Postanowiłam, że posty będę dodawała co niedzielę. I dopóki jestem "do przodu", również w czwartki.
Co do tej części... Jest ona nieco dłuższa od dwóch poprzednich, kończy bezsensowne wspominki Lilianny, a zaczyna prawdziwą, porządną akcję.
Miłego czytania♥
Jak to się stało, że straciłam
swoją pewność siebie? Gdzie ona się podziała? Nie mam pojęcia.
Nawet nie wiem kiedy dokładnie zaczęłam unikać wzroku innych
ludzi. Od kiedy zaczęłam chodzić ze spuszczoną głową, oglądając
swoje buty. Ludzie snuli różne dziwne teorię na temat tej zmiany.
Jedni mówili, że mój tato jest alkoholikiem i znęca się nade
mną. Niektórzy dokładali nawet kłamstwa, iż widzieli mnie
posiniaczoną, uciekającą w środku nocy. Usłyszałam raz, że
zbankrutowaliśmy i chodziłam głodna, a w naszym domu nie było
prądu, ani wody. Kiedyś nawet znalazłam w swojej szafce kanapkę.
Nigdy nie traciłam czasu na wymianę zdań z ludźmi, którzy byli
przekonani, że wiedzą o mnie więcej niż ja sama. Tak naprawdę
zmieniłam się. Po prostu.
Jak poznałam Hyuka?
„Było to, gdy pierwszy raz, od moich
narodzin, przyleciałam do Korei. Miałam 3 lata, a już zaczynałam
mówić w dwóch językach. Ponoć było to bardzo urocze, gdy „Mamo”
mówiłam po polsku, zaś „Tato” po koreańsku.
Właśnie wtedy pan Han zaprosił moich
rodziców na obiad do swojej rezydencji. Ojciec Hyuka jest
właścicielem sieci salonów odnowy biologicznej, które
rozprzestrzeniły się na całą Koreę Południową. Bardzo zależało
mu na tym, aby jego dzieci poznały się ze mną, ponieważ jak po
dziś dzień mówi „jesteśmy tacy sami”.
Od razu można było zauważyć, iż
moja relacja z Sanghyukiem, będzie silną relacją na całe życie,
ponieważ już od pierwszych godzin naszej dziecięcej znajomości
świetnie nam razem było.”
Od tamtego czasu niejednokrotnie
spotykałam się z Hyukiem, gdy pan Han musiał gdzieś pilnie
wyjechać, a mój tato akurat był ze mną w Seulu, podrzucał nam
swego syna, tak, byśmy oboje się nie nudzili.
To naprawdę cudowne, że praktycznie
dorastaliśmy razem. Hyukkie był dla mnie jak starszy brat. Bardzo
się o mnie troszczył i to właśnie dzięki niemu, mój koreański
z czasem zaczynał brzmieć jak język rodowitej Koreanki. Razem
uczęszczaliśmy na kurs języka norweskiego. Byłam z siebie
zadowolona, bo mimo tego, iż byłam młodsza aż 3 lata, dużo
lepiej przychodziła mi nauka tego języku.
„ - Sto lat! Sto lat! - głosy gości
roznosiły się po całym apartamencie. - Niech żyje, żyje nam! A
kto? Lilly!
Zaraz po usłyszeniu swojego imienia,
wszystkie światła zgasły, a mój tato, delikatnym ruchem dłoni,
przesunął moje ciało w odpowiednim kierunku. Zobaczyłam
dwanaście, kolorowych, płonących niebieskim płomieniem świeczek,
przepiękny biały tort i kroczącego dumnie w moją stronę
Sanghyuka.
- Pomyśl życzenie. - wyszeptał do
mnie."
Co wtedy pomyślałam? Nie mogę
powiedzieć, boję się, że gdy komuś się wygadam, owe życzenie
straci swoją moc i nigdy się nie spełni.
„ Po życzeniach od Mamy, Taty i
Walerego, nadszedł czas na Hyuka. Mimo, że zawsze czuliśmy się
przy siebie w stu procentach swobodnie, wtedy poczułam się lekko
skrępowana i zaczęłam nerwowo stukać palcami.
- Lilly. Jesteś moją przyjaciółką,
wiesz? - zaczął wyraźnie po norwesku. - Życzę Ci, żebyśmy
zawsze już byli razem, bo oboje wiemy, że tylko we dwójkę
będziemy mogli zawojować świat. - mimo iż nikt nie rozumiał
tego, co obecnie mówił, ściszył głos. - Chciałbym Ci jeszcze
życzyć, abyś była jeszcze silniejsza niż teraz, bo czekają Cię
ogromne przeszkody i utrudnienia.
Delikatnie przytulił mnie, a następnie
podał malutkie pudełeczko, gestem mówiąc, bym je otworzyła.
Granatowy pakunek skrywał w sobie dwie, srebrne obrączki. Zaskoczył
mnie ich rozmiar – były zdecydowanie za duże na nasze palce.
Hyukkie bardzo łatwo wyczytał moje myśli.
- Są za duże, ponieważ muszą nam
wystarczyć do końca życia. Obiecajmy, że zawsze będziemy je
nosić. One mają sprawić, że nigdy się nie poddamy.”
Jestem bardzo dobrą tancerką, jednak
jest rzecz, która od tańca wychodzi mi jeszcze lepiej. Od
najmłodszych lat układałam przepiękne choreografie do piosenek,
które uwielbiałam. Potrafiłam złożyć ruchy tak pięknie, z taką
dokładnością, iż wielu było pod ogromnym
wrażeniem i nie dowierzało, że dziecko, bez żadnego
doświadczenia, jest w stanie stworzyć coś tak idealnego.
Mój tato postanowił rozwinąć mój
talent i w każdej wolnej od szkoły chwili posyłał mnie na kursy,
lekcje, wykłady znanych choreografów, tak, bym doświadczenie
nabywała już w tak młodym wieku.
Miałam niecałe czternaście lat, gdy
Hyuk zadebiutował jako maknae w zespole VIXX, pochodzącym z
wytwórni najlepszego przyjaciela mojego taty – Jellyfish
Entertainment.
VIXX zostali ciepło przyjęci przez
grono kpoperów. Krytycy docenili utwór, z którym się promowali,
pochwalili również układ taneczny i umiejętności członków.
Wszystko odbywało się prawidłowo,
zaczęto pracować nad szybkim, efektownym comebackiem. Każdy był
bardzo zadowolony tym, jak VIXX szybko i prosto kierują się w
stronę sukcesu.
Kiedy myślano, że nic złego nie może
się stać, choreograf pracujący z chłopakami, postanowił odejść
z wytwórni, zostawiając wszystkich na lodzie.
Wtedy w głowie mojego taty pojawił
się, według niego, idealny plan. Za moimi plecami bardzo długo i
intensywnie negocjował z dyrektorem Jellyfish. Zaoferował niewielką
pomoc w spłacie długów, które powstały wskutek trenowania
trainee. Jak dowiedziałam się później, po czterech dniach
negocjacji, ojciec wygrał. Już następnego dnia, nie zważając na
to, iż jest środek roku szkolnego, wysłał mi bilet do Seulu i
wiadomość, żebym przygotowała więcej rzeczy, ponieważ mój
pobyt potrwa znacznie dłużej, niż dzień czy dwa.
Kiedy, będąc już na miejscu,
dowiedziałam się jaki jest powód mojego przylotu do Korei, miałam
ochotę się popłakać. Tak bardzo bałam się zadania, które
właśnie zlecił mi Kowalsky, że chciałam uciec do pierwszego
samolotu i nie wracać. „Stworzysz choreografię dla VIXX.” Te
słowa dudniły w mojej głowie i sprawiły, że tamtej nocy nie
mogłam zasnąć.
Jak doszło do tego, że podpisałam
umowę na tworzenie układów tanecznych dla VIXX przez następnych
pięć lat?
Strach, który tak bardzo mnie
paraliżował, zniknął już po paru minutach pierwszego spotkania
na sali do tańca. Zastąpiło go uczucie spełnienia, pasji.
Wątpliwości czy, aby na pewno dam radę, upłynęły z pierwszymi
sekundami piosenki. Pojawiło się, dotąd nieznane przeze mnie
uczucie. Uczucie, które doprowadziło do tego, że pokochałam moją
pracę i nigdy nie było mi tego dość.
Abym mogła spokojnie egzystować w
Polsce, wraz z menadżerami, opracowaliśmy świetny pomysł.
Dostałam kamerę i przeszłam bardzo krótki kurs obsługiwania
programu do edycji filmów. I tak, gdy dostawałam nowy utwór, do
którego ułożyć miałam choreografię, stawałam przed kamerą i
krok po kroku nagrywałam ruchy dla każdego z członków osobno.
Nagrywałam również to, gdzie i jak powinni się ustawiać oraz na
co powinni zwracać uwagę.
Czym właściwie zajmuje się mój
ojciec? Kris, a właściwie Krzysztof Kowalsky, trzy lata przed moimi
urodzinami wybrał z konta bankowego wszystkie oszczędności i
wyjechał do Korei Południowej, zostawiając żonę z synem w
Polsce. Tam udało mu się kupić ogromną, starą halę za
niesamowicie małe pieniądze. Dokładnie 14 miesięcy zajęło mu
odremontowanie hali, przygotowanie dokumentów, zebranie kadry
specjalistów i wynegocjowanie umów. Dokładnie w 14 miesięcy
stracił oszczędności swojego życia... i otworzył największą
galerię handlową w Seulu oraz stworzył własną markę -
„ChristopherAris”. Nie wiem czy to zwykłe szczęście czy może
interwencja Boga, ale galeria stała się ogromnym hitem i w ciągu
półtora roku zaczęła przynosić niewiarygodnie wysokie zyski.
Przed moimi dziesiątymi urodzinami,
tato zdążył zbudować dwa hotele i kolejną galerię, tym razem w
Pusan.
Zaś w dniu moich dwunastych urodzin,
zapisał mnie jako oficjalną dziedziczkę jego majątku.
Mimo, iż w dniu śmierci mojego taty,
uzyskam świetnie prosperującą markę oraz ogromną kwotę
pieniędzy, do niedawna żyłam spokojnie, jak normalna nastolatka w
Zagórsku, w Polsce. Do niedawna uczęszczałam do zwyczajnego,
publicznego liceum. Jeszcze tydzień temu moje życie było spokojne
i ułożone.
„Wracając w poniedziałkowe
popołudnie do domu przeżyłam lekki szok, gdy zobaczyłam mojego
tatę siedzącego w salonie razem z mamą. Do domu miał przylecieć
dopiero za trzy tygodnie. Rzecz jasna bardzo się ucieszyłam na jego
widok, jednak łzy w oczach mamy i jej nietęga mina, ostudziły mój
entuzjazm. Gdy poprosił mnie, bym za 5 minut zjawiła się w jego
gabinecie, wiedziałam, iż nie wróży to niczego dobrego. Ze stresu
moje dłonie zaczęły drżeć. Kiedy usiadłam naprzeciwko taty, w
ogromnym fotelu, czułam nieprzyjemne ciepłe ogarniające moje
ciało.
- Córeczko, pamiętasz jak
rozmawialiśmy o tym, że najlepszym rozwiązaniem dla Ciebie,
będzie związanie się z mężczyzną równie majętnym jak Ty? -
niepewnie kiwnęłam głową, czując, iż w moim gardle pojawiła
się gula, która odebrała mi mowę. - Razem z panem Han
postanowiliśmy, iż zamieszkasz w Seulu razem z Sanghyukiem, a w
ciągu najbliższych sześciu, siedmiu lat, ożenicie się, by
połączyć nasze firmy w jedną. Uznałem, że ten młodzieniec
jest dla Ciebie odpowiedni. Znacie się, więc nie będziesz miała
problemu, by żyć z nim pod jednym dachem. To jest najlepsze
rozwiązanie. Poleciłbym Ci zacząć się pakować, ponieważ
wylatujesz za dwa tygodnie. Nie przejmuj się szkołą, menadżer
Lim zajmie się wszystkimi formalnościami.”
Powiedział to tak spokojnie, jak gdyby
opowiadał mi o tym co zjadł na obiad. Ze stoickim spokojem oznajmił
mi, że wyjdę za mąż za kogoś kogo nie kocham. Tak po prostu,
zupełnie na luzie dał mi do zrozumienia, że razem z panem Han,
sprzedali swoje dzieci.
Co? Wow... Czułam się jakbym czytała czyiś pamiętnik. Najpierw spokojnie i normalnie, pojawia się Hyuk, wyjaśnienie pracy ojca, a tu nagle: "[...] sprzedali swoje dzieci" i stąd to "co" na początku komentarza. Jeszcze nie ochłonęłam XD Każda następna część jest coraz lepsza. Boję się, co będzie, jak wrzucisz tu np. dziesiątą. Pewnie spadnę z krzesła O.o
OdpowiedzUsuńCzyli... Lilly będzie mieszkać z Hyukiem... Hmm trzeba im do szafy wrzucić Ilhoona.
Czekam z niecierpliwością na czwartek i weny życzę.
Wenę mam, życz mi wytrwałości, bo już nie raz zdarzyło mi się coś porzucić ;)
UsuńCzyli... widzimy się w czwartek? ♥
Na początek przepraszam, że komentuję tylko pod jednym rozdziałem, mimo iż przeczytałam wszystkie, ale jestem na telefonie i trochę niewygodnie mi się pisze. Wiem, jak takie pojedyncze komentarze mogą irytować XD
OdpowiedzUsuńŁadnie piszesz, nie ma co. Przyjemnie się czyta i te wszystkie objaśnienia dotyczące jej życia nie są takie uciążliwe jak zdarzało mi się niekiedy czytać. Historia też wydaje mi się całkiem wciągająca, bo ja uwielbiam tematy, kiedy ktoś bierze z kimś ślub z przymusu :) poczekamy i zobaczymy jak to się dalej rozwinie. Postaram się regularnie zaglądać.
Powodzenia i pozdrawiam :)
Nie przepraszaj. Najważniejsze jest dla mnie sam fakt, że czytasz i doceniasz to co robię.
Usuńxoxo♥
Lilly mieszkająca z Sanghyukiem aaa! *__* ♡
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie piszesz, podziwiam. Opowiadanie bardzo wciąga. Na pewno od dzisiaj będę Twoją stałą czytelniczką.
Wytrwałości, pozdrawiam! ♥
Również pozdrawiam i liczę, że kolejna część również Ci się spodoba ;)
Usuńxoxo♥
Piszesz bardzo ciekawie. Ciekawie to mało powiedziane. Masz wspaniały styl i mam nadzieję, że reszta rozdziałów pisana jest tak samo i to nie jest chwilowy przypływ weny itp.;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się i wiem, ze przeczytam te opowiadanie całe i będę czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
Niestety mam niewiele czasu a dużo do nadrobienia, ale mam już zapisanego tego bloga w zakładkach wiec nie bój się PRZECZYTAM!
~Yehet