Gdy siedziałam w samolocie, który
przetransportować miał mnie prosto na lotnisko Incheon, w głowie
zadawałam sobie ciągle te same pytania, a odpowiedzi na nie wciąż
nie potrafiłam odnaleźć. Wydawało mi się niemożliwe, że
pogrzeb Chanmi zakończy nasz strach, że nagle będziemy mogli
odetchnąć z ulgą, będziemy mogli powiedzieć „ale nam się
upiekło”. Nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego życia bez
strachu, iż któregoś dnia ktoś odkryje naszą zbrodnię, ktoś
wskaże nas jako sprawców. Przez dziewięć bitych miesięcy
codziennie towarzyszyła nam obawa, jak więc mogło to opuścić nas
tak nagle? Spojrzałam na Mingyu siedzącego tuż obok mnie. Całymi
miesiącami był jakby niewzruszony, zaś dzisiaj na jego twarzy
malowało się zmartwienie. Byłam ciekawa czy męczą go te same
wątpliwości co mnie.
-Ming, to już koniec? - splotłam
nasze dłonie.
-Tak skarbie – spojrzał na mnie z
troską – jesteśmy bezpieczni. Teraz nic już nam nie grozi.
Jedyne co mogło nam teraz zagrozić to
wyrzuty sumienia. To właśnie one mogły podciąć nam skrzydła,
odebrać radość życia i wepchnąć w dołek. Wyrzuty sumienia,
które właśnie teraz dawały mi w kość. Wiedząc, że to koniec,
powinnam odetchnąć z ulgą, zacząć skakać ze szczęścia i
klaskać w dłonie. Ja jednak wciąż czułam ucisk w klatce
piersiowej, znów widziałam wszystkie obrazy z tego dnia, gdy tylko
zamykałam oczy. Wydawać by się to mogło dziwne, jednak nie byłam
w stanie wyobrazić sobie tego, jak miałoby wyglądać moje życie,
gdy wreszcie zniknęłaby obawa, że ktoś pociągnie nas do wzięcia
odpowiedzialności za śmierć Chanmi.
Oparłam głowę o okno taksówki,
wciąż silnie ściskając dłoń mojego chłopaka. Obserwowałam
zaciekawiona mijające mnie obrazy. Nie byłam w Korei od dwóch
miesięcy, a czułam się, jakbym była tu po raz pierwszy w swoim
życiu. Wszystko wydawało się takie nowe, zupełnie inne, niż to,
co zostawiłam za sobą. Zupełnie jakby miasto zakleiło dziurę po
naszej dwójce i postanowiło żyć tak, jak gdyby nigdy nas tu nie
było.
Zastanawiałam się co powiem
przyjaciołom, jeśli mogłam ich jeszcze tak nazwać. Od mojego
wyjazdu nie rozmawialiśmy zbyt często. Właściwie od miesiąca nie
miałam kontaktu z żadnym z nich. Znałam jedynie niewielką cząstkę
faktów o ich obecnym życiu.
Kyungri wysłała mi pocztówkę z
Australii. Wyjechałam tam z Joonyoungiem, z którym zaręczyła się.
W krótkim liście wyjaśniła mi, że była jego pierwszą miłością,
do której tęsknotę zatuszował niewiele wartym uczuciem do mnie.
Po wszystkich traumatycznych przeżyciach, uczucia odżyły i
postanowili spędzić resztę życia razem. Niedawno otworzyli
ogromną klinikę weterynaryjną, w której otwarci pomagali,
zachwyceni powrotem „uroczej księżniczki”, rodzice Younga.
Alexandrowi wreszcie udało się
zakończyć ten brudny biznes, sprzedał dom po rodzicach i wyjechał
do Hong Kongu. Tam poznał wspaniałą dziewczynę... i słuch o nim
zaginął. Ponoć wybrali się na roczną wycieczkę po Europie.
Okasian zawsze chciał zobaczyć Grecję, był nią zafascynowany od
dziecka, nawet nauczył się języka greków.
Z Jessicą nie mam kontaktu. Z tego co
zaobserwowałam na jej SNS, dziewczyna mieszka sobie w Miami i
prowadzi beztroskie życie. Praktycznie co weekend na jej profilach
pojawiają się masy zdjęć z imprez, wyjazdów. Wciąż
zastanawiało mnie czy ona naprawdę nie odczuwa wyrzutów sumienia
czy może jest tak niesamowitą aktorką.
Kaplica pogrzebowa pękała w szwach.
Nie byłam w szoku, Chanmi poszukiwana była w całym kraju,
ogłoszenia o jej zaginięciu pojawiały się w każdej telewizji,
wiele razy w ciągu dnia. Wszyscy byli przejęci jej zaginięciem,
obcy ludzie oferowali pomoc w jej szukaniu. Wszędzie kręcili się
ubrani na czarno ludzie, niosący ze sobą masę białych kwiatów.
Zaśmiałam się do siebie w duchu, nawet wyrzuty sumienia nie mogły
zagłuszyć wewnętrznego głosu, który mówił mi, że niesłusznie
zrobili z Chanmi idealnego aniołka. Przecież przed jej śmiercią
nie była taka na jaką ją kreowali. Nie uczyła się dobrze, już w
pierwszym miesiącu, bez żadnych starań, przegoniłam ją w
rankingu ocen. Kontakty z jej rodzicami nie były tak piękne, jak
pokazywano w telewizji. Każdy wiedział, że nie rozmawia z ojcem, a
jej matka wiecznie o coś ją winiła.
Samotnie podeszłam do urny, nad którą
wisiało zdjęcie naszej ofiary. Zarażała uśmiechem. Dotknęłam
kamiennego naczynia, jednak szybko cofnęłam dłoń, ponieważ
poczułam jak kamień pali moje palce. Przez chwilę nie wierzyłam
swojemu ciału, jednak zbytnio bałam się, by dotknąć jeszcze raz
urny i sprawdzić czy naprawdę jest gorąca.
Całą ceremonię pogrzebową trzymałam
Mingyu za ramię. Czułam się fatalnie, miałam wahania temperatury,
raz uderzało mnie ciepło, by po chwili robiło mi się zimno. Nie
wiedziałam gdzie podziać wzrok, wokoło mnie ludzie płakali,
zanosi się szlochem, a ja nie czułam nawet współczucia. Wzrokiem
szukałam moich przyjaciół, jednak nikogo nie mogłam zlokalizować.
Jedynie po chwili rozglądania się, dostrzegłam Tzuyu, tuż koło,
jak podejrzewałam, rodziny Chanmi. Dziewczyna pocieszała jakiegoś
staruszka, sama jednak nie roniła łez.
Rozpłakała się dopiero, gdy podczas
mowy pożegnalnej zwróciła się do zabójców swojej przyjaciółki.
Życzyła nam, by karma nas dopadła, jednocześnie wybaczając nam
ten czyn. Jej słowa mocno mnie uderzyły, więc postanowiłam stawić
jej czoła.
Mingyu chciał wrócić do hotelu od
razu po ceremonii. Był zmęczony podróżą, a już jutro w południe
mieliśmy wracać do domu. Pożegnałam go, więc i samotnie
czekałam, aż tłum się rozluźni, ludzie pójdą do swoich
mieszkań, powrócą do codzienności. Nie trwało to długo, gdy
dojrzałam Tzuyu. Siedziała samotnie na ławce. Szybkim krokiem
skierowałam się ku niej i usiadłam tuż obok.
-Tzuyu, bardzo mi przykro. - zaczęłam,
nie wiedząc co właściwie mam powiedzieć.
-Nie żartuj sobie. - dziewczyna
zaśmiała się ironicznie. - Przed kim chcesz udawać? Przede mną?
No przestań.
-Hm?
-Rozejrzyj się. Nikogo tu nie ma. Możesz być sobą, mów swobodnie, a nie baw się w jakieś szopki.
-Rozejrzyj się. Nikogo tu nie ma. Możesz być sobą, mów swobodnie, a nie baw się w jakieś szopki.
-Słucham? - zupełnie nie wiedziałam
o co jej chodzi.
-No nie wierzę. - tym razem zaśmiała
się tak głośno, że parę osób odwróciło się w naszą stronę.
- Wciąż niczego się nie domyśliłaś?
-Czego miałam się nie domyślić?
Powiesz mi wreszcie coś zrozumiałego?
-Jesteś naprawdę – położyła mi
dłoń na ramieniu i spojrzała w oczy. - głupia. To był wszystko
układ. Rozumiesz? Układ. Wszyscy zabawili się Twoim kosztem.
-Ale jak? - moje serce zaczęło bić
jak szalone.
-Tak po prostu. Wszystko od początku
było ukartowane. Myślisz, że wybór Chanmi na kozła ofiarnego to
był przypadek? Niby wszyscy Twoi przyjaciele byli w to zamieszani, a
jednak to Ty miałaś największy wkład w jej dręczenie. Każdy
obserwował Cię z boku, a Ty odwalałaś całą brudną robotę.
-A Mingyu? - bałam się odpowiedzi na
to pytanie, jednak moja ciekawość wygrała.
-Jeszcze pytasz? - znów zaśmiała
się. - To brat Jessi, naprawdę łudzisz się, że o niczym nie
wiedział? Sam wybrał miejsce, w którym miałaś zabić Chanmi...
tylko, że spieprzyłaś robotę i Jessica musiała wszystko po Tobie
poprawić. Pamiętasz jak po tym jak zaginięcie Chanmi się wydało,
przybiegłam do was?
-Mhm. - obraz zaczął wirować mi przed oczami.
-Mhm. - obraz zaczął wirować mi przed oczami.
-Myślisz, że co wtedy powiedziała mi
Jessica? Jesteś naprawdę tak naiwna, że myślałaś, iż kazała
mi spadać, a ja, zrozpaczona przyjaciółka, tak po prostu jej
posłuchałam? Poprosiła, żebym nie robiła więcej scen, bo Twój
książę zakochał się i miał obawy czy nie będziemy mieć trupa,
bo gdybym zjawiała się częściej, mogłoby Ci stanąć serce ze
strachu.
-Dlaczego ona? - słowa ledwo
przechodziły mi przez gardło.
-Nie wiem. - uśmiechnęła się. -
Wszystko na koszt Jessi.
Jeszcze chwilę patrzyłam na Tzuyu, a
następnie ze łzami w oczach zaczęłam biec przed siebie. Teraz już
byłam pewna, że to koniec. Wiedziałam, że właśnie dzisiaj coś
się skończyło. Zbliżając się do ulicy, wykręciłam znany mi
numer.
-Kocham Cię. - powiedziałam, gdy
tylko usłyszałam głos Mingyu, następnie rozłączyłam się i
zwróciłam do kierowcy taksówki. - Proszę na komendę policji.
Jest to ostatni rozdział tego opowiadania, ale jeśli myślicie, że to wszystko... to lepiej poczekajcie na epilog. Tyle ode mnie... do zobaczenia niebawem! :)
Coooo…? Opadła mi szczęka, jak to przeczytałam. Tzuyu? Serio? O.O Nie domyśliłabym się za nic, że ona była w to zamieszana. Naprawdę sprytnie to wymyśliłaś.I nawet Mingyu wiedział, że to tylko "gra"… Wyjaśniło się, co powiedziała Jessica. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńWyda ich? Tak myślałam, ale straszysz epilogiem, to może okazać się zupełnie coś innego.
Z niecierpliwością czekam na epilog c:
Wooow tego to ja się totalnie nie spodziewałam. Jestem pod wrażeniem.. szczerze to nie wiem co więcej napisać.. xd
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i czekam z niecierpliwością na epilog :3
http://cnbluestory.blogspot.com