poniedziałek, 13 czerwca 2016

Guilty - rozdział trzynasty


Gdy siedziałam w samolocie, który przetransportować miał mnie prosto na lotnisko Incheon, w głowie zadawałam sobie ciągle te same pytania, a odpowiedzi na nie wciąż nie potrafiłam odnaleźć. Wydawało mi się niemożliwe, że pogrzeb Chanmi zakończy nasz strach, że nagle będziemy mogli odetchnąć z ulgą, będziemy mogli powiedzieć „ale nam się upiekło”. Nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego życia bez strachu, iż któregoś dnia ktoś odkryje naszą zbrodnię, ktoś wskaże nas jako sprawców. Przez dziewięć bitych miesięcy codziennie towarzyszyła nam obawa, jak więc mogło to opuścić nas tak nagle? Spojrzałam na Mingyu siedzącego tuż obok mnie. Całymi miesiącami był jakby niewzruszony, zaś dzisiaj na jego twarzy malowało się zmartwienie. Byłam ciekawa czy męczą go te same wątpliwości co mnie.

-Ming, to już koniec? - splotłam nasze dłonie.
-Tak skarbie – spojrzał na mnie z troską – jesteśmy bezpieczni. Teraz nic już nam nie grozi.

Jedyne co mogło nam teraz zagrozić to wyrzuty sumienia. To właśnie one mogły podciąć nam skrzydła, odebrać radość życia i wepchnąć w dołek. Wyrzuty sumienia, które właśnie teraz dawały mi w kość. Wiedząc, że to koniec, powinnam odetchnąć z ulgą, zacząć skakać ze szczęścia i klaskać w dłonie. Ja jednak wciąż czułam ucisk w klatce piersiowej, znów widziałam wszystkie obrazy z tego dnia, gdy tylko zamykałam oczy. Wydawać by się to mogło dziwne, jednak nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, jak miałoby wyglądać moje życie, gdy wreszcie zniknęłaby obawa, że ktoś pociągnie nas do wzięcia odpowiedzialności za śmierć Chanmi.


Oparłam głowę o okno taksówki, wciąż silnie ściskając dłoń mojego chłopaka. Obserwowałam zaciekawiona mijające mnie obrazy. Nie byłam w Korei od dwóch miesięcy, a czułam się, jakbym była tu po raz pierwszy w swoim życiu. Wszystko wydawało się takie nowe, zupełnie inne, niż to, co zostawiłam za sobą. Zupełnie jakby miasto zakleiło dziurę po naszej dwójce i postanowiło żyć tak, jak gdyby nigdy nas tu nie było.
Zastanawiałam się co powiem przyjaciołom, jeśli mogłam ich jeszcze tak nazwać. Od mojego wyjazdu nie rozmawialiśmy zbyt często. Właściwie od miesiąca nie miałam kontaktu z żadnym z nich. Znałam jedynie niewielką cząstkę faktów o ich obecnym życiu.
Kyungri wysłała mi pocztówkę z Australii. Wyjechałam tam z Joonyoungiem, z którym zaręczyła się. W krótkim liście wyjaśniła mi, że była jego pierwszą miłością, do której tęsknotę zatuszował niewiele wartym uczuciem do mnie. Po wszystkich traumatycznych przeżyciach, uczucia odżyły i postanowili spędzić resztę życia razem. Niedawno otworzyli ogromną klinikę weterynaryjną, w której otwarci pomagali, zachwyceni powrotem „uroczej księżniczki”, rodzice Younga.
Alexandrowi wreszcie udało się zakończyć ten brudny biznes, sprzedał dom po rodzicach i wyjechał do Hong Kongu. Tam poznał wspaniałą dziewczynę... i słuch o nim zaginął. Ponoć wybrali się na roczną wycieczkę po Europie. Okasian zawsze chciał zobaczyć Grecję, był nią zafascynowany od dziecka, nawet nauczył się języka greków.
Z Jessicą nie mam kontaktu. Z tego co zaobserwowałam na jej SNS, dziewczyna mieszka sobie w Miami i prowadzi beztroskie życie. Praktycznie co weekend na jej profilach pojawiają się masy zdjęć z imprez, wyjazdów. Wciąż zastanawiało mnie czy ona naprawdę nie odczuwa wyrzutów sumienia czy może jest tak niesamowitą aktorką.

Kaplica pogrzebowa pękała w szwach. Nie byłam w szoku, Chanmi poszukiwana była w całym kraju, ogłoszenia o jej zaginięciu pojawiały się w każdej telewizji, wiele razy w ciągu dnia. Wszyscy byli przejęci jej zaginięciem, obcy ludzie oferowali pomoc w jej szukaniu. Wszędzie kręcili się ubrani na czarno ludzie, niosący ze sobą masę białych kwiatów. Zaśmiałam się do siebie w duchu, nawet wyrzuty sumienia nie mogły zagłuszyć wewnętrznego głosu, który mówił mi, że niesłusznie zrobili z Chanmi idealnego aniołka. Przecież przed jej śmiercią nie była taka na jaką ją kreowali. Nie uczyła się dobrze, już w pierwszym miesiącu, bez żadnych starań, przegoniłam ją w rankingu ocen. Kontakty z jej rodzicami nie były tak piękne, jak pokazywano w telewizji. Każdy wiedział, że nie rozmawia z ojcem, a jej matka wiecznie o coś ją winiła.
Samotnie podeszłam do urny, nad którą wisiało zdjęcie naszej ofiary. Zarażała uśmiechem. Dotknęłam kamiennego naczynia, jednak szybko cofnęłam dłoń, ponieważ poczułam jak kamień pali moje palce. Przez chwilę nie wierzyłam swojemu ciału, jednak zbytnio bałam się, by dotknąć jeszcze raz urny i sprawdzić czy naprawdę jest gorąca.

