Chyba za szybko oceniłam tą grupkę.
Wysunęłam wnioski już w samym wstępie. A może mam racje? Może
to zawiłe powiązania sprawiły, że wszyscy podjęli tą decyzję?
Nie, niemożliwe. Ta piątka musiała być do siebie bardzo
przywiązana, polegać na sobie i darzyć się ogromnym zaufaniem. W
końcu kto normalny zrobiłby coś takiego? Właściwie wciąż byłam
pod ogromnym wrażeniem po telefonie Jiyeon. Dziewczyna oznajmiła
mi, iż jej przyjaciele zgodzili się na robotę, bez żadnych pytań
czy wątpliwości. Byli gotowi rzucić swoje codzienne obowiązki, i
bez względu na porę, wspomóc swoją małą przyjaciółkę. To
musi być przyjaźń... albo czyste szaleństwo.
-Nad czym tak rozmyślasz? - Alexander
usiadł obok mnie, od razu zmieniając kanał w telewizji, pilotem
leżącym nieopodal.
-Zgodzili się.
-Żartujesz? - przez sekundę wyglądał
na zaskoczonego, lecz już po chwili śmiał się, pokazując białe
zęby.
-Nawet chwilę się nie wahali.
-Wow. Ta dziewczyna, cwana bestia,
owinęła sobie bogaczy wokół palca. Zobaczysz, narobi takich
kłopotów jakich jeszcze ta wasza szkoła nie widziała.
-Ona? Jest niegroźna, co mogłaby
takiego zrobić? - nie zgadzałam się z bratem. - Zresztą kłopoty
nie są jej na rękę. Oni wypłacą się z tego, a ona zostanie na
lodzie.
-Jest w niej coś takiego. - zawiesił
głos.
-Podoba Ci się? - zbliżyłam się
maksymalnie blisko jego twarzy.
-Nie to. - silnie odepchnął moją
twarz dłonią. - Po prostu mam wrażenie, że kłopoty się jej
trzymają. Wiesz, coś jak fatum, które wisiało nad Antygoną.
-Że niby czego by nie zrobiła i tak
jest w dupie? - stuknęłam się palcem w czoło, wykazując
dezaprobatę. - Przestań.
Patrząc się w ekran telewizora, na
którym właśnie wyświetlana była jakaś denna drama, analizowałam
to, co powiedział Okasian. Jakoś nie zauważyłam, by nad Jiyeon
wisiała czarna chmura, a jej działania nie wyglądały na
autodestrukcyjne. Właściwie w moich oczach wszystko było na
odwrót. Ta biedna dziewczyna stała się obiektem uczuć bogatego
nastolatka. Joonyoung nie widzi świata poza nią, ściągnął ją
do stolicy, zapewnił najdroższą, renomowaną szkołę i dach nad
głową, nie chcąc niczego w zamian. Nie kazał jej wracać nawet,
gdy ta zakochała się w kimś innym. Również jej związek z Mingyu
nie wygląda mi na fatum. Oboje są w sobie mocno zakochani i mimo
ich niezdarnych zachowań, nikt nie ma wątpliwości, że są
szczęśliwi. W sumie trochę zazdroszczę jej takiego życia. Nie
miała nic, a z dnia na dzień zyskała to, na co inni pracują
czasem całe życie, by na końcu i tak tego nie uzyskać.
▀▀
Bloody obiecała nie pytać. Mimo
starań za nic nie mogłam powstrzymać łez, strachu i wstydu.
Czułam się tak upokorzona, że nie potrafiłam spojrzeć na swoje
odbicie w lustrze. Brzydziłam się swojego ciała, nie mogłam na
nie patrzeć. Tzuyu było mnie naprawdę szkoda, bardzo chciała
dowiedzieć się, co wprawiło mnie w tak mocną depresję, jednak
nie naciskała i była przy mnie, mimo tej niewiedzy. Specjalnie dla
mnie zrezygnowała z wycieczki na Tajlandię, chociaż bardzo chciała
tam pojechać. Stwierdziła jedynie, że Tajlandia nie ucieknie, a
jej przyjaciółka potrzebuje jej właśnie w tej chwili. W
pierwszych chwilach pozwoliła mi płakać, nie wychodzić z pokoju,
jednak gdy uznała, że tego wystarczy, zmieniła taktykę
pocieszania. Postanowiła, że nie mogę przecież spędzić
wieczności w swoim pokoju. Wyciągała mnie z domu na spacery,
początkowo bardzo krótkie, powoli wydłużając je. Mimo, że wciąż
czułam się bardzo źle, owe wyjścia chociaż cząstkowo mi
pomagały, a głupoty, o których gadałyśmy z Tzuyu chwilowo
pozwalały zapomnieć o upokorzeniu jakiego doświadczyłam.
Tego dnia dotarłyśmy niesamowicie
daleko, bo aż na same obrzeża miasta, na teren spalonego kompleksu
fabryk środków chemicznych.
-A wtedy on tak śmiesznie upadł. -
Tzuyu ledwo dała radę dokończyć opowieść, ponieważ prawie
dusiła się ze śmiechu. - Pamiętasz, prawda?
-Pamiętam, pamiętam. - uśmiechnęłam
się blado.
-A pamiętasz co wydarzyło się w
zeszłym roku przed twoimi urodzinami? - zaczęła chichotać, jednak
szybko przestała, gdy ujrzała to co ja.
-Niemożliwe. - szepnęłam.
-Oni? Tutaj? - Bloody była równie
zaskoczona. - To jakieś cholernie przeznaczenie?
Właśnie, czy to przeznaczenie? Przy
trzech samochodach stał nikt inny. Jiyeon, Jessica, a także cała
reszta. Śmiali się, uśmiechali, wyglądali na takich beztroskich.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, skąd wzięła się we mnie ta siła.
Poprosiłam Tzuyu, by skierowała się do domu i czekała tam na
mnie. Jeszcze parę minut stałam w miejscu, upewniając się, że
Bloody na pewno odeszła, aż w końcu pełna obaw ruszyłam w
kierunku grupki oprawców. Czułam, że właśnie dzisiaj to wszystko
zakończę. To dzisiaj musiał być tego koniec.
▀▀
Plan był prosty i wydawał się
niemożliwy do zepsucia. Okasian miał odebrać towar od
współpracowników, których przedstawił nam wyłącznie
pseudonimami. Następnie wszyscy mieliśmy, w jak najszybszym tempie
przenieść pakunki z narkotykami do furgonetki, którą miała
przyjechać Kyungri, a następnie w moim towarzystwie przewieźć je
do ich magazynu na drugim końcu miasta.
Cała fucha poszła nam bardzo
sprawnie, praktycznie od samego początku zsynchronizowaliśmy swoje
ruchy, każdym wiedział jakie ma zadanie, a więc sama robota stała
się przyjemnością. W trakcie Okasian z Mingyu prześcigali się w
opowiadaniu nieprzyzwoitych żartów, wskutek czego Kyungri trzy razy
popłakała się ze śmiechu, a mnie od tego zaczął boleć brzuch.
Mimo dobrego humoru jedna myśl wciąż
tłukła się w mojej głowie. Od wyjazdu, Hwasa, nie odezwała się
do nikogo. Nie dała znać jak minął jej lot, a także czy podoba
jej się nowy dom. Nawet Joonyoung nie dostał od niej żadnej
wiadomości. Najbardziej martwiło mnie to, że nie odbierała
również telefonu.
-Słuchajcie! - wszyscy spojrzeli na
mnie. - Po wszystkim dzwonimy do Hyeyin tak długo, aż ta dziewucha
nie odbierze tego głupiego telefonu.
-Good. - rzucił Joonyoung i wrócił
do zadania.
-W końcu musi wymięknąć, nie? -
odezwała się Kyungri, na co Mingyu przytaknął.
-A może ma nas po prostu w dupie? -
zapytała Jessica, a mnie zamurowało. - Pojechała sobie do tej
śmierdzącej Ameryki i nie ma zamiaru się z nami kontaktować? Nie
ma jej tu, więc może sobie ją odpuść?
Przez chwilę czułam się, jakby moje
kończyny były sparaliżowane. Chciałam poruszyć się, coś
powiedzieć jednak nie mogłam. Ostre słowa Jessi zupełnie mnie
zaskoczyły. Jak mogła powiedzieć coś takiego na temat Hyeyin? Ona
nigdy nie zrobiłaby nam czegoś takiego, a ten brak kontaktu z nią
na pewno był uzasadniony. Miałam ochotę coś jej odpowiedzieć,
zaprzeczyć. Jednak nie chciałam zepsuć dobrej atmosfery, więc
postanowiłam przemilczeć niezbyt przyjemne słowa Jessici.
▀▀
Skończyliśmy całe przepakowywanie
bardzo szybko, więc postanowiłam zostać z towarzystwem jeszcze
chwilę, szczególnie, że Alexander właśnie opowiadał wszystkim
najgorsze sytuacje z mojego dzieciństwa. Nie mogłam zostawić ich w
tym momencie samych, ponieważ ten gnojek upokorzyłby mnie do końca.
Po raz czwarty w tym dniu popłakałam
się ze śmiechu, gdy Okasian skończył wspominać to, jak uciekając
przed źrebakiem wpadłam twarzą w ogromną, śmierdzącą, końską
kupę, której smród wydawał się być przeze mnie wyczuwalny za
każdym razem, gdy sobie o tym przypomniałam.
Chcąc otrzeć łzy, odwróciłam głowę
w stronę dróżki. To co zobaczyłam sprawiło, że z moich ust
wydobyło się przekleństwo, a gdy Okasian spojrzał w tą samą
stronę co ja, również siarczyście przeklął. Przez chwile miałam
nadzieję, że to jakieś przywidzenie, cholerna fatamorgana, jednak,
kiedy spojrzałam na blade, zaskoczone twarze reszty towarzyszy, już
wiedziałam.
-Przyszłam tutaj, bo chciałam
żebyście wy, - przed nami stała Park Chanmi i właśnie wskazywała
palcem na Jiyeon i Jessicę. - wiedziały, iż mam zamiar pójść na
policję. Chcę zgłosić wszystko co zrobiłyście.
-Chyba zapomniałaś o zdjęciach. -
Jessi zbliżyła się do niej, miażdżąc ją wzrokiem. - Chcesz, by
każdy zobaczył w jakim staniczku chodzisz?
-Nie obchodzi mnie co zrobicie z tymi
zdjęciami. - dziewczyna wydawała się zbyt spokojna, zupełnie nie
przypominała zastraszonej Chanmi.
-Czy aby na pewno? - Jessica zbliżała
się do niej co raz bardziej, a ona cofała się wciąż.
-Tak. - dziewczyna spojrzała na
każdego po kolei. - To koniec, nie rozumiecie?
Spojrzałam na Jiyeon. Jej oczy były
zaszklone od łez, zrozumiała. Dla niej to był koniec. Widziałam
po jej minie, że była gotowa to skończyć. Zupełnie coś innego
dostrzegłam w Jessice. Wydawało mi się, iż jej oczy płoną. Nim
się obejrzałam, Chanmi stała otoczona przez czwórkę przyjaciół.
Zerknęłam na brata, kiwnął głową, abym nie wtrącała się,
więc posłusznie stanęłam u jego boku i obserwowałam to co
właśnie się zaczęło.
-Myślisz, że to tak prosto to
skończyć? - zapytała ją Jessica, a następnie popchnęła Chanmi.
Dziewczyna wylądowała w ramionach
Joonyounga, który bardzo szybko odepchnął ją w kierunku Mingyu.
Następnie znów wylądowała przed Jessicą. Trójka rzucała nią
jak nieżywą lalką. Chanmi krążyła w kręgu, potykając się o
własne nogi, właściwie latając między przyjaciółmi. Jednak,
gdy została popchnięta w stronę Jiyeon zdarzyło się coś innego.
Ji, chyba chciała przerwać cały ten cyrk i zamiast podać ją
któremuś ze znajomych, wypchnęła ją poza krąg. Jednak, gdy
nastolatka potknęła się i upadła, odskoczyła od niej i złapała
rękawa kurtki Mingyu. Chanmi nie podniosła się, a jej oczy były
zamknięte. Musiała stracić przytomność, gdy uderzyła głową w
kamienne podłoże. Wszyscy byli w szoku, nikt nie poruszył się
nawet o milimetr, jedynie ich oczu krążyły niespokojnie, jakby
szukając rozwiązania. Dopiero po chwili, która zdawała się być
wiecznością, Jessica ruszyła się z miejsca. Rozpędzona podeszła
do Jiyeon i silnie pchnęła ją w ramię.
-Na co czekasz? - krzyknęła do
przyjaciółki.
Ciućmok jestem, nie umiem ubrać w słowa tego, co znajduje się w mojej głowie.
Chciałabym po zakończeniu Guilty, dodać parę opowiadań związanych z bohaterami opowiadania, jednak mających niekoniecznie wiele wspólnego z samym opowiadaniem. Co sądzicie?