Niestety doszło do tego, czego z całego serca nie chciałam, a czego zapobiec właściwie się nie dało.
Nie lubię odchodzić bez pożegnania, więc po długiej ciszy, przyszłam się z wami pożegnać.
Bardzo chciałam dalej pisać. By poprawić swoje umiejętności, znaleźć inspirację szukałam kursów, czytałam książki, których w innym wypadku, bym nie przeczytała.
Prawie mi się udało, zaczęłam szykować coś nowego, coś co miało zaskoczyć, wzruszyć i doprowadzić do zachwytu. Niefortunnie w moim życiu stała się ogromną tragedia. Pół roku temu (17 luty) po nierównej walce z rakiem, odszedł mój pies. Kochana dziewczynka, z którą dorastałam. Dla niektórych może wydawać się to błahą sprawą, jednak dla mnie Ira była jak członek rodziny, najbliższej rodziny.
Kiedy tylko dowiedziałam się o diagnozie, próbowałam się przygotować na najgorsze, myślałam, że świetnie sobie poradzę, jednak rzeczywistość była całkiem inna. Do dziś nie potrafię się z tym pogodzić, Ira śni mi się po nocach, często wydaje mi się, że słyszę jak chodzi po mieszkaniu. Dalej doskonale pamiętam jaka w dotyku była jej sierść, jaki był jej zapach. Spędziła ze mną prawie 11 lat, wspomnień związanych z nią jest naprawdę dużo, a każde jest tak samo świeże i piękne, co rani mnie jeszcze mocniej. Dlaczego piszę o tym w swoim pożegnaniu?
Właśnie w dniu, kiedy odchodziła, gdy patrzyłam jak zasypia po raz ostatni, poczułam coś, co do dziś mi towarzyszy. Poczułam odrazę do pisania. Pomimo, iż opowiadania nie miały rzadnego związku z moim psem, jej śmierć sprawiła, że do dziś brzydzę się pisaniem.
Wciąż kocham książki, dalej czytam fanfiction, jednak nie jestem w stanie napisać choć jednego słowa do swoich opowiadań. Naprawdę brzydzi mnie to.
Nigdy nie potrafiłam się poprawnie pożegnać, zamiast zwykłego "żegnajcie" zostawiam was z prośbą. Jeśli macie zwierzątko, kochajcie je z całych sił, traktujcie jak największy skarb i nie myślcie nigdy o ich odejściu. Do tego nie da się przygotować.
środa, 19 lipca 2017
piątek, 30 grudnia 2016
Jak żyje się z depresją?
Już po tytule możecie wywnioskować,
że to co za chwilę przeczytacie nie będzie uroczym fanfiction ze
szczęśliwym zakończeniem. Dziś chciałabym poruszyć temat, który
chyba powinien być poruszony przeze mnie już dawno temu.
Każdy z nas ma jakieś pojęcie o
tym, czym jest depresja. Niektóre przekonania są słuszne, niektóre
zupełnie błędne. Trudno jednak rozstrzygnąć, które są które,
ponieważ zauważyłam, iż temat wszelkich zaburzeń i chorób
psychicznych zaszufladkowany został jako „tabu”, a sami chorzy
przez niewiedzę innych, często traktowani są jak ludzie gorszego
sortu. Dlatego też milczą oni na temat swoich zaburzeń, lub gdy
dopiero zaczynają je dostrzegać – bagatelizują i lekceważą
swój problem. Odczuwam wrażenie, że depresja traktowana jest jak
galerianki – każdy wie, że istnieją, ale nikt nigdy ich nie
spotkał. (piękne porównanie... zasługuję na nagrodę XD).
Przekonania, iż osoby chore na depresję (lub inne zaburzenia) są
wariatami, bardzo ciężko pozbyć się ze swojego umysłu, nawet
samym chorym. Sama doskonale wiem, jak długą i ciężką walkę
przebyłam, by przestać winić się za swoje zaburzenie i nie
wstydzić się o nim mówić.
Tak, cierpię na depresję. Borykam
się z nią mniej więcej od 14. roku życia tj. około 4 lata. To
właśnie wtedy zaczęłam dostrzegać w sobie niepokojące zmiany.
Nim przejdę do odpowiedzi na pytanie
zawarte w tytule, chciałabym zaznaczyć, iż przeżycia ludzi mogą
się różnić, a ja opierać będę się wyłącznie na swoim
doświadczeniu. Jak więc żyje się z depresją?
Czasem cholernie trudno, czasem zaś
tak, jakby jej nigdy nie było.
Cofając się wspomnieniami gdzieś na
granicę 1-2 gimnazjum zauważam, dopiero teraz, jak nagle, z
miesiąca na miesiąc mój charakter zmienił się zupełnie. Nie
żartuję, zu-peł-nie. Z otwartej, popularnej w całej szkole,
towarzyskiej metalówy zmieniłam się w szarą, cichą dziewczynę,
która nagle przestała mieć ochotę na kontakty z innymi ludźmi.
Wtedy myślałam, że jest to właśnie ten młodzieńczy bunt.
Myśleli tak też moi rodzice. Wszyscy zlekceważyliśmy to.
„Pobuntuje się i przestanie”. Poprawy jednak nie było, zaś
pojawił się kolejny, zlekceważony znak – zaczęłam sypiać
popołudniami. Mimo, iż nigdy nie miałam problemów ze snem,
przesypiałam całe noce, nagle zaczęłam być ospała, wiecznie
zmęczona i nie potrafiłam funkcjonować bez dwu-trzygodzinnej
drzemki po zjedzeniu obiadu. Do tego wszystkiego doszło też to, że
nagle znacznie łatwiej i częściej błahostki doprowadzały mnie do
wściekłości. Ze złości zaczęłam płakać, to też zostało
przeze mnie zbagatelizowane – przecież wiele osób płacze ze
złości... tylko nie każdy parę razy dziennie... z powodu źle
położonej poduszki czy znielubionej potrawy na obiad... Najgorsze
jednak pojawiło się w trzeciej gimnazjum. Zaczęłam się bać. Nie
potrafię opisać tego strachu. Było to uczucie, które towarzyszyło
mi co noc. Nie potrafiłam zasnąć bez zapalonego światła,
ponieważ bałam się. Bałam się, lecz gdyby ktoś zapytał się
mnie czego, nie potrafiłabym odpowiedzieć. To był nieuzasadniony
lęk, który nasilał się, gdy byłam sama, w ciemności. Zaczęłam
się ciąć. Okaleczałam swoje uda, a także przedramiona. Za każdym
razem, gdy to robiłam, myślałam jaka jestem beznadziejna robiąc
taką głupotę, jednak nie potrafiłam przestać. Gdy cięcia
zaczęły robić się głębsze i zostawiać ślady w postaci blizn,
dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Z płaczem i bolącym sercem
poszłam po pomoc do swojej Mamy. Mimo, iż jestem świetną aktorką,
ładnie się uśmiecham, do niej również zaczęło docierać już
wcześniej, iż coś złego się dzieje. Jednak nie miała pojęcia,
że jest aż tak źle.