Całą ceremonię pogrzebową trzymałam Mingyu za ramię. Czułam się fatalnie, miałam wahania temperatury, raz uderzało mnie ciepło, by po chwili robiło mi się zimno. Nie wiedziałam gdzie podziać wzrok, wokoło mnie ludzie płakali, zanosi się szlochem, a ja nie czułam nawet współczucia. Wzrokiem szukałam moich przyjaciół, jednak nikogo nie mogłam zlokalizować. Jedynie po chwili rozglądania się, dostrzegłam Tzuyu, tuż koło, jak podejrzewałam, rodziny Chanmi. Dziewczyna pocieszała jakiegoś staruszka, sama jednak nie roniła łez.
Rozpłakała się dopiero, gdy podczas mowy pożegnalnej zwróciła się do zabójców swojej przyjaciółki. Życzyła nam, by karma nas dopadła, jednocześnie wybaczając nam ten czyn. Jej słowa mocno mnie uderzyły, więc postanowiłam stawić jej czoła.

Mingyu chciał wrócić do hotelu od razu po ceremonii. Był zmęczony podróżą, a już jutro w południe mieliśmy wracać do domu. Pożegnałam go, więc i samotnie czekałam, aż tłum się rozluźni, ludzie pójdą do swoich mieszkań, powrócą do codzienności. Nie trwało to długo, gdy dojrzałam Tzuyu. Siedziała samotnie na ławce. Szybkim krokiem skierowałam się ku niej i usiadłam tuż obok.

-Tzuyu, bardzo mi przykro. - zaczęłam, nie wiedząc co właściwie mam powiedzieć.
-Nie żartuj sobie. - dziewczyna zaśmiała się ironicznie. - Przed kim chcesz udawać? Przede mną? No przestań.
-Hm?
-Rozejrzyj się. Nikogo tu nie ma. Możesz być sobą, mów swobodnie, a nie baw się w jakieś szopki.
-Słucham? - zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
-No nie wierzę. - tym razem zaśmiała się tak głośno, że parę osób odwróciło się w naszą stronę. - Wciąż niczego się nie domyśliłaś?
-Czego miałam się nie domyślić? Powiesz mi wreszcie coś zrozumiałego?
-Jesteś naprawdę – położyła mi dłoń na ramieniu i spojrzała w oczy. - głupia. To był wszystko układ. Rozumiesz? Układ. Wszyscy zabawili się Twoim kosztem.
-Ale jak? - moje serce zaczęło bić jak szalone.
-Tak po prostu. Wszystko od początku było ukartowane. Myślisz, że wybór Chanmi na kozła ofiarnego to był przypadek? Niby wszyscy Twoi przyjaciele byli w to zamieszani, a jednak to Ty miałaś największy wkład w jej dręczenie. Każdy obserwował Cię z boku, a Ty odwalałaś całą brudną robotę.
-A Mingyu? - bałam się odpowiedzi na to pytanie, jednak moja ciekawość wygrała.
-Jeszcze pytasz? - znów zaśmiała się. - To brat Jessi, naprawdę łudzisz się, że o niczym nie wiedział? Sam wybrał miejsce, w którym miałaś zabić Chanmi... tylko, że spieprzyłaś robotę i Jessica musiała wszystko po Tobie poprawić. Pamiętasz jak po tym jak zaginięcie Chanmi się wydało, przybiegłam do was?
-Mhm. - obraz zaczął wirować mi przed oczami.
-Myślisz, że co wtedy powiedziała mi Jessica? Jesteś naprawdę tak naiwna, że myślałaś, iż kazała mi spadać, a ja, zrozpaczona przyjaciółka, tak po prostu jej posłuchałam? Poprosiła, żebym nie robiła więcej scen, bo Twój książę zakochał się i miał obawy czy nie będziemy mieć trupa, bo gdybym zjawiała się częściej, mogłoby Ci stanąć serce ze strachu.
-Dlaczego ona? - słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
-Nie wiem. - uśmiechnęła się. - Wszystko na koszt Jessi.

Jeszcze chwilę patrzyłam na Tzuyu, a następnie ze łzami w oczach zaczęłam biec przed siebie. Teraz już byłam pewna, że to koniec. Wiedziałam, że właśnie dzisiaj coś się skończyło. Zbliżając się do ulicy, wykręciłam znany mi numer.

-Kocham Cię. - powiedziałam, gdy tylko usłyszałam głos Mingyu, następnie rozłączyłam się i zwróciłam do kierowcy taksówki. - Proszę na komendę policji.



Jest to ostatni rozdział tego opowiadania, ale jeśli myślicie, że to wszystko... to lepiej poczekajcie na epilog. Tyle ode mnie... do zobaczenia niebawem! :)

2 komentarze:

  1. Coooo…? Opadła mi szczęka, jak to przeczytałam. Tzuyu? Serio? O.O Nie domyśliłabym się za nic, że ona była w to zamieszana. Naprawdę sprytnie to wymyśliłaś.I nawet Mingyu wiedział, że to tylko "gra"… Wyjaśniło się, co powiedziała Jessica. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewałam.
    Wyda ich? Tak myślałam, ale straszysz epilogiem, to może okazać się zupełnie coś innego.
    Z niecierpliwością czekam na epilog c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow tego to ja się totalnie nie spodziewałam. Jestem pod wrażeniem.. szczerze to nie wiem co więcej napisać.. xd
    Rozdział genialny i czekam z niecierpliwością na epilog :3

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń