóżko, usiadł na nim i zaczął na mnie patrzeć. Byłam zadziwiona tym co zrobił i zastanawiało mnie dlaczego po prostu nie położył się obok. Moje zdziwienie musiało być widoczne, ponieważ szybko uzyskałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania.

-Dziadek, ojciec mojej mamy, kiedy jeszcze żył, często mówił mi, bym nigdy nie kładł się obok kobiety, z którą nie łączy mnie więź małżeńska. Był z Białorusi i stamtąd przywiózł różne dziwne zwyczaje, zachowania. Nie wiem dlaczego tak często o tym wspominał, ale postanowiłem tego przestrzegać. Staruszek przeżył wojnę, ale miał ogromne zaniki pamięci, zdarzało się, że zapominał jak wygląda jego żona. Skoro pamiętał taką pierdołę, musi być w tym coś szczególnego, nie? W sumie nieważne.

Minęło mnóstwo czasu, a my wpatrzeni w siebie wciąż słuchaliśmy jednej i tej samej piosenki. Może to wpływ Mingyu, może ta melodia miała w sobie coś szczególnego, ale z każdym kolejnym odtworzeniem odkrywałam w niej coś nowego, tajemniczego, uzależniającego.

-Guilty. - krzyknął za mną, gdy wychodziłam.
-Hm?
-Tytuł piosenki. 

▀▀

-Wyglądałeś tutaj jak ta postać z bajki... ten, no! - dusiłam się śmiechem. - Ferb!
-A Ty zaraz będziesz wyglądać na pobitą! - delikatnie uderzył mnie albumem ze zdjęciami w głowę.

Zawsze dzień przed rocznicą śmierci naszych rodziców przeglądałam z bratem stare zdjęcia, które trzymały wspomnienia w naszych głowach. Każde zdjęcie pokazywały inne wydarzenia z naszego życia. Nasz ojciec robił zdjęcia przy każdej możliwej okazji, zupełnie jakby czuł, że kiedyś tylko one będą nam przypominać o tym jak wyglądali. Sześć lat temu, gdy rodzice świętowali rocznicę ślubu jakiś pijany kretyn odebrał im życie. Swoją ciężarówką wjechał na przeciwny pas i wgniótł samochód naszych rodziców w budynek.

-Co raz bardziej przypominasz mamę. - powiedział patrząc na zdjęcie młodej Park Kyuyoung.
-Pewnie musi być zasmucona tym, że jej lustrzane odbicie siedzi w takim gównie.
-Kyungri, niczego złego nie robimy. Nikogo nie zabijamy, nie wyniszczamy. Oni sami się zabijają, sami wybrali taką drogę, a my... My nie robilibyśmy tego, gdyby ktokolwiek chciał nam pomóc.

Nie robilibyśmy tego, gdyby nie moja głupota. Chciałabym zwalić winę na młody wiek, jednak wiedziałam, że to wszystko było przez moją próżność, okropny charakter. Gdy rodzice zmarli, nikt się nami nie zainteresował. Wszystko przekonani byli, że mając ogromny spadek poradzimy sobie we dwoje. Możliwe, że poradzilibyśmy sobie, gdybym nie była zapatrzoną w siebie egoistką. Nie potrafiłam zrezygnować z prowadzonego dotychczas życia, właściwie nawet nie próbowałam tego zrobić. Mając mnie na głowie, Alexander szybko stracił majątek, będąc zmuszonym kupować mi wszystko na co miałam ochotę, bo w końcu „mama i tata na pewno by mi to kupili”. Kiedy roztrwoniliśmy cały spadek, Alexander rzucił szkołę, by zacząć zarabiać na nasze utrzymanie. Dopiero, gdy utraciliśmy wszystko, dotarło do mnie co właściwie się stało.
Cztery lata temu, zupełnie przed przypadek, Alex poznał ludzi, którzy wkręcili go w brudny, narkotykowy biznes. Nauczyli go wszystkiego od podstaw. Od tamtego momentu Alexander zostało zamienione na Okasian. Szybko zauważyliśmy, że dilerka to rekordowo szybki zarobek. W parę miesięcy odbiliśmy się od dna, udało nam się odkupić nasz dom i powrócić do starych standardów życia. 



▀▀


-Gdzie są... Auć! - w tym momencie paczka papierosów uderzyła mnie w czoło.
-Tutaj. - zaśmiał się Ming i pokazał mi język.
-Oppa. - próbowałam być słodka. - To bolało...
-Nie marszcz tak czoła, bo zrobią ci się zmarszczki. - klepnął mnie palcem w zmarszczoną skórę. - I nie rób więcej aegyo, bo zacznę się ciebie bać.