Trafiłam pod opiekę psychologa
dziecięcego. To właśnie tam, od sympatycznej, młodej kobiety
dowiedziałam się, iż cierpię na depresję, lekką, taką, która
nie wymaga leczenia psychotropami. Przez parę miesięcy, raz w
tygodniu uczęszczałam na coś, co pani psycholog śmiała nazywać
terapią. Nie będąc zadowolona z efektów, a raczej ich braków,
zrezygnowałam z pomocy psychologa i postanowiłam walczyć na własną
rękę. Początkowo było mi trudno, nie znałam słabości, ani
mocnych stron swojego przeciwnika, ale z pomocą najbliższych
walczyłam z całych sił. Zauważyłam ogromną poprawę, przestałam
okaleczać swoje ciało, znów zaczęłam się SZCZERZE śmiać,
uśmiechać. Myślałam, że wygrałam wojnę.
Nic bardziej mylnego... Wygrałam
dopiero pierwszą rundę. Ta cholera ukryła się na długi czas,
jednak nigdy nie zginęła i wróciła z nową strategią. Wszystko
zaczęło się na nowo, gdzieś pod koniec drugiej klasy liceum i
trwa do teraz. Po raz kolejny popełniłam kluczowy błąd –
zignorowałam niepokojące sygnały. Może to dlatego, że symptomy
się zmieniły. Stałam się dzika – tak skomentowała to moja
przyjaciółka. Przestało interesować mnie poznawanie nowych ludzi,
a wręcz zaczęło lekko przerażać. I uwaga, teraz czas na
najgłupszą rzecz.. Boję się rozmawiać przez telefon, a także
odczuwam niepokój, gdy muszę rozmawiać z kimś obcym lub, kiedy
muszę wyjść sama do sklepu, lekarza. Niby głupota, ale nie wiecie
jak niesamowicie potrafi to utrudnić życie. (Potrafię zrezygnować
z jedzenia pizzy, bo Mama nie chce jej zamówić i każe zrobić to
mnie.)
Znów bardzo dużo płaczę, nie tylko
ze złości, czasem „tak po prostu”. No i najgorsze – rzeczy,
które lubię przestały sprawiać mi przyjemność, a ochotę na
robienie czegokolwiek poza spaniem straciłam. (Tak, to właśnie
powód, dla którego zawiesiłam bloga.)
Chyba najlepszym dowodem na to jak
silnie demotywuje mnie to cholerstwo, jest fakt, iż kompletnie nie
robię nic w domu. Moja Mama odkąd pamiętam, ma problemy zdrowotne,
a mój Tato nie jest w stanie zrobić wszystkiego, szczególnie, gdy
jest w pracy, a my zostajemy same z Mamą. Zawsze postanawiam sobie,
że w czymś jej pomogę. Potrafię przecież gotować, a sprzątanie
zajmuje mi znacznie mniej czasu, niż nie w pełni sprawnej Mamie...
Jednak wszystko kończy się na postanowieniach, bo gdy próbuję coś
zrobić nie mam siły. Czuję się przemęczona fizycznie i
psychicznie. Całe wolne spędziłam śpiąc. Chcę zrobić coś, ale
nie mogę, mimo że bardzo tego chcę.
Ostatnio jednak nawet spać nie mogę.
Potrafiłabym, pomimo ogromnego zmęczenia, przeleżeć calutką noc,
gapiąc się przed siebie. Czemu nie mogę zasnąć, a jedynym
sposobem bym przespała choć parę godzin są ziołowe tabletki na
sen? Ponoć to ze stresu, jestem w klasie maturalnej, więc lekarz,
do którego przyszłam z bolącym sercem, stwierdził, iż powinnam
wyluzować.
I wyluzuję, bo muszę i wiem, że
potrafię. Ostatnio moja Mama chodzi ciągle przygnębiona, jest
zmęczona, bo wszystko robi sama, gdy ja śpię w pokoju obok. Co raz
częściej się kłócimy. Dlatego wiem, że znów muszę stanąć do
walki. Nawet fakt, że gdy znowu uda mi się wygrać, za parę
miesięcy, może lat, znów będę musiała zaczynać od początku,
nie jest w stanie mnie powstrzymać. Czeka mnie jeszcze wiele trudów,
by pozbyć się depresji ze swojego życia.
Na końcu chciałabym zaapelować,
byście rozejrzeli się dokładnie wokoło. Może również obok was
znajduje się osoba, która za pięknym uśmiechem ukrywa łzy w
oczach. Pamiętajcie, że depresja nie robi z nas wariatów, jednak
bez waszej pomocy i swojej ciężkiej pracy, możemy w końcu
zwariować.
PS: Jeszcze nie zdecydowałam czy
pokażę ten tekst swojej Mamie, ale jeśli... Mamo, nie bądź zła,
niech nie będzie Ci przykro, bo to nie jest Twoja wina. Nie próbuj
też ze mną o tym rozmawiać, to jeszcze nie czas, w którym będę
się czuła komfortowo rozmawiając o tym, że w moim życiu znowu
pojawił się niechciany gość. Jest mi teraz trochę ciężko, ale
liczę, że chociaż troszkę łatwiej będzie Ci mnie zrozumieć.
środa, 21 grudnia 2016
Krótka informacja.
Pierwszy raz dodaję post poprzez telefon, więc wybaczcie jeśli wygląda on dziwnie/źle/inaczej.
Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie zawieszam bloga. Mam nadzieję, że do tej pory dobrze czytało wam się moje opowiadania i, że wrócę do was szybciej niż przewiduję.
Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie zawieszam bloga. Mam nadzieję, że do tej pory dobrze czytało wam się moje opowiadania i, że wrócę do was szybciej niż przewiduję.
wtorek, 15 listopada 2016
Artificial Love 2
Stanęłam na schodkach ogromnej
posiadłości i przeklęłam pod nosem. Niebo było czarne, a ściana
deszczu blokowała mi drogę do domu. Poczułam się jak bohaterka
filmu, pogoda stała się odzwierciedleniem moich uczuć. Nie
wiedziałam, że po moich policzkach płyną łzy, dopóki chłodny
wiatr nie rozwiał ich w kierunku włosów, powodując nieprzyjemne
uczucie zimna. Jeszcze raz zerknęłam na drzwi rezydencji rodziny
Oh, a potem spokojnym krokiem ruszyłam przed siebie, jakby nie
czując kropli deszczu upadających na mnie, mocząc ubrania i włosy.
Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni spodni, z której
wyciągnęłam swój telefon. Ekran komórki cały pokrył się wodą,
nim wymusiłam na sobie jakikolwiek ruch. Jeszcze przez chwilę
zerkałam na zdjęcie uśmiechniętego Sehuna, a potem bez wahania
usunęłam jego numer i zwolniłam kroku, idąc w prawdziwie żółwim
tempie.
Zatrzymałam się dopiero przed maleńką
cukiernią, ulicę przed swoim mieszkaniem. Przyłożyłam głowę do
szyby i przyglądałam się wykwintnym ciastom, ciasteczkom
wystawionym na półkach. Gdy zauważyłam wielki, czerwony tort w
kształcie serca dotarło do mnie, co właściwie się stało, a
dopiero, gdy zaczęło brakować mi tchu, uświadomiłam sobie, że
szlochałam żałośnie, tuląc się do witryny sklepowej.
**
Mój telefon całą noc wibrował,
odbierając mi możliwość snu. Mimo, iż nadawca połączeń był
nieznany, doskonale wiedziałam czyj głos usłyszę, gdy tylko
odbiorę. Do samego rana więc leżałam na łóżku, wpatrując się
pusto w wyświetlacz telefonu, który na przemian zapalał się i
gasł. Mogłam go wyłączyć, jednak wiedziałam, że cokolwiek by
się nie stało, jak idealna byłaby cisza otaczająca mnie, nie
zasnęłabym.
Cierpiałam, pierwszy raz czułam taką
bezsilność, połączona z uczuciem pękającego serca. Próbowałam
wytłumaczyć sobie, że to było jedyne dobre wyjście. Musiałam
odejść.
Dlaczego jednak moje serce tak bardzo
pragnęło, bym pobiegła do niego i została w jego ramionach na
zawsze...
**
-Ej! Ej! - próbowałam iść
najszybciej jak się dało, jednak już po chwili mnie dogonił. -
Wołam Cię od jakiś pięciu minut, nie słyszałaś?
-Słyszałam. - przybrałam surowy
wyraz twarzy. - Nie widziałam jednak powodu, by się zatrzymywać.
-Dzwoniłem całą noc, dlaczego nie
odebrałaś? - złapał mnie za rękę.
-Ponieważ normalni ludzie w nocy śpią.
- ujęłam jego dłoń tak, by uwolnić się z uścisku.
-Ty chyba nie spałaś, masz cienie pod
oczami. - próbowałam od niego odejść, jednak po raz kolejny
złapał mnie.
-Przestań! - wyszarpnęłam się i
prawie biegiem ruszyłam w stronę swojej sali lekcyjnej.
-Boisz się ze mną rozmawiać? -
krzyknął za mną, a ja równie szybko wróciłam się i stanęłam
tuż przed nim.
-Oh Sehun, nie boję się. Nie chcę, a
wiesz dlaczego? - mój głos stał się nagle groźny. - Dlatego, że
nie mamy o czym rozmawiać. Nie jestem twoją dziewczyną,
przyjaciółką, koleżanką, a od wczoraj nie jestem również twoją
wspólniczką.
-Ale... - widziałam jak w jego oczach
zbierały się łzy.
-Nie ma żadnych „ale”,
przestudiowałeś umowę dokładniej ode mnie, więc nie rozumiem
dlaczego tak ciężko pogodzić ci się z tym, że ją złamałeś i
musisz ponieść konsekwencje.
-A Ty jej nie złamałaś? - nagle i on
zaczął brzmieć groźnie. - Myślisz, że jestem kretynem i nie
zauważyłem jak się na mnie patrzysz?
-Tak właśnie myślę. - wiedziałam,
że nie mogę zawahać się, ani przez chwilę. - Najmądrzejszy i
najprzystojniejszy Oh Sehun jest kretynem, który myśli, że każda
dziewczyna szaleje na jego punkcie.
-Nie wierzę Ci. Grasz, jesteś świetną
aktorką.
-Jasne, że jestem. Nawet Ty uwierzyłeś
w moją fikcyjną miłość.
**
Siedziałam zawinięta w koc, patrząc
tępo w pusty punkt na ścianie, delikatnie kołysząc się na boki.
W dłoni ściskałam potwierdzenie wpłaty od rodziców Sehuna. Więc
musiał się w końcu z tym pogodzić. Właściwie spodziewałam się
tego już trochę wcześniej, gdy jego telefonu ucichły, a on
przestał pojawiać się pod moim domem, odwracał wzrok, gdy
mijaliśmy się w szkole. Każdy już wiedział, że się
rozstaliśmy. Za powód rozstania podawałam, zgodnie z umową,
niezgodność charakterów. Wiele osób zaczęło mnie potępiać.
Podczas, gdy Sehun wyglądał jak wrak człowieka, ja, podążając
za obowiązującymi mnie paragrafami, udawałam zadowoloną.
Zaczynałam żałować, że nie zainteresowałam się wieloma
podpunktami umowy, nim podpisałam pakt z diabłem. Wraz z
potwierdzeniem wpłaty, dostałam część, która opisywała okres
po rozstaniu. Zawierała ona dokładny opis tego co mi wolno, a co
jest kategorycznie zabronione. Poza ustaleniem mojego stanowiska,
pojawił się tam również punkt o zachowaniu milczenia, do końca
życia. Na szczęście to już niedługo.
**
-Dawno tu nie byłyśmy. Patrz ile się
zmieniło! - Lalisa wydzierała mi się do ucha, licząc, że uda jej
się zagłuszyć dudniącą w klubie muzykę. - Nie wiem jak mogłam
pozwolić ci tak długo obijać się w domu.
Rzeczywiście, dojście do siebie
zajęło mi więcej czasu, niż planowałam. Nim się obejrzałam
minęły dwa miesiące, odkąd zostawiłam Sehuna. Przez ten czas
praktycznie go nie widywałam, czasem jego sylwetka migała mi gdzieś
przed oczami w szkole, jednakże były to jedynie ułamki sekund. To
zdecydowanie pomagało mi w leczeniu złamanego serca, które tak
trudno się regenerowało.
Wreszcie jednak udało się, w końcu
pogodziłam się z tym, że Oh Sehun to ktoś, kogo nigdy nie będę
miała, a rozstanie było jedyną drogą, by ukrócić cierpienia,
zanim zaczęły rosnąć w siłę.
Popijałam kolejnego, kolorowego drinka
bujając się na krzesełku barowym. Byłam odwrócona w stronę
parkietu, by stamtąd obserwować przyjaciółkę, która była
bardziej pijana ode mnie. Uśmiechałam się widząc jak Lalisa
skacze śmiejąc się. Przypominała mi małą, uroczą pchełkę.
Zawsze, gdy wychodziłyśmy zatańczyć, stawała się taka
beztroska.
Kiedy napój w szklance się skończył,
odwróciłam się w stronę baru, by zamówić kolejny i o mało nie
spadłam na ziemię. Przetarłam oczy, licząc, że krążące w
mojej krwi promile alkoholu robią mi psikusa, jednak mój wzrok się
nie mylił. Siedział obok mnie. To był on. Oh Sehun. Ten Oh Sehun.
Czułam jak moje serce zaczynało bić
jak szalone, zrobiło mi się gorąco. Spanikowałam. W pośpiechu
zaczęłam szukać Lalisy w tłumie, jednak jak na złość nigdzie
jej nie widziałam.
-Zatańczysz? - poczułam jego oddech
na szyi.
**
Siedziałam na fotelu, oglądając
jakieś głupie reality show, nie zważając na płynące po
policzkach łzy. Mimo wszelkich starań, nie mogłam przestać myśleć
o tym wieczorze. Chciałam, żeby to był tylko sen. Uszczypnęłam
się miliony razy, wierząc jak małe dziecko, że w końcu otworzę
oczy w swoim łóżku. Tak jednak nie było. Wszystko co przewijało
się przez moją głowę było wspomnieniem. Wspomnieniem tańca,
który poruszył moje serce na nowo. Wspomnieniem tak silnym, że
miałam wrażenie, iż dalej czuję jego dłonie na swojej talii.
Wydawało mi się, że z każdym oddechem, wciągałam zapach jego
perfum, a jego oczy wciąż spoglądają w moje.
**
Właśnie kończyłam sprzątać
mieszkanie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam przekonana, że
Jennie postanowiła przyjść trochę wcześniej, więc nie przejęłam
się swoimi tłustymi włosami, związanymi w niedbałego koka i
koszulką, która sięgała mi jedynie do połowy ud. Z uśmiechem na
ustach otworzyłam sosnowe drzwi, już miałam się odezwać, gdy
zamurowało mnie.
-Mogę wejść? - pani Oh stała przede
mną i czekała na zaproszenie.
Rozglądała się wokoło, gdy kładłam
kubek z herbatą na stoliku, tuż przed nią. Sama usiadłam na małym
taborecie i w milczeniu się jej przyglądałam.
-Więc tak mieszkasz. - powiedziała,
bardziej do siebie, niż do mnie. - Wiesz dlaczego do ciebie
przyszłam?
-Nie. - bawiłam się skrawkiem
koszulki, bojąc się spojrzeć jej w oczy. - Wszystkie formalności
zostały załatwione, nawet przez myśl nie przeszło mi, że jeszcze
się spotkamy.
-Przyszłam, bo – zawiesiła głos i
dokończyła dopiero, gdy zerknęłam na nią. - chciałam dowiedzieć
się od ciebie prawdy. Słuchałam wersji Sehuna już tyle razy, a Ty
nie pisnęłaś nawet słowem.
-Nie mam pojęcia co mówił pani syn,
ale prawda jest taka, że złamał on zasady. - miałam wrażenie, iż
jej wzrok wyrażał niedowierzanie.
-A Ty tego nie zrobiłaś?
-Nie, proszę pani.
-Cóż. - wyciągnęła z torby sporych
rozmiarów kopertę, którą położyła na stoliku, a sama wstała.
- Wiedziałam, że tak będzie, ale nie szkodzi. Przyjdę tutaj
jeszcze raz, jutro, o tej samej porze. Zapoznaj się z tym i powiedz
mi jutro prawdę.
**
Patrzyłam na nią ze złością, co
chwilę przenosząc wzrok na dokumenty, które wczoraj mi
dostarczyła. Byłam wściekła, jak mogła zdobyć dostęp do
dokumentacji, której nawet moi rodzice nie mieli prawa zobaczyć?
Nerwowo stukałam palcami w kolano, wystukując rytm ulubionej
piosenki. Atmosfera w salonie była napięta, a cisza panująca w nim
była bardziej uciążliwa, niż największy hałas.
-Więc - pani Oh odezwała się jako
pierwsza. - czy teraz powiesz mi prawdę?
-Muszę to powtarzać, proszę pani? -
serce biło mi jak szalone.
-Posłuchaj, mój syn tak za tobą
tęskni. Ma koszmary, budzi się w nocy, ciągle mówi twoje imię
przez sen.
-Bardzo mi przykro. - czułam jak
zaczyna odejmować mi mowę. - Nasza współpraca się zakończyła,
nie mogę nic z tym zrobić.
-Dziecko, nikt nie odbierze Ci tych
pieniędzy. Wiem, ile dla ciebie znaczą.
Coś we mnie pękło. Rozpłakałam się
jak małe dziecko i nawet ciepła dłoń pani Oh, która delikatnie
klepała mnie po ramieniu nie potrafiła mnie pocieszyć. Nie wiem
ile czasu szlochałam, zalewając się łzami. Może trwało to
chwilę, może znacznie dłużej. Spojrzałam na panią Oh, a gdy
dostrzegłam w jej oczach ciepło i współczucie, zdecydowałam.
Opowiedziałam jej wszystko. Opisałam każdy szczegół tej
nieszczęśliwej doli, nie bojąc się płakać, przerywać, gdy
brakowało mi słów. A ona mnie słuchała, kiwała głową ze
zrozumieniem, a czasem sama z trudem powstrzymywała łzy.
-Nawet nie wiesz jak wielkie znaczenie
ma dla mnie to, że zechciałaś się przede mną otworzyć. Wiesz co
teraz powinnaś zrobić, prawda?
**
Nogi trzęsły mi się, tak jakby nie
mogły utrzymać ciężaru reszty ciała. Nie chciałam zwlekać,
więc bez czekania, otworzyłam drzwi, przed którymi stałam.
Miałam tyle do powiedzenia, lecz gdy
go zobaczyłam jedyne co mogłam zrobić to rzucić się mu w
ramiona, licząc, że mnie nie odepchnie. Nie zrobił tego. Objął
mnie ramionami i ścisnął mocno, jakby bał się, że zaraz
ucieknę.
-Nie wierzyłem ci. Nigdy nie
uwierzyłem. - spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
-Przepraszam Sehun, ja... - przerwał
mi.
-To nieważne. Nie mów nic, chcę
żebyś przy mnie była, to mi wystarczy.
-Sehun. - wzięłam głęboki oddech. -
Jest coś o czym musisz wiedzieć. Umieram. Lekarze dają mi czas do
dwudziestych urodzin. Zostały trzy miesiące.
Mam wrażenie, że nikt tutaj już nie zagląda. Ilość komentarzy zaczęła maleć, wyświetlenia również. Chyba moje opowiadania przestały już was zadowalać :(
PS: Może ucieszy was fakt, że zaczęłam intensywnie pracować i myśleć nad "PHOTMPFMN" (super skrót XD) ?
PS: Może ucieszy was fakt, że zaczęłam intensywnie pracować i myśleć nad "PHOTMPFMN" (super skrót XD) ?
czwartek, 29 września 2016
Artificial Love
Czytałam tekst umowy
leżącej przede mną, nieświadomie stukając długopisem w blat
drewnianego stołu. Zupełnie nie skupiałam się na czytanych
słowach, zgodziłabym się, choćby kazano mi nauczyć się mówić
w dziesięciu językach. Już miałam złożyć podpis w wydzielonej
na to rubryce, gdy usłyszałam głos chłopaka.
-Naprawdę jesteś w stanie to zrobić?
Nie sądziłem, że istnieje osoba, która zgodziłaby się na to.
Zerknęłam na niego. Przede mną
siedział dobrze zbudowany, przystojny Azjata. Miał jasną, gładką
cerę, ciemnobrązowe oczy i błyszczące, bladoróżowe usta. Włosy
w kolorze gorzkiej czekolady układały się we wszystkie strony,
jednak w tym chaosie można było dostrzec logikę. Na wcześniejszych
spotkaniach dowiedziałam się, że włada czterema językami,
posiada czarny pas w taekwondo, gra na gitarze, pianinie, skrzypcach
oraz flecie, całkiem dobrze idzie mu rysowanie, egzamin na prawo
jazdy zaliczył za pierwszym podejściem, a zaledwie miesiąc temu
miał osiemnaste urodziny.
-Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
-I niczego, ani jednego punktu nie
chcesz skorygować? Powiedziałem Ci przecież, że jeśli coś jest
problemem, można to przedyskutować.
-Oh Sehun, twoi rodzice nie przyjdą?
Wcześniej zawsze byli obecni.
-Na randki też będziemy brać ich ze
sobą? - zaśmiał się po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy.
-Wystarczą mi comiesięczne spotkania
rodzinne. - wskazałam mu palcem odpowiedni zapisek w umowie.
-Akurat tego nie można będzie
wykreślić, ani poprawić, ale możesz zmienić częstotliwość...
-Słuchaj. - przerwałam mu. - Mnie
obchodzi tylko i wyłącznie to.
Sięgnęłam po żółty zakreślacz i
szybkimi ruchami zaznaczałam interesujące mnie frazy. „Czas
trwania”. „Zasady”. „Wynagrodzenie”. „Kara za odstępstwo
od zasad umowy”. Następnie odszukałam wzrokiem wcześniej
odłożony przez siebie długopis i nie czekając na reakcję
chłopaka, złożyłam podpis na umowie, a potem wstałam z krzesła
i kierując się do wyjścia odezwałam do niego.
-Widzimy się jutro... kochanie.
**
-Gotowa? - wyciągnął w moją stronę
dłoń.
-Gotowa. - splotłam nasze dłonie i
ruszyłam pewnie w stronę drzwi.
Skłamałabym, gdybym śmiała
stwierdzić, że nie stresowałam się. Nieczęsto pojawiałam się w
szkole z niebiańsko przystojnym chłopakiem u boku. Nienawidziłam
być w centrum uwagi, jednak właśnie na to skazałam się,
trzymając za rękę nieznanego Azjatę.
Dostrzegając grupkę osób z mojej
klasy, pomachałam im szybko, a potem skierowałam się w stronę
parapetu, tuż naprzeciwko nich. Mój towarzysz oparł się o niego
plecami, następnie obejmując mnie jedną ręką i przyciągając
tak blisko siebie, że mogłam swobodnie oprzeć brodę o jego ramię.
-Wszyscy na nas patrzą. - szepnęłam
mu do ucha po koreańsku.
-Właśnie na tym to polega. Na
następnej przerwie będą mówić wyłącznie o nas.
-Oby tylko nie napisali o nas w gazetce
szkolnej. „Nowy i szara myszka z drugiej parą roku”. - zaczęłam
gładzić go po włosach, jednak ten złapał mnie za dłoń, splótł
ją ze swoją i oparł na biodrze.
-Tak lepiej nie rób, bo chyba się
zakocham.
-Już pierwszego dnia chcesz łamać
zasady umowy? Nie dziwię się, wybrałeś taką ślicznotkę. -
puściłam mu oczko.
-Właściwie uratowała Cię znajomość
koreańskiego. - wybuchnął śmiechem, a za nim ja. - Idę szukać
swojej klasy. Uwaga. Zaraz Cię pocałuję. - złożył na moich
ustach pocałunek i już po chwili zniknął w tłumie uczniów.
**
Usiadłam na zimnej posadzce i już
miałam zająć się konsumpcją kanapki z serem, gdy wokół mnie
rozsiadły się moje kochane koleżanki. Cóż. Zaczęło się.
-Jak możesz spokojnie jeść, wiedząc,
że umieramy z ciekawości? - zaczęła Rosalie, stukając mnie
delikatnie pomiędzy żebrami.
-Co to za przystojniak? Skąd go
wytrzasnęłaś? - do przesłuchania szybko dołączyła się Lalisa,
wlepiając we mnie swoje zielone oczyska.
-Hola! Hola! Nie wszyscy naraz! -
uśmiechnęłam się. - To mój chłopak. Rozdawali dzisiaj rano za
śmietnikiem to wzięłam.
-Nie żartuj sobie. - Jennie spojrzała
na mnie udawanym, groźnym wzrokiem. - Jak udało Ci się zataić
przed nami fakt, że masz chłopaka? Nie! Jak śmiałaś zataić ten
fakt?
-Nic nie zataiłam. Jesteśmy parą
dopiero od wczoraj, wcześniej tylko się spotykaliśmy. - zerknęłam
na Jennie, która wciąż mordowała mnie wzrokiem, więc szybko
dodałam. - No przestańcie! To takie ciacho, że bałam się pisnąć
chociaż słówkiem, żeby czasem nie zapeszyć.
-Jak całuje? - zachichotała Rosa.
-Tak, że masz wrażenie jakbyś umarła
i trafiła do raju. - teraz wszystkie zaczęłyśmy chichotać.
**
Siedzieliśmy w moim pokoju i
przeglądaliśmy zdjęcia, które przed chwilą zrobiliśmy.
-Albo robisz moje zadanie z matematyki,
albo dodam zdjęcie, na którym widać tego pryszcza. - stuknęłam
palcem w wyświetlacz telefonu.
-Powinienem pomyśleć o tym, by do
umowy dopisać odpowiedni artykuł dotyczący wykorzystywania i
szantażu. - mruknął i ruszył w stronę biurka.
-Przecież i tak lubisz trygonometrię!
- zaśmiałam się i już po chwili siedziałam na krześle obok
niego.
Polubiłam go. Początkowo miałam go
za zakochanego w sobie dupka, ale im więcej czasu z nim spędzałam
tym częściej dostrzegałam jak bardzo się myliłam. Mimo, iż
wciąż nie rozumiałam powodów, dla którego powstał nasz fikcyjny
związek, zaczynałam doceniać czas spędzony razem. Powoli stawał
się moim przyjacielem.
-Dlaczego liczysz cosinus, a nie sinus?
- gapiłam się w swój zeszyt zupełnie nie wiedząc o co chodzi w
tych wszystkich zapiskach.
-Gdybym wiedział, że jesteś taka
głupia, dokładnie przemyślałbym sens tego związku.
-Zapłać mi i ze mną zerwij. -
skrzyżowałam ramiona na piersi, udając obrażoną.
-Ok. W takim razie zadanie skończysz...
-Powinnam dać opis „z moim
ukochanym”, czy może „miło spędzony dzień z przyszłym
mężem”?
-GŁU-PIA. - postukał mnie palcem w
czoło.
**
Powinnam podziękować mojej mamie za
to, że pomimo protestów wysyłała mnie na naukę języka
koreańskiego. Właśnie dzięki jej uporowi, nawet będąc wtulona w
fikcyjnego chłopaka, mogłam mówić prawdę, ponieważ nikt, poza
naszą dwójką, w tej szkole nie posługiwał się tym językiem.
Była długa przerwa, właśnie żartowaliśmy z naturalności
naszych pocałunków, gdy Sehun wyciągnął podłużne pudełeczko.
-Masz. To już trzeci miesiąc jak się
ze sobą męczymy. - zaśmiał się i podał mi prezent. - Jeszcze
tylko dziewięć i każde z nas pójdzie w swoją stronę.
Otworzyłam pakunek i o mało go nie
upuściłam. W środku znajdował się przepiękny naszyjnik
wysadzany, znając majętność chłopaka, diamentami. Jednak zamiast
zainteresować się nim, bardziej interesowały mnie słowa chłopaka.
-Pójdzie w swoją stronę? Po takim
pięknym związku będziesz chciał mnie zostawić?
-Ciężko będzie przyjaźnić się,
gdy wszyscy wkoło będą wiedzieli o tym, iż rozstaliśmy się po
wielu awanturach, burzach, wyzwiskach, bla bla bla.
-Ach.. - westchnęłam.
-Głupku! - puknął mnie w czoło. -
Naprawdę nie czytałaś tej umowy?
-Chyba pominęłam parę punktów. -
zaśmialiśmy się.
-Nie martw się. Nie zmienię numeru i
będę do Ciebie pisał. - pogładził mnie po plecach.
-A gdybyś się zakochał? - nie
wierzyłam, że powiedziałam to głośno, jednak moje usta wciąż
się nie zamykały. - Co wtedy byś zrobił?
-Co mógłbym zrobić? Rodzice za nic
nie pozwoliliby mi być z Tobą, gdyby dowiedzieli się, że to coś
więcej niż umowa. Zresztą zakochać się w Tobie? Mała, nie ma
tyle alkoholu na tym świecie. - wystawił mi język.
-To tak jak w Tobie! Nie ma takich
głupich dziewczyn na świe.. Ach! - zaczął łaskotać mnie,
ciesząc się przy tym jak małe dziecko.
**
Złamałam zasady. Nie on, ja. Nie wiem nawet kiedy i jak do tego doszło. Nim zdążyłam zareagować, moje serce zaczęło szybciej bić, zaczynałam za nim tęsknić, chciałam być przytulana, zaczęłam kochać.
Moja miłość zanim jeszcze się
rozwinęła, już została spisana na straty. Doskonale zdawałam
sobie sprawę jak wielką cenę musiałabym za nią zapłacić, jeśli
on by się o niej dowiedział. Miałam gdzieś to, że pieniądze
jakie miałabym mu dać były tak wielką kwotą, iż nawet nie
potrafiłam wyobrazić sobie jak wygląda czy ile waży taka ilość
banknotów. Największą karą byłoby jego zniknięcie. Jego telefon
byłby nieosiągalny, mieszkanie stałoby puste, a on schowałby się
przede mną tam, gdzie nie mogłabym go znaleźć.
Jedyne co mogłam robić to milczeć.
Mogłam udawać, że wszystko jest tak, jak było na początku.
Mogłam oddawać pocałunki, które nic nie znaczyły. Jednak to było
najlepsze co mogłam zrobić, ponieważ tylko wtedy wciąż będzie
obok mnie.
**
-Co się tak patrzysz? - Sehun
szturchnął mnie i uśmiechnął. - Mam coś na twarzy? Czy taki
jestem piękny?
-Piękny jak kwiat róży. - wystawiłam
mu język i odwróciłam w drugą stronę.
-Jedziemy na ferie do Szwajcarii.
-Słucham? - modliłam się, żeby mój
słuch zrobił mi psikusa.
-Jedziemy do Szwajcarii.
-To pewnie bardzo duży wydatek, może
lepiej jak zostanę?
-Nie myśl, że się wykręcisz.
Rodzice już zamówili domek. Będziemy mieć własny pokoik.
-Nie chcę mieć z Tobą pokoiku. -
złapałam się za głowę.
-Jeśli pomyślałaś właśnie o tym
co ja, powinnaś oczyścić swój umysł z brudnych myśli. - znowu
się do mnie uśmiechnął, a potem zrobił skwaszoną minę. - Moja
mała przyjaciółeczka mnie nie pociąga. Fuj, to tak jakby z
siostrą. Nie, nie, nie dla mnie.
**
Od początku wiedziałam, że ten
wyjazd do Szwajcarii będzie dla ciebie tragiczny w skutkach. Już
pierwszego dnia potłukłam sobie kość ogonową, oblałam się
gorącą czekoladą, a potem zatrułam nieświeżą rybą.
Jednak najgorszy był w tym wszystkim
mróz. Kolejną noc kuliłam się pod puchową kołdrą, próbując
zwinąć się w kulkę, wciąż jednak niemiłosiernie marzłaś.
-Co się tak wiercisz? - usłyszałam
głos Sehuna z drugiego końca pokoju.
-Tak cholernie mi zimno. Chyba
przestałam czuć palce. - mruczałam niezadowolona.
-To chodź tu. - niepewnie podniosłam
głowę i spojrzałam na chłopaka.
-Gdzie?
-Do mnie. Przytulisz się i będzie ci
cieplej.
-Zwariowałeś.
-No chodź. Przecież i tak jesteś
moją dziewczyną. - zaśmiał się.
-Uważaj. Będę biegła! - krzyknęłam
i już po chwili leżałam wtulona w niego.
-I co, lepiej? - pogłaskał mnie po
głowie.
-Lepiej. - odpowiedziałam i
wsłuchiwałam się w bicie mojego serca, dudniące mi w uszach.
-Wiesz co? - po dłuższej chwili się
odezwał. - Naprawdę cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak
ty.
-Tak? - słowo „przyjaciółka”
było jak uderzenie w twarz, tak bardzo nie chciałam nią być.
-Musisz mi coś obiecać. Jak tylko
zakończymy ten głupi, udawany związek, znajdź sobie najlepszego
na świecie mężczyznę, który będzie traktował cię jak
księżniczkę, ok? - kiwnęłam głową, jednocześnie czując jak
pęka mi serce.
**
To już sześć miesięcy. Mieliśmy z
tego powodu wyskoczyć do kina, jednak godzinę przed umówioną,
Sehun zadzwonił do mnie i poprosił, byśmy spotkali się u niego w
biurze. Nie wiedziałam czemu, ale miałam naprawdę złe przeczucia,
gdy otwierałam wielkie, drewniane drzwi. Sehun siedział na krześle,
miał na sobie czarną koszulę i jeansowe obcisłe spodnie. Patrzył
tępo na jakiś plik kartek, który leżał przed nim.
-Hun? - od razu podniósł się z
krzesła i stanął naprzeciwko mnie.
-Ładnie się porobiło, co?
-Słucham?
-Złamaliśmy zasady.
-Jakie zasady? - nie rozumiałam,
przecież wszystko szło zgodnie z planem. - Zrobiłam coś źle?
-Ale wiesz co? - właśnie teraz
dostrzegłam, że jest pijany. - Nie obchodzi mnie to.
-Wytłumaczysz mi wreszcie o co chodzi?
-Nie ma się czym martwić, minus i
minus dadzą plus. - serce mi stanęło, gdy zobaczyłam jak rwie
plik kartek, który okazał się być naszą umową.
-Co Ty do cholery jasnej zrobiłeś? -
niewiele myśląc, padłam na kolana i zaczęłam zbierać kawałki
porwanej umowy. - Pomóż mi ją pozbierać, to jedyny egzemplarz!
Inaczej będę musiała odejść.
-Nie odejdziesz. Nie odejdziesz, bo
zależy Ci na mnie tak samo jak mi na Tobie. Nie potrzebujemy żadnej
umowy. - zrobiło mi się gorąco. Więc wiedział.
-Pleciesz bzdury. - nawet teraz
musiałam udawać. - Coś Ci się ubzdurało, Sehun, jesteś pijany.
-Myślisz, że nie zauważyłem? Twoje
pocałunki smakują inaczej.
-Hun, po prostu czuję się przy Tobie
swobodniej, niż na początku. - poczułam szarpnięcie i nim
zdążyłam zareagować, opierałam się na zimnej ścianie, a Sehun
stał niebezpiecznie blisko mnie.
-Więc powiedz to. - czułam jego
oddech na twarzy. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że mnie nie
kochasz.
-Oh Sehun. - wzięłam głęboki
oddech. - Nie kocham Cię, rozumiesz? Nie kocham i nie kochałam. -
chłopak odsunął się nieznacznie, patrząc na mnie wyraźnie
zszokowany. - Szykuj pieniądze, mój numer konta mają Twoi rodzice,
w razie wątpliwości, porozumiewajmy się właśnie za ich
pośrednictwem.
Chyba najdłuższy shot, jaki udało mi się stworzyć :O
Niestety, lub stety, możecie być pewni, iż nie jest to ostatnie opowiadanie z Sehunem w roli głównej, ponieważ po dłuuugich miesiącach starań, ten pan wkradł się do mojego serca i nie ma zamiaru z niego wychodzić. Cóż... mnie to odpowiada ^^
PS: Wybaczcie wszystkie błędy, ostatnie trzy akapity pisałam z zamykającymi się oczkami.
PS: Wybaczcie wszystkie błędy, ostatnie trzy akapity pisałam z zamykającymi się oczkami.
poniedziałek, 19 września 2016
Please hold on to me, please find me now - 6.
-Czyli mówi pani, że widziała go
ostatni raz w nocy przed zaginięciem?
Hayi lustrowała starego policjanta.
Miał około sześćdziesięciu lat, był niski i siwy, jednakże
zdecydowanie próbował grać złego glinę.
-Tak. Położyłam go spać w swoim
salonie, zaś sama poszłam do swojej sypialni. Gdy rano się
przebudziłam, jego już nie było.
-I nie zdziwiło Cię, że zniknął? A
może było tak, że wkurzył Cię i go sprzątnęłaś, a jego ciało
pływa teraz w jakiś ściekach?
Poczuła jak wszystko się w niej
gotuje, miała ochotę uderzyć staruszka, jednak opanowała swoją
złość, gdy spojrzała na swojego prawnika, który kiwnął
przecząco głową.
-Pani. Nie zdziwiło PANI, że zniknął.
Otóż nie, nie zdziwiło mnie to, ponieważ mój chłopak nie miał
w zwyczaju zostawać na śniadanie i wychodził zaraz po
przebudzeniu.
-Na razie nie mam więcej pytań, ale
proszę nie opuszczać miasta. Będziemy w kontakcie.
Usiadła na skórzanej kanapie,
chowając głowę w dłoniach. Była wykończona psychicznie, jej
przesłuchanie trwało prawie cztery godziny, mimo iż wydawało się
jakoby trwało całą wieczność. Było jej niedobrze, chciało jej
się płakać, jednak łzy nie chciały płynąć. Przez jej głowę
przepływało naraz tyle myśli, że miała wrażenie posiadania
tykającej bomby, gotowej w każdej chwili na wybuch.
Uniosła wzrok, gdy wyczuła czyjąś
obecność w pomieszczeniu. Przed nią kucał Bobby, podający jej
kubek gorącej kawy.
-Co robiłaś tyle czasu?
-Dopiero wypuścili mnie z przesłuchań.
Jestem taka zmęczona.
-Ciebie też tyle męczyli? Wow. To
tylko trzy dni odkąd go nie ma...
-Wyglądam na zabójczynię?
-Słucham?
-Usłyszałam dziś setki sposobów, na
które mogłabym go zabić... teraz nie wiem, który wybrać, na
moment, gdy ten dupek wróci do domu.
Hayi zaczęła się głośno śmiać,
jednak w ciągu ułamku sekundy śmiech ten zamienił się w szloch,
a jak policzki zaczęły moknąć od łez. Czuła jak Bobby klepie ją
delikatnie w plecy, jednak gest ten wcale jej nie pocieszał.
-Tak cholernie za nim tęsknię. Gdzie
on się podziewa? Co takiego zrobił, że nie może do mnie wrócić?
A co jeśli już nigdy go nie zobaczę?
-Spokojnie, wróci. Dajmy mu jeszcze
trochę czasu.
Myślała, że wybranie miejsca na
samym końcu ogromnej sali konferencyjnej uchroni ją przed
wszystkimi, jednak było to jak najbardziej mylne. Każdy z idoli
pracujących w wytwórni podchodził do niej, klepał po ramieniu czy
rzucał formułkę o tym jak bardzo jej współczuje. Dziewczynę
brzydziły takie gesty, bo doskonale znała prawdę. YG było wielką,
kochającą się rodziną wyłącznie przed kamerami, w
rzeczywistości nikt nie interesował się współpracownikami.
Z zamyślenia wybił ją Bobby, który
zajmował właśnie miejsce tuż obok Hayi. Chciał coś do niej
powiedzieć, jednak zamknął usta, gdy w sali rozbrzmiał się głos
dyrektora.
-Powód dzisiejszego zebrania jest
oczywisty. Jednak, gdyby znalazł się jednak ktoś, kto nie ma
pojęcia co tutaj robi – zebraliśmy się, by omówić działania
związane z zaginięciem Hanbina. Liczymy na szybki powrót chłopaka,
jednak ze względu na naszą politykę zaplanowaliśmy następne parę
miesięcy pracy. Zacznijmy od tego, że prace nad solowym albumem B.I
zostaną anulowane i zastąpione indywidualnymi działalnościami
pozostałych członków IKON. Lee Hayi otrzymuje osiem tygodni
wakacji, a co z tym związane, jej solowy album zostanie przesunięty
w czasie. Pozostałe plany pozostają bez zmian.
Rozejrzała się po sali. Jej serce
zaczęło szybciej bić, gdy zauważyła zadowolone miny chłopaków
z IKON. Było jej tak przykro, że na zaginięciu jej ukochanego ktoś
będzie budował swój sukces. Nie potrafiła zrozumieć jak „bracia”
mogli cieszyć się bez jednego z nich.
-Ach! Zapomniałem o jednym. Niestety
nie mogliśmy już dłużej tego ukrywać...
Długo mnie nie było, a jeszcze dłużej może nie być... Powiem wam w tajemnicy, że nawet jeśli niewiele robicie w związku z waszą szkołą i tak trudno odnaleźć jest wam czas na pasję.. a jeśli już ten czas odnajdziecie to nie liczcie, że wena będzie wam sprzyjała.
piątek, 19 sierpnia 2016
Please hold on to me, please find me now - 5.
Tym razem spanikowała nie na żarty.
Hanbin czasem zachowywał się niezdarnie, ale swój telefon pilnował
jak oczka w głowie, zawsze trzymał go blisko siebie i dbał, by
nikt inny go nie dotykał. Właściwie zgubienie telefonu było wręcz
niemożliwe, przecież urządzenie to posiadało tyle poufnych
informacji. Hanbin nie pozwoliłby na to, by trafiły one w
niepowołane ręce. Początkowo bała się zrobić ten krok, jednakże
wiedząc, że jej ukochany zniknął, nie mając przy sobie telefonu,
zdecydowała się wreszcie wykręcić ten numer.
-Dyrektorze...
-Tak Panienko Lee?
-Hanbin zniknął.
-Jak zniknął?
-Tak po prostu, nie ma go od samego
rana. Obdzwoniłam już wszystkich i nikt nie ma pojęcia gdzie on
jest.
-Próbowałaś do niego zadzwonić?
Czemu panikujesz? Przecież wiesz, że on lubi znikać bez śladu.
-Jego telefon jest u jakiegoś
mężczyzny, który znalazł go w Gangnam. Nigdy nie znikał na tak
długo, napisał mi wiadomość, że będzie wieczorem. On nie łamie
słów danych mi.
-Przestań panikować, wróci.
Rozłączam się.
Odrzuciła telefon w kąt. Do spotkania
ze znalazcą telefonu mojego chłopaka miała jeszcze ponad dwie
godziny. Zupełnie nie wiedziała co ma zrobić ze sobą przez cały
ten czas. Nerwowo kręciła się po swoim pokoju, zupełnie jakby
niespokojne stąpanie miało w jakiś sposób miało polepszyć
sytuację, w której Hayi obecnie się znajdowała. W pewnym momencie
zatrzymała się, zamarła jak gdyby nagle przemieniła się w
kamienną rzeźbę. Stało się to z powodu pomysłu, który
niespodziewanie zrodził się w jej głowie. Starała się go pozbyć
jednak on uparcie siedział w jej myślach i był tak natarczywy jak
świecąca żaróweczka z filmów.
Niepewnie wyszukała numeru wśród
kontaktów zapisanych w jej stacjonarnym telefonie, ciągle
zastanawiając się czy na pewno robi dobrze.
-Halo?
-Jimin, tutaj...
-Lee Hayi, nie wierzę! Naprawdę nie
masz wstydu.
-Nie dzwonię bez powodu, potrzebuję
Twojej pomocy.
-Jesteś niemożliwa, dziewucho.
-Tu nie chodzi o mnie. Chodzi o
Hanbina.
-Słyszysz co Ty właściwie mówisz?
Bezczelnie zniszczyłaś naszą przyjaźń, doprowadziłaś do tego,
iż mój wieloletni przyjaciel udaje, że mnie nie zna i jeszcze
bezwstydnie prosisz mnie o pomoc?
-On zniknął...
-Taka z Ciebie kochająca dziewczyna, a nie wiesz, że Twój kochaś ma w zwyczaju znikać?
-Taka z Ciebie kochająca dziewczyna, a nie wiesz, że Twój kochaś ma w zwyczaju znikać?
-Ale teraz jest inaczej. Nie pojawił
się na spotkaniu, a jego telefon znalazł jakiś przypadkowy
przechodzień... Halo? Halo?
Gdy Jimin rozłączyła się, Hayi
poczuła się tak bezradna, że chciało jej się płakać. Jedyne na
co miała ochotę to ubrać się w luźną bluzę, owinąć kocem i
zupełnie odciąć się od wydarzeń, które wydawały się dla niej
nierealne.
Znalazcą telefonu B.I okazał się
około trzydziestoletni, niczym nie wyróżniający się mężczyzna,
który nie oczekując nagrody oddał telefon chłopaka dziewczynie, a
nawet zaproponował roztrzęsionej Hayi kubek gorącej herbaty, nim
zamówiona taksówka ją odbierze.
Dziewczyna kurczowo trzymając telefon
Hanbina, odkąd przeczytała treść niewysłanego esemesa,
nieprzerwanie szlochała. Mimo, iż wiadomość mogła mieć milion
znaczeń, Hayi miała złe przeczucia, jej strach wzrósł, a jej
serce wydawało się chcieć wyrwać z ciała i pobiec w poszukiwania
ukochanego. Jeszcze parokrotnie zerkała na wyświetlacz telefonu,
czytała niewysłaną wiadomość raz po raz, szukając jakiejkolwiek
wskazówki dotyczącej miejsca pobytu jej chłopaka. Dlaczego tak
bardzo bolało ją serce, gdy podążała wzrokiem za tymi paroma
słowa?
„Nie uważasz, że za rzadko mówię
o swoich uczuciach? Kocham Cię. Lee Hayi, kocham Cię.”
Co robi się, gdy przez świeżo wytatuowaną rękę nie można spać? Tworzy się... :D
Jak już zauważyliście, udało mi się WRESZCIE stworzyć nowy wygląd, a raczej po prostu zmienić zdjęcie... a to wszystko przez to, iż ciężko śpi mi się z ręką "dyndającą" poza łóżkiem.
Jeśli chcecie więc tworzyć po nocach - tatuujcie się :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)