Prychnęłam pod nosem. Mojemu aegyo nikt, poza nim, nie potrafi się oprzeć. Chciałam rzucić go, w ramach zemsty, paczką papierosów, która chwilę wcześniej trafiła mnie w głowie, jednak zauważyłam nauczyciela idącego w naszą stronę, więc owa paczka w ekspresowym tempie znalazła się w mojej torbie. O mało nie stanęło mi serce, gdy nagle ktoś złapał mnie za talię i pociągnął do tyłu. Porywaczem okazała się Kyungri, która lśniła jak miliony monet. Jak to możliwe, że ta dziewczyna wyglądała nieziemsko mając na sobie zwyczajny, puchaty, biały sweter, skórzane, czarne spodnie i białe trampki przed kostkę?

-Nie nosisz mundurka? - zapytałam.
-Albo mam niewymiarowe ciało, na które potrzeba jakiś specjalnych kroi, albo krawcowa jest leniwa. Czekam już drugi tydzień na niego, ale nie o tym przyszłyśmy gadać.
-W takim razie przejdź, proszę do rzeczy, eonni. - zaśmiałyśmy się, ponieważ po raz pierwszy użyłam formalnego tonu.
-Szefunio chciałby cię poznać. Był zachwycony, gdy usłyszał jak dobrze poradziłaś sobie pierwszego dnia pracy.
-Kiedy?
-Będę pisać. Wolałam Cię uprzedzić.
-Przed czym?
-Mój brat to flirciarz i typowy podrywacz. Lepiej przygotuj się na tanie gadki rodem z dram. - poszarpała mi włosy.


▀▀


Rozmowa z Tzuyu dała mi ogromnego kopa. Poczułam się odważniejsza i po raz pierwszy od tygodni szłam po szkolnym korytarzu z podniesioną głową. Motywujące słowa Bloody obudziły we mnie, skrywaną głęboko w mojej świadomości, odwagę. Nie chciałam już być ofiarą. Wiedziałam, że nie jestem z tym problemem sama, i że jestem w stanie go rozwiązać. Oparłam się o ścianę, włożyłam w uszy słuchawki i słuchając muzyki czekałam na przyjaciółkę, która zaspała i miała przyjechać dwadzieścia minut później niż zwykle.


▀▀


Po rozmowie z Kyungri pożegnałam się z moim chłopakiem i poszłam odszukać Jessi. Jednak to ona znalazła mnie i rzuciła mi się na szyję.

-Zróbmy coś niedobrego. - szepnęła mi do ucha.
-Hm? - wskazała palcem przed siebie.

Park Chanmi. Nasza mała, słodziutka Chanmi właśnie bawiła się swoim telefonem. Jako pierwsza ruszyłam w jej kierunku, zostawiając Jessicę w tyle. Dziewczyna nie zauważyła mnie, więc podskoczyła jak oparzona, gdy szarpnęłam za jej słuchawki, które z hukiem upadły na podłogę.

-Ale masz świetny telefon! - udałam zachwyt.
-Pokaż, też bym taki chciała! - Jessi stanęła po mojej lewej stronie.
-Nie. - odpowiedziała nam po dłuższej chwili.
-Co? - Jessica chyba nie uwierzyła w to co właśnie usłyszała. - Dawaj powiedziałam.
-Nie. - jej odpowiedź zaskoczyła mnie totalnie.

Nie byłam przygotowana na odmowę i przez chwilę nie wiedziałam co mam począć. Jessica zawsze ma w zanadrzu przygotowany plan awaryjny. Również w tym przypadku szybko zareagowała. Szybkim, zdecydowanym ruchem zaplątała włosy Chanmi w swoją dłoń. Szarpiąc za nie, zmusiła ją do podążania za nią. Kierunek, w który zmierzałyśmy był oczywisty – damska toaleta. Gdy tam weszłyśmy przed lustrem stały dwie dziewczyny, jednak widząc co się kroi, prawie biegnąc opuściły te pomieszczenie. Dopiero po ich wyjściu Jessica puściła włosy Chanmi i silnie pchnęła ją na ścianę. Zaczęłam sprawdzać czy kabiny są puste.

-Czysto. - rzuciłam do przyjaciółki.




A co do samego rozdziału, jest krótko, ale dynamicznie. Jak widzicie akcja co raz bardziej się rozkręca, mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza. Macie może jakieś uwagi, sugestie? ;)

3 komentarze:

  1. ...
    Nawet nie chcę myśleć, co się teraz stanie...chcę to przeczytać! xD Tak samo nurtuje mnie to, jak przebiegnie rozmowa z "szefuniem", tym bardziej, że Jiyeon jest zajęta O.o
    Życzę weny i czekam na następny rozdział c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja się rozkręca, ale tej przemocy jest troszkę dużo.Czy dzisiejsze dziewczyny na prawdę są takie brutalne?Oj, coś mi się zdaję, że mała oberwie, bo na pomoc raczej nie może liczyć.Rozmowa z "szefuniem" też będzie "ciekawa".
    Poczekamy, przeczytamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Supi rozdział! Akcja się rozkręca! Bardzo podoba mi się, że podczas zmiany narratora, widać też różnicę w charakterach dziewczyn ;3
    Fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń